29 Dec 2008

Opowiadanie pt. SĄSIAD

Śpieszyła sie. Niemal biegła z przystanku, bo to przecież Święta za pasem a pracy jeszcze tyle w kuchni, zakupy trzeba zrobić. W tym roku zapowiedziała swoją wizytę dość spora ilość gości. Niektórzy będą nocować u niej aż do Nowego Roku!Cieszyła się, bo to nic nie szkodzi przecież, że tyle pracy ją czekalo, ale najważniejsze, że jej dom a i ona sama , trochę się ożywią, nabiorą " nowych rumieńców " Ech ten czas,zawsze go brakuje. Choćbyś człowieku dokładnie zaplanował swoją pracę, zawsze coś niespodziewanego może zmienić twe plany!I pośpiech,pośpiech.

Gonimy uciekający czas mimo, że to najlepszy z biegaczy.

Właśnie wyciągała klucze z torebki gdy ujrzała przed sobą jego charakterystyczną postać. Wysoki, dystyngowany,zawsze dobrze i nienagannie ubrany z laseczką w prawej ręce i siatką na zakupy w lewej.Musiała zwolnic biegu.

- Pewnie też skręci zaraz do domu, nie bedę mu zatrzaskiwala drzwi przed nosem - pomyslala śpiesznie - porozmawiam chwilke, życzenia złożę......

Bardzo ucieszył się, gdy ją ujrzał, kilka słów miłych powiedział.A ona, uśmiechając się, uchylając przed nim drzwi i wpuszczając przodem pomogła mu wejść do domu. Wsparty o poręcz, zaczął wspinać się po schodach opowiadając jej o troskach samotnego starszego człowieka.Nagle odwrócił się, chyba chciał jej zlożyć życzenia bo mowiac cos coraz bardziej niewyraznie, osunął się bezwładnie wprost na nią.Z uwolnionej od uścisku siatki posypały się po schodach chleb, ciasta, owoce, jakaś butelka wina rozlala się krwiście.......tylko laskę jakoś tak dziwnie mocno trzymał nadal w słabnącej z wolna dłoni.

Uklękla szybko przy jego bezbronnym ciele. Jego glowe delikatnie ułożyła na swoich kolanach i zaczęła wołać sąsiadow o pomoc.

- Może któryś się odezwie, może ktoś jest w domu - myslała, wiedząc, że pora przedpołudniowa i przedświąteczna nie sprzyja przesiadywaniu w mieszkaniach - ale na szczęście usłyszała zgrzyt zamka i zza drzwi obok wychyliła się zaspana głowa kilkunastoletniego syna sąsiadki.

- Dzwoń szybko na pogotowie - zawołała.

Patrzyła na twarz starszego mężczyzny.Widziała jak oczy mu przygasają, skóra blednie gwałtownie.Zaczeła go przytulać, muskać lekko jego policzki i białe włosy. Jej drobne, spokojne ruchy tchnęły pewnie troche życia w jego bezsilne ciało, bo nagle na jego policzkach zaczęły się pojawiać intensywne czerwone plamy. Ale nadal sie nie ruszał. Oddychał jedynie słabo.......

Gdy tak klęczała i przytulała jego glowe jakoś dziwnie spokojnie zatrzymał dla niej czas. Przypominała sobie wszystkie drobne chwile, które w przypadkowy sposób spedziła z nim.....

Osiedliła się w tym domu zaraz po przyjeździe z Polski.On byl jej sąsiadem. Opowiadano jej, że mieszkał tu od momentu, gdy wrocił z wojny , od początku lat pięćdziesiątych. Odkąd zmarła mu młoda żona był samotny. Nie zdążył doczekać dzieci.

Chyba ja lubił. Zawsze wiedział, kiedy wraca z pracy i stawal wtedy przy oknie z rozpostartymi szeroko na parapecie ramionami. Cieszył się, gdy machała mu wtedy z uśmiechem na powitanie. Czesto odbierał dla niej pocztowe przesyłki i zawsze powtarzał, że robi to z ochotą. Wyczuwała , że chciałby sobie z nią porozmawiać. Czasem wabił ją delikatnie do swojego mieszkania, a to żeby pokazać, jak pieczołowicie strzeże przesyłek dla niej, a to chcial porozmawiac o gatunku źródlanej wody, którą pije często.......coś mowił zwykłego i ...zawieszał nagle głos, jakby to nie ten temat, nie o tym chciałby jej.........

- Do trzech minut przyjedzie pogotowie - zawołał syn sąsiadki przerywając jej wspomnienia.

- Świetnie się spisałeś - powiedziała uspokojona faktem, że pomoc jest już w drodze.

Twarz staruszka ożywiona lepszym krążeniem krwii nabierała rumieńców, ale takich jakichś zbyt intensywnych i nieregularnych.

- No to pobędziemy sobie tak razem jeszcze troszkę - szepnela do starca......

Wspominała dalej, jak pewnego letniego popołudnia udało jej się wreszcie spełnić skryte oczekiwania sąsiada gdy przysiadła się przypadkiem na jego pełną słońca ławeczkę za domem .Nie wiedziała jednak o czym człowiek ów tak bardzo chciałby jej powiedzieć, a że właśnie wrociła z urlopu w Dalmacji spróbowała nawiązać rozmowę tym tematem. Starszy pan zamyslił się chwilę i zaczął opowiadać o Jugosławii jeszcze z czasow swojej umundurowanej młodości.

- Pamietam również pobyt w Polsce i Polakow, którymi dane mi było zajmować się w czasie służby....Służby w SS......powiedział cicho, patrząc jedynie przed siebie martwym wzrokiem.

Nie zastanawiała się teraz czy owego wieczora dostrzegł jej pobladłą nagle z przerażenia twarz, czy poczuł jak lodowacieje jej ciało.Myślała wtedy, że to przeciez ON mógł strzelać do tych z jej rodziny, którzy końca wojny nie dotrwali, że to przecież ON mógł wydawać rozkazy zabijania osob, których nigdy nie dane jej bylo poznać .....

Usłyszala sygnał zbliżającego się samochodu ratunkowego i z ulgą patrzyła,jak starzec, którego przytulała i gładziła po twarzy poruszał sie coraz śmielej. On być może nie przywita Nowego Roku w domu, ale najważniejsze , że znowu będzie go mogła zobaczyć w oknie , jak uśmiecha się do niej z rozpostartymi na parapecie ramionami.

19 Dec 2008

MOJE DLA WAS ŻYCZENIA NA KONIEC ROKU

W STAJENCE

modlę sie do Ciebie Nienarodzony

o wiarę w odmianę Nowych Lat nadchodzących.

Bezbronnośc dziecięcą zachowaj

delikatność kobiecą wesprzyj swoją siłą

wolność umysłom daj młodzieńczym

utul staruszkow

spracowane ręce im ucałuj

otwórz świat na ich słowa ulotne

obrusem białym stół rodzinny nakryj

spragnionych tułaczy nakarm miłością.....

modlę się do Ciebie Nienarodzony

o wiarę w odmianę Nowych Lat nadchodzących.

18 Dec 2008

Opowiadanie pt.O PIECZENIU CHLEBA DLA PRZYJACIELA, z miłością - list świąteczny -

CHLEB POTRZEBUJE DUŻO SERCA, CIEPŁA, GORĄCYCH MYŚLI JAKO PRZYPRAW, CIERPLIWOŚCI - A WYROŚNIE CI TAK, ŻE WZBUDZI TWOJE POŻĄDANIE!


Do dobierania mąki potrzeba tyleż samo ciepła, co i do przyrządzania ciasta. Mąkę na chleb dobiera się poprzez dotyk i zapach a przechowuje w przytulnej atmosferze.

Gdy się przygotowuje a potem piecze chleb, nie można sie kłócić, być o coś zazdrosnym, nie można robić żadnych innych przeciągów.

Ciasto, aby należycie Ci wyrosło, trzeba czule ugniatać, - odpowiednio dozując siłe - niezbyt słabo, ale i niezbyt mocno, no i odpowiednio długo, nie zapominając o gorącej atmosferze!

Oprócz normalnych składników muszą być odpowiednio dobrane afrodyzjakowe dodatki - czyli troszkę pieprzenie, troszkę koprowego aromatu, troszkę kolendry.....

Przygotowane ciasto wsadź pieszczotliwie do miski, otul pierzynką, żeby się nie przeziembiło i nie zapominaj o coraz gorętszych uczuciach podsycających atmosferę wokół. Ale miej baczenie, żeby ciasto podwoilo swoją objetość i siłę!

Jak już TO sie stanie, wyjmij je delikatnie, usmiechając się czule do lekko już podniecającego zapachu - ( teraz już Twój chlebek powoli odwzajemnia Ci uczucia )

Uformuj go w pożądany kształt, nie zapominając o delikatności. Pościel mu tłuszczowe, delikatne prześcieradełko i wsadź do rozpalonego ( ale bez szaleństwa ) piekarnika.

I teraz, powoli będzie Ci Twój chlebek rozkwitał zapachami i podniecał zmysły.

Po wyjęciu z pieca odczekaj jakiś czas, aż odpocznie sobie i nabierze temperatury Twojego ciała.

Wtedy mozna go rozkroić, posmarować lekko masełkiem - ono też sie bedzie rozkosznie rozpływać i zechce przenikać wnętrze miąższu Twojego chlebka.




Teraz nakryjesz do stołu. Zaprosisz wszystkich życzliwych Ci ludzi.....

I TO BEDZIE JEDNA Z NAJBARDZIEJ ZMYSŁOWYCH UCZT NA ŚWIECIE.



PS. Ten przepis spokojnie i szeptem opowiedziała mi moja ukochana babcia Tosia!

Mimo, że tak dlugo jej już nie ma, żyje nadal w każdym, upieczonym przeze mnie chlebie.

15 Dec 2008

Opowiadanie pt.BOŻONARODZENIOWA DYKTERYJKA

Londyn, zaułek Ceder Garden, grudniowa noc, 2007r

Małgorzata siedziała przy stole spoglądając w pogodne nocne niebo z wyraźnie zarysowanym ksieżycem w kształcie rogalika.

- Spójż, Mateusz - powiedziała sennym, rozmarzonym głosem do swojego meża- W tym księżycu jest cos dziwnego.Nie zmienia swojego rogalikowego wizerunku juz ponad miesiąc.Ech, może mi sie tylko tak wydaje bo zmęczona jestem trochę moją pracą.Przydałby mi sie urlop może pojechałabym odwiedzić swoje rodzinne, polskie strony .......

Przez krótką chwilę wydało się jej, że za oknem pojawiła sie czarna kocia postać o skośnych, zielonych oczach.Zerwała się nagle zaskoczona tą dziwną zjawą, bo mieszkają na pierwszym piętrze i parapetu za oknem nie ma, jedynie wąziutki gzyms:

- Późno się zrobiło, przejdę się do sklepu, zrobię zakupy na kolację.

Wybiegła z domu żeby szybko odetchnąć świeżym powietrzem.W pewnym momencie zauważyła instynktownie, że nie idzie sama. Gdy próbowała przyspieszyć kroku , poczuła jak jakieś miekkie futerko ociera sie przyjaźnie o jej nogę. To był ów czarny kot o zielonych, skośnych oczach, którymi

patrzył na nią, jakby chciał powiedziec :

" Znam cię, zabierz mnie ze sobą, jesteś mi potrzebna "

- Ale ja idę do marketu a tam nie tolerują zwierząt - odpowiedziała tym " mówiacym " kocim oczom Małgorzata.

Kot rozumiejac zatrzymał się, przysiadł na podwiniętym ogonie i odprowadził ją wzrokiem tak daleko, jak tylko mógł.

Małgorzata kilkakrotnie spotykała pod swoim domem owego dziwnego, spragnionego miłości zwierzaczka.Był pięknie utrzymany.Jego czarna sierść błyszczała jak aksamit najprzedniejszego gatunku i zawsze dumnie nosił czarną obróżke w kształcie muchy. Aż pewnego wieczora, gdy wracała wraz z Mateuszem ze spaceru czarny dostojny kot wszedl, jak gdyby to bylo najzupełniej oczywiste i normalne do ich domu.

Pooglądał sobie całe mieszkanie i towarzyszył Małgosi i Mateuszowi mając najwyraźniej zamiar pozostania u nich na noc.

- I co teraz wlaściwie z tym Panem Kotem zrobić - zastanowiła się Małgorzata - Pokaż mi Kocie swoją obrożę, może na niej jest jakiś adres albo telefon właściciela? - to mowiąc zdjęła ją kotu . Na odwrocie bylo tylko jego imię: FRANEK.

Postanowili , że nazajutrz rozstrzygną, co z tym fantem a właściwie z Frankiem począć. Kot widzac, ze Malgosia leży juz w lóżku wskoczył miękko na jej poduszkę i niewiele sie namyslając wtulił w jej ramię mrucząc jakoś tak " po ludzku " do jej ucha................

Polska, wies Twardowice, czasy wspolczesne

W małej, położonej na wzgórzach wiosce Twardowice, w której nie ma teraz nic, nawet szkoły , ludzie tułają sie nie wiedząc, co z sobą począć a wiatr lubi sobie pochulać i poświszczeć, stoi od dawna niezamieszkały, częściowo zniszczony dworek.Stoi wśród resztek okazałego ogrodu, w którym co roku, jakby na przekór wszystkiemu kwitną jabłonie i śliwy starych , mało dziś znanych odmian.Stodoły i zabudowania owczarni stoją w stanie niemal doskonałym.Kilka starych modrzewi i świerków zdaje sie otulać i strzec wszystkie te zabudowania. Silnie skręcone, grube gałezie starego bluszczu oplatują coraz ściślej cokoły schodów wejsciowych, obszerny ganek i wyłamują wiązania dachu.Część okien dworu straciła już szyby więc ktoś pozabijał je deskami, żeby wnętrza nie kusiły łobuzów i włóczęgów.Część kuchenna całkowicie niemal zniszczona ironicznie pokazuje niebu prosty i wysoki komin.Przez ocalałe jakimś cudem szerokie okna do dawnego salonu można zobaczyć resztki ocalałego, zdobnego kolorowymi kaflami pieca, duży i okrągły stół na środku, kilka podniszczonych staroświeckich komód,ogromne , kryształowe lustro w mocno sfatygowanych ramach, wytarty duży, orientalny dywan, resztki sufitowych ozdob ściennych. Gdy zajdzie sie dwór od drugiej strony od ogrodu to widać jeszcze przez szczeliny w oknach inne zagracone pomieszczenia i drugie wejście. Nad wejściem herb - zagięty ku górze ROGAL.

Przy drodze przytwierdzone do starej grubej lipy ogloszenie:

" Wójt Gminy XYZ ogłasza przetarg na rozbiórkę zabudowań z posesji...( i tu numer pod którym stoi ów dwór i obiekty gospodarcze )"...........

Jedynie czasem, wieczorami, gdy już nikt specjalnie po okolicy sie nie kręci można dostrzec, gdzieś między starymi jabłoniami wysoką, męską postać w czarnym kapeluszu z obszernym rondem nasuniętym mocno na oczy, w długiej, obszernej pelerynie.............Jedynie najstarsi mowią:

- On przypomina ostatniego z rodu, Franciszka z Twardowskich herbu Rogal.Tuz przed końcem II wojny wyjechał do Angli czy do Ameryki, ktoby to dokładnie wiedział?Ale był już stary gdy wyjeżdżał i nie miał dzieci....

A Franek w Londynie w zaułku Cedrowy Ogród mruczy do małgosiowego ucha tajemniczą kołysanke.......mruuuuu, mruuuuu, zabierz mnie ze sobą do mojego domu,mruuuuu, mruuuuu wiem, że jesteś stamtąd skąd i ja jestem, mruuuu, mruuuu..........

Polska, Twardowice,kiedyś tam, w bliżej nieokreślonej przeszłości.

Ta niewielka wieś należała do rodu Twardowskich.Na wzgórzu, które kiedys bylo twardą skalą i stąd pewnie pochodzi nazwa, Twardowscy wybudowali dwór, stodoły i owczarnie. U podnóża powstał młyn, karczma i trochę domów dla chlopów pracujących na ich dobrach.Wszystkie zabudowania były z białego kamienia wapiennego, w który obfitowały okolice.Na wykończenie dworu ściągnęli Twardowscy jedynie trochę piaskowca.Ziemie, które posiadali były przepięknie położone ale niestety nie były żyzne i Twardowscy postanowili, że najlepiej będzie zająć się hodowlą wszelakich zwierząt, bo ziołowa, pachnąca trawa bez specjalnych starań udawała sie tutaj wyśmienicie. Byli niezwykle pracowitymi i konsekwentnymi ludzmi.Z niewielkiego stada owiec powstała ogromna hodowla przedniej klasy, która uczynila Twardowskich ludźmi sławnymi i bogatymi na calą okolicę . Dbali nie tylko o swoje owce.Starali się jak najlepiej o swoich chlopskich i zagrodowych pracowników.Dobrze wynagradzali ale i ufundowali sporą kaplicę, żeby dotychczas modlący się pod świętą figurą ludzie mieli dach nad glową, wiejską karczmę rozbudowali organizując remizę strażacką i nabywając dla wsi pierwszy w okolicy wóz gaśniczy.Zatrudnili weterynarza, który w podarowanych mu pomieszczeniach miał nie tylko mieszkać ale i prowadzić izbę przyjęć dla chorych zwierząt okolicznych mieszkańcow.Czasem, samotnymi wieczorami cierpieli, ze Bóg odebrał im dwójkę maleńkich dzieci i może też dlatego zawsze w Święta Bożego Narodzenia przed swoim dworem dekorowali jedną z najpiękniejszych choin świerkowych i rozdawali dzieciom z wioski upominki.Postarali sie też o zatrudnienie przy dworze nauczycielki, która mogłaby zająć się nauką tych dzieci.Niestety wojenna zawierucha zmusiła Twardowskich do pozbycia sie najpierw części stada owiec na rzecz okupujacych wojsk a później do uciekania z Polski.A przecież tak bardzo chcieli, zapisać swój majątek wraz z dworem dla wioski na szkołę albo ochronkę dla dzieci osieroconych.

Małgorzata, wbrew zdrowemu rozsądkowi zabrała kota w podróż do Polski, odnalazła stary twardowicki dworek i spacerując z zaciekawieniem wokół dała Frankowi calkowitą swobodę by ten zupełnie znikł pośród zabudowań.Wiedziala, że takie bylo życzenie czarownego kota o skośnych , zielonych oczach.

Dzisiaj śni jej się czasem odrestaurowany polski zabytkowy dworek.Ktoś zadbał o stare drzewa w ogrodzie by rodziły obficie piękne owoce.Ktoś poprzycinał rozszalały bluszcz by nie przeszkadzał wchodzącym po schodach a przez jego rozświetlone okna widac piekną, migocacą choinkę, bawiące sie pod dobrą opieką wiejskie dzieci, słychać ich wesoły, beztroski śmiech a na goracym piecu przesiaduje czasem piekny czarny kot w obróżce w ksztalcie muchy mrucząc i mrużąc z miłości swoje oczy.....

A oto Franek, ktory zaistnial kiedys nagle i rownie nagle zniknął

13 Dec 2008

diana + actaeon. DER VERBOTENE BLICK AUF DIE NACKHEIT

Kiedy tylko pozwala mi czas, staram sie wybrac do muzeum badz na wystawe. Poniewaz zblizala sie wizyta mojej Corki postanowilam wyszukac cos, co mogloby spodobac sie nam obu. Zaintrygowala mnie ostatnia wystawa w Düsseldorf w KUNST PALAST i jej tytul - Diana + Actaeon. ZAKAZANE SPOJRZENIE NA NAGOSC.Uwielbiam tematyczne wystawy. To one wlasnie podsuwaja mi tematy do przemyslen i poszukiwan. Ogladnelam kilka takich wystaw i zaluje, ze nie zapisywalam swoich spostrzezen. Zawsze zastanawial mnie wybor podtematow autorow wystawy, dobor prezentowanych dziel i czas , w ktorym wystawa jest organizowana.Prezentacja Diana + Actaeon jest doskonalym przykladem trafnego doboru tematycznego do okresu okoloswiatecznego. Intrygujaca tematyka obrazujaca wplyw zakazanych tematow i erotycznych elementow mitologii, Biblii na mysli i postrzeganie swiata uwiecznione przez artystow od sztuki antycznej przez renesansowa, Manieryzm, Barok, Klasycyzm rowniez prace XX i XXI wieku. W psychologicznym aspekcie ujeto 300 prac ok 200 artystow dzielac wystawe na kilka sal i " zakazane podgladanie " w Voyeurs. Poczynajac od sali pierwszej mozna bylo podziwiac artystyczne wyobrazenie mitu rzymskiej bogini mysliwstwa Diany ( wg mit.greckiej Artemis ) i smiertelnego mysliwego Actaeona, ktorego Diana za podgladanie jej w kapieli zamienia w jelenia i szczuje swoimi mysliwskimi psami i usmierca za naruszenie jej najbardziej strzezonej sfery intymnej ( attyjskie amphory z ok 480 w przed Chr.,Obrazy Jana Breughla Starszego, Rembrandta Harmensz.van Rijns ). Wszelkie nastepne dziela to metamorfozy tego mitu - Piekna PHRYNE - grecka kurtyzana, zyjaca w IV wieku przed CHr, w Atenach - piekny obraz Jean -Leon Gerome - PHRYNE PRZED SEDZIAMI - ( 1861 )



Jedynym argumentem obrony Phryne w tym sadzie jest piekno dziewczecego, nagiego ciala, ktore daje jej wolnosc.Obawiam sie, ze obszar mojego posta jest zbyt maly by opowiadac dokladnie o calosci. Bede chciala wracac do opowiesci o tej wystawie, bo warto zanurzyc sie w jej tresc, traktujac chocby jako opowiesc bozonarodzeniowa.

Metamorfozy mitu Diany i Actaeona doprowadzily mnie do glownego, najbardziej intrygujacego tematu -nazwanego przez autorow - DER KULTSTATUS DER VAGINA. Mozna bylo zobaczyc ekshibicjonistyczne figury TYPUS i BAUBO, grupe figur SHEELA -NA - GIG rowniez w wyobrazeniu wspolczesnych feministycznych artystek z podkresleniem ruchu feministycznego w sztuce lat szescdziesiatych XX w , skierowanego przeciw dominacji artystow plci meskiej w muzeach i Galeriach. Vagina jest uzyta jako symbol kobiecosci i podkreslenia roli i sily kobiety w swiecie meskiej dominacji juz poza sztuka, tak odebralam ta wystawe.Ogladalam wiele doskonalych prac wspolczesnych artystow fotografikow i video - Balthasar Burkhard, Marc Quinn, Richard Philips ale i Chloe Pienes; Naoto Kawahara i Edward Kienholz, Nobuyoshi Araki. Najbardziej prowokujacym zwienczeniem tej intrygujacej wystawy byl temat EXPOSITION UND TABU. Jak okreslili to organizatorzy, chcieli by ich wystawa byla nie tylko tematycznie zwiazana z zakazanym spojrzeniem na nagosc ale zeby prowokowala do dyskusji nad nadal obecnymi tematami moralizatorskich TABU - zwiazek miedzy estetyka aktow dzieciecych a pedofilia oraz nad przedstawianiem obnazonego starego ciala i ............piekna starosci rowniez w takim wymiarze. Szczegolnie spodobala mi sie fotoseria Japonki Manabu Yamanaka oraz intrygujacej postaci ze swiata sztuki - John Coplans, ktory fotograficznie dokumentowal proces starzenia sie wlasnego ciala.

Moglam tez ogladnac ciekawie wyeksponowane video kontrowersyjnej polskiej artystki - Katarzyny Kozyry - nakrecone w lazni damskiej oraz Magdaleny Abakanowicz - jeden z jej Abakanow w nawiazaniu do tematu kultowego wystawy oraz dwie jej niezwykle zewnetrzne ekspozycje z cyklu Korpusy i Zwierzeta ale czy juz w oderwaniu od tematu?



Och, jak mi szkoda, ze kilkugodzinny spektakl, którym mnie na tegoroczny Adwent uraczył Museum Kunst Palace trwał tak krótko. Że swój cel organizatorzy osiagnęli, nie ulega chyba wątpliwości, wracam bowiem bez przerwy myslami do ich przesłania i mogę śmiało napisać, ze stałam się silniejsza jako kobieta.I na koniec, jako podsumowanie przedstawie jedno ze zdjęć mojej corki:

1 Dec 2008

Opowiadanie pt. DWIE DZIEWCZYNKI - opowieść Św. Mikołaja

Świety Mikołaj bardzo lubi rozdawać prezenty.Ale najlepszym jego darem są opowiadania i baśnie, które pozostawia jako najtrwalsze z nich.Lubi przeto gromadzić wszystkie dzieci wokół siebie i patrzeć w ich zaciekawione minki.Oto jedna z jego tegorocznych gawęd:

Dawno, dawno temu, w pewnej wiosce za siedmioma rzekami , za burymi lasami posrod wzgórz żyli sobie Babcinka i Dziadzius. Żyli sobie w starym, duzym domu, ktory mial pewnie z 200 lat i mocno juz skrzypialy w nim drzwi i drewniana podloga. Hodowali zwierzątka pożyteczne, uprawiali swoje pola rozsiane pomiędzy wzgórzami. Praca na roli byla bardzo ciężka dla Babcinki i Dziadziusia bo ziemia usiana byla białymi kamieniami, ktore trzeba bylo wybierać gołymi rękami i zanosić na wskazane onegdaj przez Pana tych ziem miejsca, czesto dość odlegle od samych pól.Ale Babcinka i Dziadzius kochali swoje pola i nie zrażali sie trudnosciami bo wielkim szczęsciem dla nich było móc słuchać śpiewu skowroneczków, cykania świerszczykow, igraszek z polnymi pieskami, ktore nazywano tutaj reczkami, od zabawnego glosu, jaki wydawaly owe pieski z siebie.

Mieli oni mala wnuczke, ktora mieszkala w duzym miescie, ale że byla bardzo chorowita, to lekarze zalecali aby dziewczynka jak najwięcej zażywala wiejskiego powietrza.Rodzicom dziewczynki taki wywczas bez dziecka też był na rękę, bo w codziennej pogoni za pieniądzem trudno im bylo znaleźć dla małego, wrażliwego dziecka czas.

Wnuczka miala na imie LILI.

Jak tez lekarze zalecili tak i rodzice przywozili mala Lili do Babcinki i Dziadziusia. Lili biegala, szukając zajęcia na pola, gdzie czasem, gdy prace Babcinki sie przedlużały, zasypiała pod miedzą z kolysanką pasikoników i ptaków albo bawila sie z kotkiem i pieskiem w domu, albo śpiewala wedrując po duzym ogrodzie. Babcinka i Dziadzius nie pozwalali Lili oddalac sie od domu samej:

-Nigdy nie chodź sama w pola albo do lasu, bo cię moze porwac i zaczarowac Duch Zlej Kobiety.

-A skad ten duch sie bierze tutaj? - wypytywala dziadkow Lili

- Nieopodal jest góra Buczyna, ktorą przeciez dobrze znasz!

-Tak, pamietam, bylam tam kiedys na wedrowce z Tatusiem i Mamusia, ale tam nie bylo, żadnego ducha - odparla zaciekawiona Lili.

- Bo nie bylas sama - tlumaczyla Babcinka.

- To na tej górze mieszka duch zlej kobiety? - wypytywala dziewczynka

- Nie wiadomo wlasciwie czy w rudnym dole na Buczynie mieszka ten zly duch - wyjasnila spiesznie Babcinka - ale idz juz spac, bo pozno a my musimy sie jeszcze z Dziadziusiem przygotowac, bo jutro zaczynają się wielkie żniwa i mieszkancy calej wsi idą w pole.A ty będziesz pilnowała domu.

Ale mala Lili dlugo nie mogla zasnac zaciekawiona opowiescia Babcinki ale tez i przerazona ową calodzienną samotnoscią w tym wielkim , starym, skrzypiacym domu. No i ten ZLY DUCH!!

Rankiem, obudzona glosną krzataniną pobiegla Lili do dziadkow, żeby dowiedziec się czegos wiecej o Duchu Zlej Kobiety ale oni juz byli przygotowani do drogi i nie mieli czasu na rozmowy. Babcinka wziąwszy dziewczynkę za raczkę , pokazywala, gdzie na brzegu gorącego jeszcze pieca stoją dymiace slodko racuchy z jabluszkami na obiad i herbatka z suszonymi owockami do picia i gdzie pod talerzykiem chlebek ukrojony na sniadanie.

- To ja dzisiaj na pewno nie moge z wami w pole iść? - zapytala zamartwiona Lili.

- Dzisiaj bedziesz pierwszy raz , jak osoba dorosla strzegła domu i obejscia.Po sniadaniu przyjdzie do ciebie kuzyneczka Elzunia, ktora tez nie moze pojsc w pole i bedziecie sie bawily , razem zjecie racuszki a pod wieczor wrocimy i zaprowadzimy Elzunię do domu. Tylko pamietaj, Lili, nie otwieraj nikomu drzwi. Zwierzatka sa nakarmione i pozamykane, wiec nie musisz na dwor wychodzic - przestrzegli Dziadkowie i pojechali furka w pola.

Lili poczatkowo bylo smutno, ale na mysl, ze bedzie mogla pobawic sie aż caly dzien z Elzunią wrocił jej dobry humor. Po sniadaniu szybko przygotowala swoje laleczki, rozne szmatki, z ktorych moze cos dla lalek uszyja wspolnie.

Poukładała wszystko na stole pod oknem i czekala na Elzunie. Gdy kuzynke zobaczyla w oknie , bardzio się ucieszyla,ze nie bedzie sie czuc osamotniona w tym wielkim, starym domu, wpuscila ja szybko , zaryglowala na wszelkie zamki drzwi. Czas mijal, dziewczynki po zjedzeniu racuszkow przeniosly sie na wielki tapczan w ostatnim pokoju pod scianą, bo mozna tam bylo urządzić wiecej ciekawych miejsc do zabawy i bylo wygodniej.Gdy tak siedzialy sobie i smialy sie do siebie i swoich lalek uslyszaly jakoby na piętrze ktos bawil sie pilką:

- Bum, bum.....bum.....i kululululu - slyszaly jak jakas tajemna pilka uderza w skrzypiacą podlogę.

Dziewczynki zamarły z przerażenia. Spojrzaly na siebie w bezruchu i cicho nasluchiwaly, co bedzie dalej. No bo skad male dziewczynki mogly wiedziec co robić!?. Nagle Elzunia zaczela cicho plakac:

- Ja chce do domu - szeptala cicho pochlipujac.

Lili szybko wymyslila, ze okno pokoju, w ktorym siedzą nie jest przecież wysoko, i moze uda im sie wyjsc przez nie na zewnątrz.

- Ale co z przestroga Babcinki, zebym z domu nie wychodzila? - pomyslala.

-Elzuniu,uspokój sie, nie placz. Ja pomoge ci wydostac sie z tego domu a ty biegnij potem co sil w nogach w pola i powiadom kogoś z rodziny albo sąsiadow. Ja musze tutaj zostac, bo tak przyrzeklam Babcince.

Elżuni nie w głowie było szukanie pomocy.Bala sie Ducha Złej Kobiety i wolała znaleźć sie szybko w swoim pokoju

Lili otworzyla ostanie okno, przytrzymujac kuzyneczke i przychylając gałęzie starego bzu opierajacego sie o sciany domu pomogla jej wydostac sie na zewnatrz. Sama zas cichutko przeszla do kuchni, otworzyla jedną z szuflad wyciągneła najwiekszy nóż, jaki zdolala utrzymac w rączce i skradajac sie poszla na gore , do pokoju z ktorego dochodzily oddglosy zabawy pilką.Mimo, ze byla przeciez mala i lekka jednak potracila glosno skrzypiace drzwi. W tym momencie odglosy ustaly. Zrobila sie grobowa cisza.

Lili powoli i bardzo rozwaznie uchylila ostatnie drzwi i....................

Na srodku ostatniego pomieszczenia w promieniach popoludniowego slonca stala dziewczynka podobna do niej samej ,ubrana w dluga suknię z blyszczącymi haftami.Jej dlugie wlosy otulaly drobną, milą twarzyczkę.

-Kim jestes? Jak sie tutaj dostalas? - zapytala buńczucznie Lili.

- Mieszkam w rudnym dole na gorze Buczyna. Nie pamietam swojego imienia, bo mieszkam tam sama z dwoma czarnymi rumakami, ktore, gdy wies pustoszeje wywozą mnie w czarnej karocy z blotnistego, glebokiego dolu na swiat.

- To jakas fantazja - stwierdzila rezolutnie Lili,- Jak mozna mieszkać w błotnistym dole?

- Ja jednak mieszkam i czuję się samotna, więc jak tylko mogę to wychodzę na swiat szukajac innych dzieci do zabawy lub rozmowy. Kiedys dawno dawno temu zmarl moj tatus, ktory byl wlascicielem tych wszystkich pieknych ziem wokol i mamusia wyszla za maz po raz drugi.Ale ojczym nie byl dla mnie dobry. On nie byl dla nikogo dobry. Nie pozwalal mi sie z nikim bawic az kiedys potajemnie przed mamusia zabral mnie kareta do dalekiego klasztoru ze szkola dla panien.Gdy przejezdzalismy przez pola lezyce pod gora Buczyna to zatrzymal sie, bo nie podobala mu sie praca chlopow i zaczal na nich krzyczec. Krzyczal i krzyczal zoraz glosniej az sie konie wystraszyly i poniosly mnie wraz z karoca na ta gore, pedzily obok rudnych dolow, z ktorych onegdaj wydobywano rude zelaza, a przy najwiekszym i najglebszym dole kolo u karety sie zlamalo i obsunelismy sie do glebokiego bagna. Konie rżały, ja krzyczalam ale nikt nas nie slyszal.Zanurzylam sie w glebiny rudnego blota wraz z konmi, karetą i calym ekwipunkiem. Tafla blotna sie wyrównala i nastala cisza. Moja mamusia wpadla w rozpacz i tak dlugo chodzila po okolicznych polach i lasach wypatrujac mnie miedzy dziecmi z wioski az w koncu zmarla z wycienczenia.Slyszalam, ze jej duch zaczepia do dzisiaj samotne dzieci mysylac, ze to jej corka moze.A ja czuje sie taka opuszczona i samotna jak ty, Lili.

Oj, pozwol mi pozwol zostac z Toba na tym Bożym Świecie. Może mamusia mnie znajdzie i bedziemy nareszcie szczesliwe a rodzice i dziadkowie przestaną wreszcie straszyc dzieci Duchem Zlej Kobiety.

- Ale, co ja powiem dziadkom, gdzie ja cię ukryję? - zapytala Lili.

Dziewczynka w haftowanej sukience wyciagneła z kieszeni maleńką cynową szkatułkę i podala ją Lili.

- Tutaj sie ukryję, a gdy bedziesz sie czula osamotniona to uchylisz nieco wieczka i pojawię się znowu aby dodawac ci otuchy. Sama zas bede czekac na moja mamusię. Gdy ona się znajdzie to obie odejdziemy nie strasząc juz nikogo i nie zabierając ci czasu juz więcej.

I Lili sie zgodziła.

- Wlasciwie, to dorosli i tak zbyt wiele czasu dla nas dzieci nie maja, goniac gdzies bez przerwy za swoimi, dorosłymi sprawami - pomyslała sobie.

Dziewczynki bawily sie jeszcze trochę a gdy posłyszały rwetest nadchodzących żniwiarzy, Lili uchyliła wieczko skrzyneczki i patrzyła, jak jej przyjaciółka zamienia sie w skrzącą gwiazdkami pajeczynkę i chowa do srodka.

Zmęczeni dorosli nie zauważyli nawet, ze Elżuni juz dawno z Lili nie bylo w domu. Nie zwracali uwagi, ze Lili bardzo chcialaby z nimi porozmawiac.

Jak tylko ogarneli sie jako tako, nakarmili zwierzeta, to zaraz poszli spac. Jutro bowiem czekał ich kolejny, ciężki dzien pracy.

Ale Lili nie obawiała sie juz, ze zostanie sama w domu.Miała przecież swoją najwierniejszą przyjaciółkę.

Babcinka i Dziadzius dawno juz odeszli. Duch Złej Kobiety przestal zaczepiac dzieci krecące sie bez opieki po okolicy, bo pewnej mroźnej grudniowej nocy mama odnalazła swoją zagubioną córeczkę.Lili spotykala sie jednak ze swoja dziewczynką w haftowanej sukience a to, gdy czuły się osamotnione w dlugie jesienne wieczory, a to w noc Św Mikolaja, Noc Wigilijną albo Noworoczną.Bawily sie wtedy, smialy, snuly opowiesci, ktore przemienialy sie w sny.............

Każdej zimy, odkąd dziewczynka w haftowanej sukience odnalazła swoja mamusię ktoś na Buczynowej Gorze dba aby byl zawsze miekki śnieg dla dziecięcych sanek i nart, aby Rudny Dół zamarzał grubym lodem dla dziecięcych łyżew a gdy śnieg nie chce jeszcze spaść to ubiera górę w liliowe kwiaty:



Mala cynowa szkatulka, w ktorej chowala sie zaczarowana dziewczynka przetrwala do dzisiaj.Od czestego uchylania wieczka urwal sie maly cypelek a od czestego chowania w tajemnych miejscach odlamala sie nozka. Czerwony aksamit, w ktorym zasypiala zakleta w pajeczynke dziewczynka tez sie troche wytarl. Ale dorosla juz Lili trzyma ją w najtajniejszym z tajnych miejsc.Może przyda sie choc jeszcze raz w zyciu?!

27 Nov 2008

Opowiadanie pt. SAAM

Zobaczyłam Go, w pierwszm dniu mojej pracy.Nie moglam nie zauwazyc.Niebotycznie wysoki, szczupły z ogromnymi oczami i przepieknymi białymi jak śnieg równiutkimi zębami ukazującymi się w szczerym dla wszystkich, uśmiechu.Jego posągową postać zwieńczała ogromna, skórzana, balonowa czapa z maleńkim daszkiem i wielokolorową rozetą na górze. Nosił ją stale. Spod jej brzegów nie wyslizgiwał się żaden włos albo jedynie nie można ich było zauważyc.Były bowiem tak niespotykanie hebanowo czarne jak skóra Saama.

Był sprzątaczem . Moje przedsiębiorstwo do zadań porzadkowych angażuje firmy zewnętrzne.Jest to spora grupa srzątaczy, ktorej Saam w jakiś tajemny, nieodgadniony przeze mnie sposob przewodził.Poruszał sie zawsze dlugim posuwistym jednostajnym krokiem, swoją zwykłą pracę wykonywał dokładnie, celebrując każdy ruch.Najciekawszym dla mnie było to, że buntując sie na niesubordynację Niemców w selekcjonowaniu odpadków, gdy nie pomagały jego cierpliwe tłumaczenia, potrafił pojść do szefa i odgórnie uzgodnić wzmożenie dyscypliny w tym względzie.Gdy któryś ze współpracownikow nadal mieszał odpadki, to Saam mu kosza nie opróżniał.Tak nakazywała mu jego afrykańska duma.

Często spotykaliśmy się w tym samym busie.I czasem, nie wiedziec czemu , zaczynał mnie zagadywać ściśle wg murzyńskiej obyczajowości pytając o męża , dzieci i zdrowie rodziny.Jak mi poźniej wyjasnil, w ten sposob należy powitac każdego obcego i znajomego napotkanego w czasie ziemskiej wędrowki. A po wysluchaniu odpowiedzi lub zwierzeń na pytany temat mowilo sie na ogół o słońcu. Nasze wspolne podróże autobusowe trwały ok 10 min. chyba, że miał próbę. Wtedy , ku mojemu zadowoleniu jechaliśmy razem o wiele dłużej. Wysłuchiwalam ciekawych opowieści powoli przenosząc się w jego afrykański gorący świat. Pochodził z Gambii.I mimo, że wiele lat temu musiał uciekac stamtąd pieszo przemierzając tysiące kilometrow, poźniej jakąś łodzią przez Morze Śródziemne to jednak wraca do swojej Gambii raz w roku biorac trzy miesiące urolpu. Mówil mi zawsze:

Afryka jest wielka a Gambia jest jedna. Jest najpiekniejsza!

Trafił do Niemiec.Założył rodzinę.Ale jego szcześciem najwiekszym była muzyka.Powołał tutaj grupe i gra Regge przewodnicząc jej na perkusji w swoim klubie w Essen.Jego potężna czapa kryje ..........dredy! Długie do pasa. Wg afrykańskich wierzeń posiadanie dredów jest demonstracją pewnej postawy np mogą oznaczać wędrowca i jeżeli ktoś decyduje sią na ich posiadanie pokazuje rownież siłę charakteru a pozbycie sie ich może byc oznaką poddania sie a raczej tchórzostwa.Dlatego Saam nosi swoja czapę. Tak mi oto tłumaczył jeden jedyny raz :

Nie wszyscy zaslugują, żeby jego dredy zobaczć.

Dziś Saam już z nami nie pracuje.Uniesiony dumą obniożonej stawki zwolnił się. Czasem widuję Go w busie. Podaje mi rękę na powitanie, obdarza swoim wspaniałym usmiechem, zapytuje o zdrowie moje, męża i rodziny........

Czasem sobie porozmawiamy przez naszą dziesięciominutową emigrancką drogę..........

Wszyscyśmy bracia.

22 Nov 2008

NOCNA NIESPODZIANKA

I Bóg zesłał światu śnieg

Chorą na rozpacz szarość otulił miękko:

- Nie budź się a wiosną wydobrzejesz - rzekł

Niecnym, brudnym sprawkom

Bielą dał rozgrzeszenie

Teraz wypatruje świtu.

Jest cicho

Jeszcze nie słychać kolorowego śmiechu dzieci......

20 Nov 2008

Opowiadanie pt. SABIHA

Sabiha jest mloda Kurdyjka.Filigranowa o pieknych dlugich, siegajacych kolan wlosach i o blyszczacych, duzych, czarnych oczach.Nie nosi na glowie chustki - wywalczyla to sobie, jak podkresla z duma.Jedynie nosi szerokie spodnice, bo spodni jej nie pozwalaja-

-Ale ta spodnica moze nawet byc, bo bardzo lubie w nich chodzic - opowiadala mi kiedys z radoscia

Pracujemy w tym samym przedsiebiorstwie .Zaczynalysmy obie w tym samym okresie.Obie przyjezdzalysmy do pracy tym samym busem i najczesciej siedzialysmy obok siebie.Sabiha w jakis sobie tylko wlasciwy sposob przylgnela do mnie.Moze dlatego, ze wyczula moja slabosc - tzn moja nikla znajomosc jezyka niemieckiego na poczatku, moze dlatego, ze czula sie calkowicie wyobcowana , bo mimo, ze mogla spotkac wiele Turczynek jadnak jej pochodzenie warunkowalo jej wyobcowanie sposrod Turkow.Przez tych pare ladnych lat wspolnych dojazdow wiele mi o sobie opowiadala, mimo, ze nie mam w zwyczaju wypytywac.Wiele lat temu jej ojciec, zostawiajac zone i jedenascioro dzieci uciekl do Niemiec i podjal prace na kopalni.Sabiha byla najmlodsza z rodzenstwa.Ich dom w Kurdystanie byl wybudowany , jak chyba wszystkie tam na kamienisto gorzystym stepie.Mieli tam jakies pole czy ogrod, ktory jej matka wraz z najstarszym rodzenstwem uprawiala, ojciec troche pieniedzy przysylal i tak udalo im sie przetrwac.Sabiha czasem pokazywala mi zdjecia z tych okolic.Prawde powiedziawszy nie moglam tych domow mieszkalnych zauwazyc. To byly tylko takie wieksze kupki bialych kamieni, troche drzew wokol, resztki cmentarza.Zniszczone przez walki partyzanckie, jak mi pozniej wyjasnila.Dla ojca Sabihy w Niemczech, podobnie jak i dla wszystkich Gastarbaiterow z tego regionu pojawila sie mozliwosc osiedlenia na stale .Sprowadzil wiec swoja zone i czesc dzieci, ktore nie byly jeszcze dorosle. Sabiha miala wtedy dziesiec lat.Jak mi opowiadala, zaraz wyslali ja do szkoly, co bylo dla niej straszliwie ciezkim przezyciem, ale jakos udalo jej sie zaliczyc podstawowe wyksztalcenie.Pozniej zaczela rodzina szukac jej malzonka. Ten kolejny, gwaltowny zwrot w jej zyciu nie bardzo sie spodobal ale zwyczaj pozostaje zwyczajem.Uratowalo ja przed przedwczesnym zamazpojsciem, jak sama opowiadala, kurdyjskie pochodzenie. Turcy i Kurdowie stronia tutaj od siebie, totez zaden Turek, ktorych jest w NRW bardzo duzo nie chcial jej za zone.Kurdyjscy pretendenci wymagali, by nosila chustke, czego Sabiha z kolei nie chciala.W koncu rodzina znalazla jej lagodnego mezczyzne ale w Turcji.Rodzina zorganizowala tureckie spotkanie, na ktore wybrali sie kawalkada samochodow z NRW do Kurdystanu.Slub jednak szybko nie nastepowal, bo Niemcy zaostrzyli pewne przepisy i jej przyszly maz musial wykazac sie komunikatywna znajomoscia jezyka niemieckiego a i zalatwianie osobistych dokumentow do takiego weselnego przedsiewziecia jest zmudne i wlasciwie mogloby byc tematem kolejnej opowiesci. Sabiha wiec " zaklepala "sobie kandydata na meza i wrocila do Niemiec.Nadal bylo w niej cos beztroskiego, radosnego ale tez poczula sie chyba bardziej dojrzala.robila plany, rozgladala sie za mieszkaniem.A ja caly czas moglam sluchac jej autobusowych opowiesci.Np o tym, jak wygladaja rodzinne odwiedziny - zlatuja sie np samolotami! z calych Niemiec do jej mieszkania i spia na rozlozonych dywanach.Miekki dywan lub wykladzina to jakby podstawowe elementy ich mieszkan.No i meble w kuchni.Kuchnia musi miec meble i inne dobre sprzety do robienia posilkow.Ubrania chyba skladuja na kupce bo czesto widzialam na niej dobrze pognieciony plaszcz lub spodnice, co nigdy jej nie przejmowalo. Czasami , gdy nie padal deszcz a oczekiwanie na Bus nieco sie przedluzalo to lubila siadac na ziemi, gdzies w katku przystanku, albo pod domami, jej obszerne kiece rozposcieraly sie wokol , a gdy wstawala nigdy sie nie otrzepywala tylko podskakujac i smiejac sie podbiegala do autobusu.Uwielbiala perfumy.Zawsze mnie wypytywala czy znam takie czy znowu inne.Pokazywala popsikane kartoniki z zapachami, ktore gdzies ze sklepow poprzedniego dnia zabierala i snula marzenia o ich posiadaniu.Cierpiala na brak pieniadza,poniewaz mieszkala jeszcze z rodzicami i prawie cala wyplate musiala oddac im, sobie zatrzymujac tylko kieszonkowe.

Lokalne gazety podaly, ze pewnej wiosennej nocy jakis Kurd zostal w bestialski sposob zastrzelony w poblizu osiedla, na ktorym mieszkal. No coz, mieszka ich tutaj bardzo duzo nie moglam przeciez przypuszczac, ze to nieszczescie bedzie mialo wplyw na losy Sabihy.Ktoregos dnia, dziewczyna nie pojawila sie w pracy.Wszyscy myslelismy, ze jakies kolejne przeziembienie, jako ze nie byla zbyt dobrze odzywiona, stale since pod oczami, blada cera......Smutno mi bylo czasem, gdy jej ulubione miejsce w autobusie, gdzie zawsze sadowila sie wygodnie i czesto przysypiala zajmowal ktos inny.Ale pojawila sie. Bez tych wesolych iskierek w oczach, bez perlistego smiechu, choc ucieszona, ze mnie widzi, zeby moc sie chyba komus " innemu " wyzalic. Zastrzelony Kurd byl jej kuzynem.Mordercami grupa nielegalnie przybylych z Turcji.Wygladalo to na wykonanie jakiegos wyroku, jak sugerowala.Opowiedziala mi o swoim najstarszym bracie, ktory pracuje jako dziennikarz w Ankarze, opowiedziala o nekajacych jej rodzine i bliskich nocnych napasciach na bloki osiedla w ktorych tutaj mieszkaja, na wybijanie kamieniami szyb, straszenie dzieci, o tym ze policja nie bardzo moze im pomoc.Sabiha juz bardzo pragnela swojego zamazpojscia, postanowila, ze bedzie szukac mieszkania w samym centrum miasta, gdzie patroli policji jest wiecej.

I czym wlasciwie jest emigracja? Po raz kolejny zadaje sobie to pytanie.Ludzie szukajac lepszych warunkow zycia, pokonuja czesto tysiace kilometrow. Chca budowac swoja mala stabilizacje, cieszyc sie zyciem, odkrywac swoje nowe intymne swiaty ale zabieraja przeciez ze soba swoja kulture, charaktery, zaleznosci, obawy a nawet dawny strach.Dla wiekszosci zmienia sie tylko nieznacznie ich stan posiadania kilku rzeczy materialnych wiecej, moze paru doznan, moze jakies troche lepsze wyksztalcenie dane dzieciom.........

17 Nov 2008

Opowiadanie pt.PHEROMONFALLE - czyli walka z importem z Chin

To bylo chyba w lutym tego roku.Obiecalam sobie, ze tej niedzieli pospie dluzej, bo ostatnio zbyt wczesne wstawanie doprowadzalo mnie do ruiny a wzmagalo nadmiar nerwowosci.Okolo godziny szosmej rano czyli w niedzielny srodek nocy - widze we snie jakies tanczace rece z kastanietami rytmicznie stukajacymi w charakterystyczny takt.Ten wysniony rytm porwal mnie na rowne nogi bo okazal sie byc rytmem z jawy.poszlam ci ja za tym realnie juz niehiszpanskim odglosem i ujrzalam ......... mojego meza w obsuwajacej sie nieerotycznie pizamie , skaczacego w pozie pajaca po pokoju , klaszczacego co rusz nad swoja glowa . Ocho!! Chyba nareszcie poszedl on po rozum do tej glowy i rozpoczol ruchowa walke z podnoszacym sie poziomem wagi i cholesterolu!! Tylko dlaczego do cholery wlasnie wtedy, gdy ja, sterana zyciem kobieta oznajmiam wszem i wobec, ze CHCE SIE WYSPAC JAK CZLOWIEK DO " w samo poludnie " !!!

Malzonek ujrzawszy osobe swojej zony w drzwiach, zatrzymal sie na krotko i z imeptem godnym swojej osoby zaczol wykrzykiwac:

- No zobacz co tu sie porobilo!! Skad tu tyle TEGO lata?

Jego krzyk obudzil mnie na dobre i w szarzejacej rzeczywistosi niedzielnego poranka zaczelam dostrzegac w powietrzu fruwajace robaczki.Grupy robaczkow! Stada robaczkow!! Bezowo srebrzystych takich jakis mole przypominajacych.

-Ale takie ilosci moli na raz i o tej porze roku?- powiedzialam ze zdziwieniem

Po chwili zobaczylam, jak po suficie pelzaja z rownym do mezowskiego impetem od okna w kierunku zyrandola, w rownych rzadkach owadzie larwy, po czym na srodku sufitu, dokladnie nad naszym stolem zwijaja sie w koleczka i zastygaja.......

No i zrobilo sie po niedzieli. Zaczelam sprawdzac wszystkie katy, mezowskie zbiory, spizarenke kuchenna, szafy.Poszlam na strych i do piwnicy. Nic, ani sladu po molach, kokonach larwach i zniszczeniach przez nie wyrzadzonych.

No coz ......pocwiczylismy jeszcze wieczorem wspolnie pajacowa yoge bo sie robaczki lubily uaktywniac wieczorami przed telewizorem.Cwiczylismy i cwiczylismy tak sobie przez kilka tygodni nie majac pojecia, jak zapanowac nad zjawiskiem.

Po kilku tygodniach gazety napisaly po zbadaniu okolicznosci, ze oto jestesmy swiadkami inwazji przeroznych chinskich robali, ktore zaczynaja atakowac Europe, jak jakies mutanty.Zzeraja wszystko co popadnie, sa odporne na stosowane dotad w Europie srodki anty.

Nasze udomowione mole obserwowalismy kilka miesiecy.Uwielbialy swieze powietrze w przeciwienstwie do europejskich ilekroc bowiem wietrzylismy mieszkanie, albo np latem siedzielismy przy stale otwartych oknach, to fruwaly sobie z zadowoleniem wokol nas. Poniewaz tych europejskich jest , jak slyszalam wiele rodzajow totez po usmiercaniu zbieralam te owady, ogladalam pod lupa i porownywalam ze zdjeciami i opisami w internecie.Te " chinskie " upolowane u nas w domu mialy w swoim wygladzie elementy kazdego mola z EU z osobna. No i nie wiedzialam czym wlasciwie sie zywia, bo zadnych szkod nie zauwazalismy.Jedynie denerwowaly swoim masowym fruwaniem nad glowami. W polowie lata pojawily sie w sklepach pulapki na mole - Pheromonfalle, ktore zawieszone wabia dojrzale osobniki meskie do swojego wnetrza i tam je unieszkodliwiaja na zawsze.Osamotnione i niezaplodnione samice przysiadaja czasem ze smutkiem tu i owdzie i gina w rozpaczy nie pozostawiajac juz w zakamarkach owocow molej milosci.

Nie pisalabym o tym wszystkim, bo chyba moja osobista walka z efektami swiatowej globalizacji odniosla dobry skutek gdyby nie wczorajszy telefon od sasiada Manfreda mieszkajacego na drugim koncu miasta:

-" Jeronie, dzioucha, jo jus w tych Nimcach widziol wszystko, nawet fioletowe biedronki ale tego co moja kobita dzisiok rano wyprowiala udowajac pajaca i lotajac choby gupio po wohnzimmrze za stadami Motow ( moli ) jesce nikaj.......Mos cos na to?

16 Nov 2008

RANKIEM

W ciepluteńkiej piżamce, w pantofelkach z futerka

snuje się po mieszkaniu zapomniana rozterka.

Kawę z pianką zaparzy, do sypialni wciąż zerka:

Śpią, nikt nie wspomni, westchnie sobie rozterka.


Kwiaty wodą nakarmi, kotu grzbiet muśnie z lekka,

z telefonem pogada z sentymentem rozterka.



Sztylecikiem z mosiądzu nowe listy otwiera

- to nie o mnie, powiada, okulary przeciera,

lampki w kątach zapala, poodkurza lusterka,

W pantofelkach cichutkich stara wierna rozterka.

12 Nov 2008

WIZYTA

Mój tegoroczny Mikolaj wcielił sie w postac mojej córki.

Wylądował samolotem obładowany pakunkami. A mówią, że jedynie rodzaj męski uosabia tą dobroduszną postać.Cieszylam sie jak male dziecko i mimo bardzo późnej pory oczy wcale mi się ze zmęczenia nie kleiły.Usidlona srebrzystymi paczuszkami na kanapie przy swiecach i lampce szampana musiałam grzecznie rozpakowywac prezenty.Oj napracował sie ten mój Mikołaj ich pakowaniem! Napracował! Każdy element był zapakowany osobno i przewiązany wstążeczką.Moja mikolajowa Córka co chwila podsuwala mi coś nowego i czekała niecierpliwie , aż dotrę do wnętrza kolejnej paczuszki , żeby komentowac zawartość przygladając sie bacznie moim reakcjom.Moje prezenty mogę teraz nosić, patrzec na nie, jeść lub czytać ( Boże ty mój - po angielsku! - Córka stwierdziła, że powinnam nareszcie zacząć się porządnie uczyć tego języka ) Czytadło jest wielce obszerne i ciężkie a jest niczym innym tylko angielską ksiazką kucharską na okres Bożego Narodzenia. Córka słusznie bowiem wymysliła, że to NAPRAWDĘ NAJLEPSZY SPOSÓB NA NAUKĘ OBCEGO JĘZYKA.Tak sie nam świetnie ułożyło, że właśnie przez te kilka córkowo-mikołajowych dni miałam Super Lange Wochenende- czyli calkowicie wolne od pracy dni, wynikające z mojego planu pracy.O urlopach okazjonalnych , nagłych można u nas niestety zapomnieć a obowiązują tylko te terminy urlopowe, które się ustalało w listopadzie roku poprzedniego.Mogłyśmy więc poplanowac sobie nasze spotkanie dowolnie, jak tylko było to mozliwe. Wiadomo, ze punktem pierwszym bylo ŁAŻENIE PO SKLEPACH czyli córkowo-mamine zakupy bez wściubiania niepotrzebnie męskiego nosa - ach co za frajda i odpoczynek!!! Ogladanie Weihnachtsmarkt - sama TA czynnosc wymaga dodatkowego, dokladnego opisu. Wspólne kolacje z Glühwein - czyli grzanym winem z przyprawami i z moim sernikiem wiedeńskim oczywiscie. Wycieczka do Düsseldorf na aktualną wystawę sztuki współczesnej w Kunst Palast.Pogoda nam sprzyjala i cieszyłysmy sie tym naszym świątecznym spotkaniem niebywale i smutno nam bylo sie rozstawać.

Tak mi sie zrobilo niespotykanie pusto w domu. Gdy wróciłam ostatniego dnia z lotniska, gdzie mój Mikołaj ulokował sie był na powrot w podniebnym zaprzęgu, zaczełam chodzić po mieszkaniu i patrzeć ze smutkiem na pościelone lóżko, w ktorym córka spała, na jej ręczniki wiszące samotnie w łazience, na filiżankę niedopitej herbaty pozostawionej na stole przed miejscem, na ktorym siedziala........

Czy tak się tęskni za Świętym Mikołajem ...............?

Już umawiamy się na następne spotkanie.

8 Nov 2008

GAWCZYCE

Ilekroć ciepłą porą roku wracam do swojego domu w Polsce udaję się na spacer i odpoczynek do miejsca, które nosi nazwę GAWCZYCE.Lubię siadać na wzgórku niewielkiego, łagodnego wzniesienia i patrzeć na rozpościerajacą się u moich stop dolinę, pokrytą szczelnie domostwami w środku i polami na obrzeżach.Lubię patrzeć na sennie snujące sie dymy, wsłuchiwać w ciszę tego miejsca.W Gawczycach ziemia pachnie inaczej niż w innych częściach okalających dolinę wzgórz, inaczej pachnie ziołowa trawa. Moje dzieci i psy zawsze zabierałam na wędrówki właśnie z tej strony wzgórz mimo, że sporo innych ciekawych miejsc wokół się znajduje.Gdy moje psy uciekały na swoje prywatne wlóczęgi i polowania to właśnie tam, w Gawczyce. Tam też najchętniej trzymała sie dzika zwierzyna, choć wydawałoby się, że lepszych zagajników, głębszych jarów i tajemnych miedz jest więcej po drugiej stronie dna. Tak! Szeroka płaska dolina, o ktorej piszę jest pozostałością po dużym jeziorze. Wiele źródel, z ktorych prawdopodobnie jezioro powstalo bije do dzisiaj . Tak to, gdziekolwiek się zachce można wybudować sobie studnię i gwarancją bedzie ciekawie smakująca woda, zapełniająca jej dreny w niebywale szybkim tempie. Bardzo słynnym jest źródło, którego woda uznawana jest za wartościową o nazwie U DZIADA. Skąd ta nazwa się wywodzi trudno mi powiedzieć jednoznacznie. Legenda głosi, że źródło wyplywające nieopodal starego szlaku wędrownego i jego ukryte położenie sprzyjało rozmaitym piechurom do szukania tu miejsca odpoczynku. Wielu miejscowych ludzi myslących przedsiębiorczo pozakładało wytwórnie napojów wszelakich bazując na wodzie z tego niewyczerpalnego źródła.Ale U DZIADA wypływa z przeciwnej strony moich Gawczyc. Onegdaj , gdy mieszkałam jeszcze w Polsce lubiłam czasem poszperać w starych zapiskach i powypytywać najstarszych członków mojej rodziny o pochodzenie okolicznych nazw. Ale o GAWCZYCACH nikt zbyt wiele powiedziec mi nie umiał. Jakieś stare zapiski świadczyły jedynie o tym, że tutaj właśnie powstała pierwsza osada , dająca początek mojej miejscowości, jako że inne, bardziej intensywne źródło wypływalo z gór wapiennych prosto do owego jeziora. Siegnełam też do pracy pt DZIEJE KULTURY POLSKIEJ autorstwa Aleksandra Brücknera, którą, jako swój elementarz czytam od lat wczesnych młodzieńczych często.Otóż wg Brücknera,jezykoznawcy, określenie to może mieć pochodzenie od innej nazwy GAWEŁ, co oznaczało nic innego tylko Gall ! Czyżby pierwszymi osadnikami w tym miejscu byli Gallowie?

Żadne znane mi z lat licealnych atlasy historyczne nie podawały, żeby Gallowie osiedlali sie na tych terenach.

Moja pobudzona kiedyś tym odkryciem wyobraźnia zauważyła , że na płaskim, rozległym szczycie Gawczyc, w miejscu dużo dalej położonym od teoretycznej osady Gawła jest dziwny , odcinajacy sie układem od otoczenia kopiec, a może porośnięty mocno ostaniec. Zainteresowałam swoimi przypuszczeniami znajomego, który, jako właściciel zakładu ślusarskiego produkującego jakieś elementy stalowe dla górnictwa dysponował rozmaitymi urządzeniami i narzędziami, żeby spróbować pogrzebac w tym wzgórku. Ale najpierw udalismy sie do siedziby Archeologa odpowiedzialnego za ten teren, żeby przedstawić, co nas zainteresowało i uzyskać zgodę na poszukiwania. Taką nieoficjalną zgodę otrzymaliśmy, bo pani archeolog stwierdziła, że tuż po zakończeniu II Wojny komisje archeologiczne przechodziły kawalkadą przez TE tereny i niczego nie zauważyły. Czyli możemy sobie pogrzebać troszkę, ale pani archeolog i tak prywatnie sobie w to miejsce pojedzie, bo na naukową kontrolę Państwo nie ma środkow, jak zaznaczyła.

Podnieceni tym dziwnym przyzwoleniem przystąpiliśmy do penetracji naszego miejsca. Niestety nie bylo to takie proste, jakby sie początkowo wydawało. Jedyne do czego zdołaliśmy się dogrzebać to regularne prostokatne bryły skalne, ulożone w krąg jedna przy drugiej.

Zastanawiając się nad tą historią próbowałam się wcielic w kogoś, kto takie miejsce jak Gawczyce wybrał na osadę. Zbocze wapiennych gór, porośnięte zagajnikiem, łagodnie skłaniające się ku brzegowi jeziora obfitującego w ryby i wydry ( jedno z tubylczych nazwisk i legenda o tym świadczy ) przychylne jaskinie ( obecnie nieistniejące, wybrane przez zakład wydobywający kamień i gline ) intensywnie bijace zrodlo lub zrodla.Powyzej natomiast plaskowyz polożony niezwykle korzystnie ze względów obronnych chociażby, bo z mojego wzgórka był doskonały widok na trzy strony świata i można było bacznie obserwować odległe horyzonty, pochować księcia albo wznosić modły do Bogów............

PS

To tylko jedna z moich podroży z wyobraznią po mojej ziemi, z którą jestem połączona pępowiną, której nigdy się nie odcina, żeby dalej żyć.

I zwracam sie teraz do mojego Syna, który, mimo, że mnie nie komentuje , to wiem , że czyta o czym piszę, i proszę, żeby obudził wreszcie swój uśpiony, mądry, dziennikarski zmysł i spróbował iść moimi tropami. Zacznij od mojej historii!

1 Nov 2008

MOIM ZMARŁYM

Pamietam Wasze twarze

Wy, ktorzy odeszliscie

w ostatni, jedyny byt

Wasze oczy blyszcza

wciaz pelne milosci

Slysze drobinki slow

odglosy krokow

Widze jakis kadr z postacia

nagle przystajaca

z usmiechem

na pozegnanie

na droge

ktora ide przeciez i ja sama

31 Oct 2008

ALLERHEILIGEN

Ein Fragment von Gedicht von Josef Albert Stöckl.

...........................................................................

Frischer Hügel:

Schmerz und Trauer

heiße Tränen

herber Leid;

ebene Erde

leises Sehnen

Weh`entschunden

durch die Zeit.

...................................

...................................

i próba tłumaczenia:

Swieży grób:

ból i smutek

gorące łzy

gorzkie cierpienie;

wyrównana ziemia

jak nieśmiałe pragnienie

żeby Czas ukoił ból

UMWEGE, Gedicht von Urlich Schaffer

Vielleicht gibt es keine Umwege.

Vielleicht sind Umwege Wege,

die wir gehen müssen,

damit wir uns klar darüber werden,

worauf es ankommt.

Haben wir nicht gerade

auf den Umwegen gelernt,

was unser Weg ist?

Vielleicht sind all Wege gleich wichtig.

Unterschiedlich ist nur,

wie wir sie gehen.

Der tiefe Sinn eines jeden Weges

erschließt sich in unserem Herzen.

Alles ist Weg,

wenn du bewusst lebst.

Alles ist Weg.

Wenn du nicht stillstehst.


.............................................................

Gedicht von Urlich Schaffer
DROGA OKRĘŻNA


Być może nie ma okrężnych dróg

Być może są oboczne drogi,

którymi musimy iść,

żeby było nam wiadome

jak najprościej dojść do celu.

Czy na okrężnych drogach,

nie nauczyliśmy się

czym dla nas ta wlaściwa jest?


Być może wszystkie drogi są tak samo ważne.

Różnie jedynie

przechodzimy przez nie

Głeboki zamysł każdej z dróg

wypływa z naszych serc.

Wszystko jest drogą,

gdy żyjesz świadomie.

Wszystko jest drogą.

Gdy nie stoisz obojętnie.

29 Oct 2008

BAUERNREGELN - Rolnicze zasady

Bauernregel des Tages:

Ist die Ente platt wie ein Teller,

war der Traktor sicher schneller!

Rolnicze zasady na dzień dzisiejszy:

Gdy kaczka jest jak talerz płaska,

to z pewnością traktor był szybszy.

---------------------------------------------

Stirbt der Bauer im Oktober,

braucht er im Winter keinen Pullover.

Gdy rolnik w październiku umiera,

to mu w zimie ciepłego swetra nie potrzeba.

----------------------------------------------------

Kräht der Hahn auf dem Mist,

ändert sich das Wetter oder es bleibt wie es ist.

Gdy kura skrzeczy kiedy się zgubi,

pogoda się zmieni albo pozostanie taka jaka jest.

---------------------------------------------------------

Steht im November noch das Korn,

ist es meist vergessen worden.

Jeżeli w listopadzie stoi jeszcze żyto w polu

to oznacza, że o nim zapomnieli.

-----------------------------------------------------

Alte Bauernregel:

Wenn dein Mann isst, dann iss mit.

Wenn dein Mann trinkt, dann trink mit.

Wenn dein Mann arbeitet, dann lass ihn arbeiten.

Stare rolnicze reguły:

Kiedy twój mąż je, to jedz razem z nim.

Kiedy twój mąż pije, to pij razem z nim.

Kiedy twój mąż pracuje, to niech sobie pracuje.

-------------------------------------------------------

Das warst.

I to by było na tyle

16 Oct 2008

NÄHE DES GELIEBTEN, J.W.von Goethe

Ich denke dein, wenn mir der Sonne Schimmer

vom Meere strahlt;

Ich denke dein, wenn sich des Mondes Flimmer

in Quellen malt.



Ich sehe dich, wenn auf dem fernen Wege

der Staub sich hebt;

In tiefer NAcht, wenn auf dem schmalen Stege

der Wandrer bebt.



Ich höre dich, wenn dort mit dumpfem Rauschen

die Welle steigt;

Im stillen Haine geh`ich oft zu lauschen,

wenn alles schweigt.



Ich bin bei dir; du seist auch noch so ferne,

Du bist mir nah!

Die Sonne sinkt, bald leuchten mir die Sterne.

O, wärst du da!


Gedicht von Johann Wolfgang von Goethe ( 1749-1832 )
TWOJA BLISKOŚĆ


Myślę o tobie, kiedy słońce słaby blask

od morza śle;

Myślę o tobie, gdy księżyc migocąc

źrodła maluje.


Widzę cię, gdy na odleglej drodze

kurz sie wznosi;

Gleboką nocą, gdy małej kładki deska dygoce.



Słyszę cie, gdy gdzies głuchym szmerem

fala się unosi;

W cichy gaj idę cię nasłuchiwać,

kiedy wszystko milczy.


Jestem przy tobie; tyś daleko jeszcze,

Ale tak blisko!

Slońce zachodzi, wkrótce gwiazdy bedą dla mnie świecić.

O, ty będziesz tam!

30 Sept 2008

MÓJ MĄŻ MA HOBBY

wielu ludzi je ma.Dla jednych jest to nalog,ktoremu poswiecaja sie bez reszty, zyciowe przeslanie, nauka, wlasny rozwoj. Dla innych " mania mienia ". Jak ocenic hobby mojego meza? Nie wiem. Nie wiem i juz.

Jest zbieraczem. To pewnik. Jest tez kupowaczem rzeczy do zbierania. Sama nie wiem co dla niego wazniejsze.A co w temacie zbieraczym mojego meza?

Ano -:

Kufle z cyny, albo z elementami z cyny i ze scenami badz elementami historycznymi, produkowane wspolczesnie. Ze scenkami rodzajowymi tez.

Cynowe figury i figurki wyobrazajace rycerzy.

Cynowe modele armat.

Modele statkow zaglowych roznej wielkosci a takze pudla z modelami tychze do sklejania w blizej nieokreslonej przyszlosci.

Modele pierwszych samolotow wykonane z blachy.

Miniatury zegarow kominkowych, zegarki kieszonkowe i meskie na reke.

Zegary scienne

Albumy malarstwa, ksiazki historyczne i atlasy ze szczegolnym uwzglednieniem II wojny swiatowej.

Koncerty muzyczne na DVD ( rozne typy muzyki )

Filmy SF, krwawej akcji, komedie - tez na DVD

Muzyka na CD, rowniez z roznych okresow.

Wiele inny drobiazgow, ktorych nie bede juz wymieniac.

A do tego wszystkiego potrzebne tak bardzo przeciez:

rozne polki, poleczki, regaly zamykane lub nie, obrotowe, do zawieszania na scianie badz stawiania na podlodze lub jedne na drugich;

zestawy narzedzi do skrecania, otwierania, zamykania itp

rozne kleje, kabelki, sznurki, zylki, baterie, gwozdzie , srubki............

I to wszystko na 60m²

moj maz wpada zazwyczaj w trans tematyczny swojego zbieraczego hobby, co oznacza, ze jezeli ma akurat na mysli muzyczne DVD to moge byc pewna, ze po powrocie z pracy zastane poustawiane na podlodze w przedpokoju siatki z zakupionymi wlasnie tymize.Moge je rowniez miec na stole w jadalni lub w zestawach na fotelach. Moge spodziewac sie rowniez, ze zaraz po obiedzie zostane zaproszona na spacer po handlowym centrum miasta z ukierunkowaniem tylko i wylacznie na sklepy z takowymi.Moge liczyc na serie wykladow na ten i tylko ten sam temat, przy czym nie wolno mi zabrac glosu ani o nic pytac, czyli mam sluchac bez przerywania.

Koniec danego tematu pojawia sie w glowie mojego meza w niewyjasnionych przeze mnie , jak do tej pory, okolicznosciach. Moge byc jedynie pewna, ze po paru dniach pojawi sie nastepny, zwiazany z innym przedmiotem zainteresowan zbieraczych temat.

Probowalysmy TO z corka skatalogowac kiedys. Sumy byly czterocyfrowe.

Ale juz nie prowadze katalogow zbiorow mojego meza.Dalam za wygrana.


Niedawno dostalam od meza prezent zwiazany z jego hobby - zestaw pedzelkow, mikrofazowych sciereczek i specjalnych plynow do........czyszczenia jego zbiorow..........


Mysle sobie - ty sie kobieto nie buntuj, nie krytykuj meza, nie zabieraj glosu w temacie, bo przepadniesz . Hobbysci to ciekawi ludzie!

29 Sept 2008

WSPOMINANIE WIERSZEM - Julian Ejsmond

Gdy po letnim szalenstwie zieleni

szczere zloto ozdobi konary

gdy nadejdzie czas piekny jesieni

niech zagraja nade mna ogary

na ten czas duszy mojej tak mily

zar zakipi w mym sercu wystudzonym

i ozyje

i wstane z mogily

chwyce bron i polece za gonem


/ Julian Ejsmond /

WIERSZ

Obcym słowem emigracja

zwę tą część mojego życia

nie jest to chwilowa stacja

ale jedna z moich drog.



Szlak pielgrzymi do przebycia

kto nie przeszedł, nie wie nic

mus, przygoda inna racja?

albo jedna z trudnych drog.



Mocnym słowem emigracja!

nazwe tylko jakiś mit?

mit porywów

czy frustracji?

walki z wrogiem,

fascynacji

złudy, fikcji...

albo jednej z ludzkich dróg.

28 Sept 2008

ICH WILL SPASS

Firma, w ktorej oboje z mezem pracujemy, zaskoczyla nas tej jesieni, podobnie jak wielu innych wspolpracownikow. Zamiast corocznego, jesiennego spotkania w typie Tanzbuda polaczona z Oktoberfest przy udziale miejscowej kapeli badz DJ-hobbysty, na codzien pracujacego w zarzadzie firmy, oglosila, ze ma do dyspozycji Musicalkarten, po dwie na pracownika ( ewenement, bo do tej pory nie wolno bylo zapraszac osoby towarzyszacej ! ).I co jeszcze ciekawsze - byly to bilety na VORPREMIERE ( jedna z kilku ), musicalu po raz pierwszy wystawianego w Niemczech.

A jako, ze do prapremiery niemieckiej pozostalo jeszcze troche czasu, totez trudno mi bylo znalezc dokladne informacje na temat fabuly, producentow,artystow.Wyczytalam jedynie, ze rzecz dzieje sie w latach osiemdziesiatych, ze beda prezentowane utwory POP niemieckiej nowej fali na kanwie owczesnego trybu zycia i mentalnosci.

- doskonale dla mnie, pomyslalam sobie. W tamtych latach nie mieszkalam tutaj jeszcze, potraktowalam wiec obejrzenie tego przedstawienia jako dobra lekcje, jako element nauki jezyka i pierwsza mozliwosc zwiedzenia Colosseumtheater w Essen, niezwykle interesujacego miejsca, ktore kiedys bylo jedna z glownych hal produkcyjnych fabryki Kruppa i zostalo wspolczesnie przeksztalcone w centrum teatralno-kulturalne z zachowaniem poteznych stalowych konstrukcji hali typu umocowania suwnic, dzwigow itd. Gdy przygladam sie tej hali z zewnatrz wieczorami, w czasie, gdy akurat dzieje sie cos w jej wnetrzu i jest oswietlona, to wydaje mi sie, ze praca produkcyjna trwa nadal.To zludzenie powstaje za sprawa wlasnie tych konstrukcji , bo tylko one sa wtedy widoczne.

Gdy weszlismy na widownie nie sposob bylo nie zauwazyc poteznej kostki Rubika na scenie ( ta kostka w jezyku niemieckim nosi nazwe Zauberwürfel - czarodziejski szescian, czarodziejska kostka ) Miejsca mielismy bardzo dobre, co nastroilo mnie optymistycznie, bo przyznac musze , ze nie przepadam za muzyka POP i pewnie, gdyby nie inicjatywa naszej firmy , nigdy bym sie na taki spektakl nie wybrala.

spokojny meski glos z megafonow milo nas wszystkich przywital i poprosil o wylaczenie telefonow komorkowych i o nieuzywanie aparatow fotograficznych.

Natychmiast po tych slowach rozlegla sie glosna,dynamiczna muzyka, na scenie pojawila sie roztanczona, spiewajaca grupa barwnie ubranych artystow, olbrzymia kostka otworzyla swoje wnetrze, ktore okazalo sie byc trzypietrowym domem, posiadajacym tyle pomieszczen ile rzeczywiscie ma elementow.Wszystkie one byly miniscenami, na ktorych , bez rozpraszania uwagi caly czas sie cos dzialo.Tlo muzyczne bylo tworzone przez 6-cio osobowa grupe punkrocowa a jej czlonkowie byli rowniez aktorami - mieszkancami domu.

Dramaturgia musicalu byla bardzo prosta, z wieloma humorystycznymi elementami.Sluchajac doskonale wykonywanych niemieckich przebojow z tamtych lat, mozna bylo dokladnie przyjzec sie zwyklym problemom przecietnych Niemcow zamieszkujacych wowczas zachodnia czesc kraju.

Mimo , ze spektakl trwal prawie 3 godziny nie wyszlam z tej lekcji znudzona.

Wczoraj znalazlam juz wiecej informacji reklamujacych musical ICH WILL SPASS. Casting zakonczyl sie pod koniec lipca tego roku - prapremiera ma sie odbyc 5 pazdziernika czyli tempo rownie dynamiczne, jak sam spektakl.

12 Sept 2008

ZAPISKI URLOPOWE - światowy Polak w Londynie

Swiatowego Polaka w Londynie dobrze jest spotykac, czy tez lepiej nie ?

Jeden dzien naszej londynskiej wedrowki postanowilismy przeznaczyc na wspolna wloczege ze znajomymi, ktorzy tez wybrali sie do tego miasta ale z wypasem w hotelu trzech gwiazdek strefy londynskiej pierwszej.Meska czesc wspomnianych ma spora wiedze historyczna, lubi zwiedzac wiec cieszylam sie na ta wloczege bardzo.Byly z nami rowniez moje dzieci. NAsz swietnie zorientowany znajomy zadecydowal, ze najpierw pojedziemy pod Buckingham Palace, bo tam od godziny 11.00 ponoc odbywa sie zmiana warty.

-Fajnie bedzie, slonce w tym dniu ostre, zdjecia wyjda doskonale, pomyslalam sobie.

Gdy znalezlismy sie na miejscu, zobaczylismy tlumy ludzi obklejajace schody pomnika Viktorii i oblegajace imponujace, krolewskie ogrodzenie. Na dziedzincu widzialam jedynie wartownikow co rusz zmieniajacych swoje pozycje nieruchome w ruchome i............pomaranczowe urzadzenie z dluuuuuugim wyciagiem do mycia okien, ktore to przemieszczalo sie z wolna a zawisli nan ludzie pucowali zawziecie co wypucowac mieli. Jakos jednak gwardzistow krolewskich w przeswietnych czapach i na wypielegnowanych koniach nie zauwazylam. Nie zauwazylam tez naszego znajomego, ktory bez rzekniecia slowa zniknal gdzies. A ze wzrost ma nieciekawy cenowo - tzn. bardzo niski, trudno cos kupic na wyprzedazach i krawca uzywac trza - to tez trudno go bylo wypatrzec w tlumie. Poczatkowo sami robilismy zdjecia, troche rozmawialismy ale wraz z uplywajacym czasem sami zaczelismy sie coraz czesciej rozgladac, gdzie sie czlowiek ow zapodzial. Obawa o wspolwedrowkowicza narastala, jako ze jezyka angielskiego nie zna, telefon komorkowy ZAWSZE nosi przy sobie ale wylaczony!! Uplynela jakas godzina i wynurzyl sie uszczesliwiony z tlumu bez przeprosin i slowa wyjasnienia.

- No coz, pomyslalam sobie, trzeba bedzie na niego uwazac i starac sie, by raczej nie oddalal sie od nas. I w ten sposob, nastrojona optymistycznie, jako, ze dzieci mialam przy sobie, slonce wyjatkowo pieknie swiecilo, ruszylam dalej z nadzieja, ze wiele zobacze nie tracac juz zbytnio.

Ale to bylo mylne podejscie do tematu " zwiedzanie Londynu z moim znajomym ". Czlowiek ten byl tak zajety soba i robieniem zdjec, ze nadal nie zwracal na nas uwagi , znikal bez przerwy i nigdy nie bylo wiadomo w jakim kierunku. Tak bylo na ulicach ale i w muzeach. Cala pozostala grupa ze mna oczywiscie trzymala sie razem, jezeli ktos byl szczegolnie zainteresowany jakim dzialem zbiorow, to poprostu o tym mowil wczesniej i umawialismy sie na pozniejsze spotkanie w wyznaczonym miejscu. Ale z moim znajomym o wzroscie nieciekawym cenowo umawianie sie nie bylo mozliwe. Gdy juz jego zona nie wytrzymywala i zaczela mu delikatnie zwracac uwage, to stawal sie coraz bardziej agresywny, czasem sie nawet obrazal. Uwazal, ze to wlasnie On tu ma najwieksza wiedze i to My powinnismy na niego uwazac i za nim isc. ????. W koncu na jednej z ulic tuz przy zejsciu do stacji metra na Oxford Circus zgubil sie na dobre. Nie wiem jak to sie stalo! Stanelismy wszyscy razem, rozmawialismy, on sie przygotowywal do zrobienia jakiegos zdjecia, odsunol sie jakies dwa kroki i ...............zniknol!!! I nikt z nas, doslownie nikt nie wiedzial, gdzie sie udal. Stalismy tak jak wryci znowu prawie cala godzine. W pewnwj chwili zauwazyla jego charakterystyczna, wsciekla mine , jego zona i machajac z zadowoleniem podeszla do niego. A ten jak sie nie wydarl na nia nie przebierajac w slowach , ktore z biegiem czasu stawaly sie coraz bardziej ordynarne. Wielonarodowy tlum na ulicy najpierw zaczol sie na niego ogladac, potem zaczol nas omijac. Jeszcze nigdy nie bylo mi tak wstyd. Zamilklismy oniemiali takim zachowaniem dojrzalego mezczyzny. Jedynie moja cora szybko przerwala to milczenie i powiedziala mu patrzac prosto w oczy:

- Jak Pan moze w ten sposob oddzywac sie do kobiety!

Faceta zamurowalo! Do nas i do swojej zony przestal sie oddzywac. Jak mi pozniej opowiedziala trwala ta obraza do nastepnego ranka, do momentu , kiedy zona powinna mu ubranie przygotowac a obawial sie , ze w tej sytuacji bedzie musial to robic sam !


Przyrzeklam sobie, ze juz nigdy wiecej nie bede uzalezniac sie od takich " ciekawych , wszystkowiedzacych " znajomych.

Podziwiam moja corke za odwage!

10 Sept 2008

ZAPISKI URLOPOWE - z okna mojej londyńskiej sypialni

Z okna mojej londynskiej sypialni lubilam obserwowac uliczke z typowymi , przytulonymi i podobnymi do siebie kamieniczkami z czerwonej i zoltej cegly z dlugimi kominami, malymi ogrodkami przed frontami. Po obu stronach jednokierunkowej uliczki staly ciasno ustawione samochody osobowe tej samej klasy i wielkosci. Staly i staly caly tydzien. Codziennie rano, miedzy godzina 7.00 a 8.00 ubrani " biurowo " mieszkancy, przewaznie plci meskiej, z aktowkami udawali sie na pobliska stacje i jechali do pracy.My po sniadaniu wyruszalismy na calodzienne zwiedzanie a wracalismy dobrze juz zmeczeni ok godz 20.00. Moi tymczasowi sasiedzi tez wracali o tej porze do domow. Po ok 20-30 minutach docieraly do mnie roznorakie zapachy goracych kolacji.Za nastepne 30 min. wielu z nich wychodzilo z domow i pieszo udawalo sie do pobliskiego marketu.Przed godzina 22.00 wszyscy wracali z takimi samymi, pomaranczowymi reklamowkami, mocno wypchanymi zakupami.I tak przez wszystkie robocze dni tygodnia. Niektorzy swoje samochody uruchamiali dopiero w weekend. Zastanawiam sie, czy zycie prywatne tej grupy Londynczykow jest tez do siebie podobne, jak ich domy, samochody, garnitury i rytualy?

9 Sept 2008

ZAPISKI URLOPOWE ALBO CO ZOBACZYłAM TEGO LATA

Poczatek sierpnia stal sie wreszcie koncem stresow pierwszej polowy roku.Lubie wylaczac sie calkowicie, albo , jak kto woli przestrajac nastrojowo, gdy zaczynam urlop. Moje ulubione przemieszczanie sie zawsze planuje. Ale nigdy dokladnie. Tylko w zarysie. Lubie cieszyc sie niespodziankami, ktore napotkam po drodze.
Pierwsza czesc urlopu postanowilam przeznaczyc na wyjazd do Anglii.Jednak nie w celach zarobkowych a w uczuciowo - poznawczych. Tym razem postanowilismy odwiedzic moja corke, i zwiedzic tyle, na ile sily pozwola. Wyprawa tym razem odbyla sie samochodem wlasnym. Maz troche przejety ( bo jak to sie pojedzie po nienormalnej stronie jezdni ? ) ale nastawiony germansko na zdobywanie Wyspy zasiadl za kierownica naszego wierzchowca zabierajac dodatkowo mojego syna, ktory dojechal, umowiony wczesniej z Polski, na wspolna wyprawe.
Zaczelo sie niedzielnym rankiem pt " ciut swit " ok godziny 01,30. Spakowani bylismy juz wczesniej , wiec tylko przygotowac walowe, sagany kawy ( Germanie pija jej duzo, bo herbata np zbytnio czerni zeby, zwykla woda jest za zimna w podrozy a soki powoduja nadkwasote ) Czekala nas droga stresujaca, bo i ulewy zapowiadano, bilet na prom dawno wykupiony z zastrzezeniem ( w razie spoznienia obsluga przydziela miejsca na innym promie, ale nie wiadomo, o ktorej godzinie i za jaka oplata dodatkowa ) Urzadzenie nawigacyjne przygotowalismy wczesniej - swietna rzecz, wiele pomaga, wie wszystko!. No! Prawie wszystko, jak sie pozniej okazalo. Gdy odjazdzalismy spod domu to zastanawialismy sie, co bedziemy robic z wolnym czasem na nabrzezu w Calais.Gdy podjezdzalismy pod okienko obslugi portowej to dowiedzielismy sie , ze podjechalismy w ostatniej chwili.Wiadomo, lalo niemilosiernie cala droge.Ale najwiekszy wplyw na nasze opoznienie miala przebudowa estakady pod Antwerpia. Rozgardiasz, chaos niczym w Polsce w takich przypadkach, brak dobrych oznakowan. Panienka z nawigacji informacji o przebudowie nie miala, ale wiedziala, jak nas wyprowadzic z tego balaganu. Maz planowal jeszcze tankowanie we Francji, bo benzyna najtansza w tym zakatku Europy ( ciekawe dlaczego? wlasny wyrob czy co ? ) Ale niestety. Miedzy granica belgijska a Calais byla tylko jedna malutka ( slownie jedna JEDNA MALUTKA ) stacyjka, ktora minelismy niezauwazajac przy zabojczym tempie nieco ponad 100km/ h. Zjazd do niej tez nie byl oznakowany dobrze.No coz!! Hmm! Na ostatnim " toaletowym parkingu " przy zjezdzie do portu tez bylo europejsko - wychodek na stojaco, zapaskudzony bardzo dokladnie a w jedynej, koedukacyjnej umywalni z woda pitna jakis facet myl nogi. Maz stwierdzil , ze lepiej jednak na kontynencie pozostawic to co niepotrzebnie by uciskalo. Bo nie wiadomo co bedzie pozniej!!. Pozniej to juz blyskawica do wlasciwej kolejki - czyli dla swiatowych europejczykow i bez cla. Kontrola celna. Mila pani bardzo sie do mnie usmiechala!!?? Nastepnie podjazd do okienka z panienka i rzeczonym " Just in time " , ale dostalismy rozowy wieszak na lusterko z numerem miejsca podjazdowego, bilet. Prom juz sie ladowal.Ustawiono nas na parkingu pokladowym, kazano zapamietac kolor i numer tegoz i udalismy sie na poklady wyzsze , z aparatami foto oczywiscie i zajelismy z gory upatrzone pozycje na wiacie widokowej. Celem zegnania sie z ladem, obfotografowywania......... Deszcz padal nadal, prom zaczol sie kolysac, odplywal z nabrzeza. Tak to , w szybki i nieskomplikowany sposob opuscilismy kochany, stary kontynent. Najmocniej bujajac przeplynelismy srodek kanalu, pomachalismy paru statkom handlowym przemieszczajacym sie obok nas w dosc sporych ilosciach. Deszcz zamienial sie w igielkowa mzawke, robilo sie jasniej. Przemoczeni postanowilismy troche osuszyc sie i ogrzac we wnetrzu promu.Na wiekszosci siedzisk i kanap spali ludzie. Czesc toalet byla niedostepna z powodu remontu. Cos mi to przypomina? Acha- polski krajobraz - chyba wpadlam w obsesje.Sklep Duty Free oferowal dobra Whisky w dobrej cenie. Maz przestudiowal ten dzial wnikliwie. Jezyk polski dalo sie slyszec wszem i glosno na calym promie. z hustanego odretwienia wyrwal mnie sygnal telefonu - to corka pytala sie gdzie juz jestesmy - zerknelam na okno...... a tam piekny ranek ani jednej chmurki, coraz bardziej powiekszajacy sie bialy klif w Dover a obok mnie nieco podenerwowany maz -
- nic sie nie martw - powiedzialam, przed nami parkuja niemal sami Anglicy. Przy wyjezdzie bedziemy trzymac sie ich i wszystko pojdzie gladko........ Poszlo!!! Nawet wyprzedzalismy na autostradzie. Wiele razy.Z SMS` a corki :
- " Trzymajcie sie lewej i jedzcie powoli! "
Panienka z nawigatora nie pomylila stron i po angielsku doprowadzila nas na parking corki.
Z SMS `a corki-
- " Gdzie teraz jestescie ? "
- pod Twoim domem - odpisalam.........

Byla godzina 9.30.

3 Aug 2008

O FANATYŹMIE RELIGIJNYM

O fanatyzmie religijnym.

Krotko przed Swietem Bozego Ciala moj znajomy z Polski zapytal mnie, czy w Niemczech, w rejonie, w ktorym mieszkam tez odbywaja sie obowiazkowe i pompatyczne procesje i dekoruje sie domy?. Na cale szczescie NIE!! - odpowiedzialam.

Och! - uslyszalam w sluchawce smutne westchnienie - a ja od ponad tygodnia przygotowuje dom, trawnik przed domem, ozdoby odswietne do 4 duzych okien, jestem juz taki zmeczony, w pracy siedze w nadgodzinach, wracam poznym wieczorem a w domu jeszcze tyle do zrobienia.

- To nie mozesz sobie ograniczyc robot z tymi strojeniami swiatecznymi ? - zapytalam.

- No cos Ty!!! A co by zona powiedziala? - odkrzyknal

- Nie rozumiem ? - odparlam zdumiona

- Moja zona jest dzialaczka koscielna i spiewa w chorze !!! - uslyszalam

- Ale co to ma do Twoich prac przy domu?

- No wiesz, tez pytanie ! - obruszyl sie. Co ludzie powiedza, gdybym niczego w domu i przy domu nie przygotowal? W jakiej pozycji znajdzie sie moja zona !? Toz to bylby dopiero wstyd!!

- Hmm - zamyslilam sie, bo nie chcialam juz komentowac tej wypowiedzi.

- Wiesz . ale jestem zmeczony, najchetniej pospalbym sobie przez kilka dni - mowil dalej z zalem w glosie

- No to nie idz na procesje, albo skroc pobyt na niej, odpocznij w domu, w ciszy - podpowiedzialam

- Ale ja musze - powiedzial z jeszcze wiekszym zalem...............

JA MUSZE. No to jak to jest z ta nasza religia, wiara? Jak to jest z kultywowaniem wiary?

Nigdy nie przyszloby mi do glowy komentowac czyjegos zaintersowania religia. Niemcy uwazaja ten element zycia za gleboko prywatna sprawe i wszelkie wypytywanie sie kogokolwiek o zainteresowania religijne, nie mowiac juz o przynaleznosc, za duzy nietakt, za naruszenie sfery osobistej nawet. Bardzo podoba mi sie takie podejscie.

Nie opowiadalam juz mojemu znajomemu, w jaki sposob przebiega w Niemczech to i inne swieta.Nie mowilam, ze tutaj tez sa procesje, ale spokojne, bez pompy, sa dobrze acz skromnie przygotowane.Domow i okien nie dekoruje sie nachalnie, o ile w ogole sie dekoruje. Fakt, ze mieszka tutaj wielu wyznawcow roznych religii i ze budowanie wzajemnej tolerancji tez jest istotne. Ale nikt tu nikomu nie narzuca jakiegokolwiek poswiecania sie , bezgranicznego oddawania sie sprawom kosciola. Kazdy obywatel niemiecki i kazdy tutaj zatrudniony jest klasyfikowany pod wzgledem religii ze wzgledu na podatek koscielny, ktory jest regularnie potracany z wyplaty. Jezeli ktos jest ateista badz z innych powodow nie chce tego podatku placic, musi przeprowadzic cala procedure rezygnacji sadownie.

Place podatek koscielny, wiec nie musze rzucac na tace odpowiedniego grosiwa ( odpowiedniego, bo ludzie patrza ) . W niemieckich kosciolach sa wystawione skarbonki dla tych , ktozy chca wesprzec kosciol datkiem dodatkowym.I nie oznacza to , ze w niemieckich kosciolach jest pusto.Jezeli ktos czuje wewnetrzna potrzebe uczestnictwa w nabozenstwie, poprostu idzie do kosciola nie baczac na sasiadow, czy innych wscibskich. Na msze idzie sie odswietnie ALE SKROMNIE UBRANYM. Nie zauwazylam nigdy zadnej rewii mody tutaj, prezentacji drogich futer czy innych swietnosci , z ktorymi w Polsce niestety chyba trzeba sie obnosic, pokazywac w ten sposob chociazby materialny status. Nie jest istotna dla mnie kwestia polskich mocherowych beretow na polskich mszach, jedynie kwestia uczestniczenia z wewnetrznej potrzeby kontaktu z Bogiem.

Wazna jest istota wiary, ktora z wlasnej i nieprzymuszonej woli wyznajemy.

Po co zwyklym ludziom wyjscie do kosciola pod haslem JA MUSZE lub CO LUDZIE POWIEDZA albo jak przyjma moja najnowsza kreacje, nowy samochod. Czy nie jest to przypadkiem kolejny , polski sposob na leczenie kompleksow malosci i nijakosci?

28 Jul 2008

WIEDZA JEST ROZKOSZĄ

" JEDZENIE I MILOSC SA PELNA ROZKOSZY; PODWOJNA GRA "

" Z PUSTYM ZOLADKIEM NIE MOZNA KOCHAC "

/ Bettina Huber /

Kiedy jestesmy zakochani nie chce nam sie jesc, gdy jestesmy bez ukochanej osoby.

Kiedy milosc nas opuszcza, nasz gleboki smutek tak dotkliwie wypelnia nasze wnetrze, ze tracimy apetyt. Czyzby milosc i bezmilosc stanowily dla nas super diete dla figury naszych marzen?.



"MILOSC NIE JEST SPIEWEM SOLO, MILOSC JEST DUETEM.

KIEDY JEDNO PRZESTAJE SPIEWAC, UCICHA PIESN."

/ Adalbert von Chamisso /


Odkad pamietam, intrygowaly mnie zapachy, przyprawy, aromaty. To co mogl wyczuc moj n-ty zmysl NOS, podawal natychmiast MOZGOWI a czesto i poznawalo PODNIEBIENIE. Czyzby tylko tych troje " organicznych uczestnikow " bralo udzial w calym tym rozkosznym misterium?

Wg starozytnych zapisow wierzacych w moc bogini milosci, Afrodyty, istnieja proste, naturalne przyprawy i rosliny majace wplyw na rozluznianie naczyn krwionosnych i regulujacych krazenie krwii.

Dzieki nim poprawia sie nastroj i wzrasta potrzeba rozkoszy - prosta tajemnica zmyslowosci, przyciagania i zatrzymywania milosci.

Oto one:

ANYZ
KARCZOCHY
BAZYLIA
CHILI
FIGI
GRANATY
KARDAMON
IMBIR
CHRZAN
MALZE
MUSZKAT
GOZDZIKI
PIETRUSZKA
PIEPRZ
ROZA
SZAFRAN
SZALWIA
SELER
SZPARAGI
TRUFLE
WANILIA
WINO
CYNAMON

CDN pozniej nieco

25 Jul 2008

ZAPISKI

Letnia intrygancja


niespodziewany zbieg z okolicznosci


rozwiazle buty bez poparcia


czy sledzik wiaze sie z whisky


zycie wewnatrzne zostawiam na polpietrze


spokojny glos faceta , ktory ma zielono w glowie - lagodnosc pozorowana


rock jest buntem jazz wolnoscia


koparka przedsiebierna i zasierzutna


o naturo zlosliwa!!

24 Jul 2008

I ZNOWU ODMOWA

No i zaczelam zalamywac sie moimi negatywnymi efektami poszukiwania dobrej pracy. Przed chwila dostalam kolejna odmowe na pismie. Ofert jest teraz zdecydowanie mniej. Pewnie to upalne lato wygnalo wielu pracodawcow na urlopy . Ze zgroza, niestety zauwazylam, ze prawie wszystkie ogloszenia w branzy, ktora najbardziej mnie interesuje sa od niedawna podawane przez firmy trudniace sie albo doradztwem personalnym, albo tylko wynajmujace pracownikow na czas okreslony. W Niemczech otrzymanie zatrudnienia za posrednictwem takiej firmy wiarze sie z wieloma ograniczeniami. Duzo sie traci finansowo. Czesto umowe o prace podpisuje sie z firma posrednictwa a nie z konkretnym pracodawca- czyli trzeba liczyc sie z tym, ze w kazdej chwili mozna zostac bez pracy. Czesto zatrudniaja tylko na rok ( w domysle ) co oznacza, ze nie dostaniesz urlopu, itd, itp, itd, itp.

A tyle marzen mam do zrealizowania, tyle planow, tak wiele chcialabym jeszcze osiagnac....



Pewnie i moim poszukiwaniom przyda sie letni wypoczynek. Musze odlaczyc sie od komputera.Lepiej nie myslec NIC. Przynajmniej przez jakis czas.

23 Jul 2008

GG - daj z nieznajomym po ludzku

no i znowu sie pojawil jakis NIEZNAJOMY na moim GG. Nie, nie bede sie izolowac, zamykac, uzywac polecen " nie pokazuj nieznajomym czy od nieznajomych ". Przeciez po to mam GG , zeby nie rozchorowac sie nostalgicznie. Ilekroc nieznajomy puka, patrze na pierwszy wpis i albo podejmuje rozmowe, albo nie. Ten NOWY na poczatek zyczy mi milego dnia i czeka na odpowiedz, jezeli ja dostanie, to probuje rozmawiac. Choc to wlasciwie rozmowa pt przesluchanie!! ZNOWU. Pomyslalam sobie, ze musze poobserwowac troche , dlaczego te wszystkie nieznajome ktosie, ktore zsyla mi moj GG-dusiowy los musza mnie przesluchiwac?

Wydawalo mi sie, ze jezeli ktos znudzony po drugiej stronie siedzi, to podejmie, badz wrzuci jakis temat typu " o zyciu ogolnie ", " a co robisz dzisiaj wieczorem", " dobra ksiazka " ( wiem, wiem, nie kazdy lubi czytac - no to moze byc " dobry film " ) muzyczka ( uwielbiam ten temat i zawsze podpowiadam, bo wydaje mi sie najprostrzym do nawiazania kontaktu ).Mozna przeciez GG-adac kulinarnie- super temat. NIE... DA... SIE!!!

Znowu ktos po drugiej stronie musi wiedziec gdzie dokladnie mieszkam , gdzie dokladnie pracuje, skad dokladnie pochodze i inne takie tam dokladne.. Czy bez tego juz naprawde nie da sie w tej anonimowej czesto spolecznosci, porozumiec pytam ja Was? Czy bez adresu, wyksztalcenia, pracy JUZ NIE JESTEM CZLOWIEKIEM?


PS. Pewno znowu chodzi o spotkania z seksem w domysle. Szkoda, ze kobiety ( prawdziwe )mnie nie zaczepiaja na GG, przynajmniej poplotkowac bezseksowo moznaby bylo.No tak, ale skad bede wiedziala, ze za jakas Kasia czy Basia nie kryje sie facet badz inny zartownis?? Eh...zycie

21 Jul 2008

RETURN TO FOREVER - CHICK COREA, ESSEN, lipiec 2008, Grugahale

Dlugo czekalam na koncert tego zespolu. Bilety lezaly od paru miesiecy w szufladzie. Zastanawialam sie jak przyjme ten rodzaj jazzu po latach. Jazz/rock fusion bywa trudny w odbiorze.

Wreszcie nadszedl wyczekany dzien. Cieszylam sie jeszcze z malego drobiazgu - z przesuniecia koncertu ze srody na sobote. Sobota jest z reguly pracowitym i trudnym dla mnie dniem i takie ekspresyjne zakonczenie tygodnia jest wyjatkowym odprezeniem.

Pojechalismy z mezem, duzo wczesniej.Lubie sobie ze spokojem pospacerowac przed wystepem, popatrzec na ludzi oczekujacych. Tym razem Einlass byl na godzine przed, wiec mozna bylo spokojnie sie rozgladnac. Zauwazylam, ze nie tylko ja lubie " podgladac ludzi " w takich przypadkach. Zastanawiam sie skad ta sklonnosc powstaje? Moze jest to pewien rodzaj przeczucia misterium we wspolnocie, moze jedynie poszukiwanie znajomych............?

Wszystkie bilety byly od dawna wyprzedane, jednak Abendkasse miala troche zwrotow, o ktore niepokoil sie spory tlum. Bylo stoisko z plytami zespolu , koszulkami ze zdjeciem grupy i trasa niezwykle dlugiego tourne.Kupilismy sobie ich podwojny album, wydany w tym roku, THE ANTHOLOGY

Na scenie staly juz przygotowane wszystkie instrumenty, system naglasniajacy, w tle z glosnikow dobiegaly dzwieki ich nagran z innych albumow. Tlum ludzi i fotoreporterzy gromadzili sie tuz przed scena i z zainteresowaniem przygladali sie calej tej martwej jeszcze, muzycznej naturze, robili zdjecia.

Tlum coraz liczniej zajmowal swoje miejsca. Swiatla z wolna przygasaly. W towarzystwie gromkich braw weszli muzycy. Szybko zestroili instrumenty. Cisza. Sama zastanowilam sie przez moment, dlaczego bez zapowiedzi, bez konferansjera? Koncert przyniosl odpowiedz. Chick Corea sam zapowiadal, w trakcie inni muzycy, tez dopowiadali male conieco.

I ZACZELO SIE!!- UCZTA!! - pieprznie, glosno, wibrujaco, dynamicznie, doskonale tempo, rewelacyjne solowki strunowe.

I czesc - popisy calego zespolu z krotkimi solowkami interpretowane precyzyjnie.

II czesc - glownie wirtuzowskie solowki - AL DI MEOLA gra przed ekranem akustycznym jedna calostke, co daje ciekawe wibracje gitarowe.

STANLEY CLARKE - popisy na basie i kontra...

LENNY WHITE - rewelacyjny perkusista, onegdaj rockowy.

CHICK COREA - ciagle uwspolczesnia swoje kompozycje, jeden z utworow zagral calkowicie na strunach fortepianu, co bylo niewatpliwie ciekawym polaczeniem jazzu i wspolczesnej muzyki symfonicznej.

Obecny RETURN TO FOREVER jest wspomnieniem TEGO z lat 70tych. Ten, kto szukal w sobote ich starego brzmienia mogl sie rozczarowac.

Efekt doskonalego naglosnienia spowodowal, ze nie moglam sobie pokrzyczec, jak to zwykle na koncerach jazzowych - mozg skakal razem z basami

Genialnie niskie basy i dla przeciwwagi wysokie soprany a pomiedzy tym klawiszowe mistrzostwo Corea`i

BIS - wybitny - w tendencji bardziej rockowy - nie da sie opisac. Nie chcialo mi sie wracac do domu. Chcialam jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz sluchac tego koncertu.

Dlugo pozostawaly mi w glowie kawalki rytmow. Zapamietane dla powrotow!!

17 Jul 2008

SZACUNEK DLA DRUGIEGO CZłOWIEKA

tolerancja, szacunek dla drugiej osoby, usmiech - wcale nie taki chlodny, pewnie przypadkowy.


Tych drobiazgow brak Polakom. Szkoda. Moje pierwsze wspomnienie z " bycia miedzy ludzmi " w kraju zachodniego sasiada - to usmiechajacy sie do siebie obcy ludzie. Spokojniejsi, kolorowi. Ktos powie, ze od lat ludzie tutaj zyja dostatnio, bezstresowo, to i na usmiech i uprzejmosc wobec kogos obcego tez jest miejsce. Ale czy do konca jest to wlasciwe wytlumaczenie?

Czy nie jest nam milej, gdy osoba przysiadajaca sie do nas w autobusie, tramwaju usmiecha sie na znak powitania? Czy nie jest przyjemniej, gdy ktos dosiadajacy sie do naszego rzedu w kinie, w teatrze, na koncercie, pozdrowi nas? Przeciez tutaj nie chodzi o wymiane zdan ( choc czemu by nie ? ) Spedzamy obok siebie jakas odrobine czasu, uczestniczymy w tym samym spektaklu zwanym zyciem i wlasnie w taki najprostrzy z prostych sposobow stajemy sie dla siebie mniej OBCY.Usmiechnac sie do kogos, pozdrowic, podziekowac, tak ot, za jakis drobiazg, za towarzystwo nie laczy sie z zadnymi zobowiazaniami, a tak wiele mozna sobie ulatwic, zbudowac - chocby przez moment poczuc sie lepiej. Pracuje tutaj w bardzo duzym przedsiebiorstwie, niemal od pierwszych tygodni pobytu. Przewazajaca grupa to Niemcy, druga Turcy. Trudno mi bylo poczatkowo radzic sobie z jezykiem, z porozumiewaniem sie, jednak usmiech otwieral mi droge do ludzi, wybaczali potkniecia slowne, pomagali. Podobnie ksztaltowaly sie relacje z moimi sasiadami.

Jezeli w tlumie ludzi, obojetnie w jakich okolicznosciach przebywam i przygladam sie twarzom - kogos z Polski rozpoznaje natychmiast. Po ponurym obliczu. To jeden z polskich znakow rozpoznawalnych. Smutne.

11 Jul 2008

CD do Fenomenu z Naszej Klasy

NASZA KLASA - niemal doskonaly komercyjny pomysl dla tworcow, wlascicieli, niektorych uzytkownikow, dla paru innych, przypadkowych producentow-handlowcow.Wystarczy chociaz przeliczyc ilosci zdjec robionych z ukierunkowaniem na emisje w NK - na miliony uzytkownikow!!

Reklamodawcy sa tu przeciez stale obecni. Handel kwiatami , pamiatkami i co sobie jeszcze kto do tematu wymysli. Tysiace zwyklych uzytkownikow ma jakies firmy, ktorych reklamy , chocby w postaci podania strony internetowej tu umieszcza. Przyklady mozna mnozyc. Ja mam jeszcze inne wspomnienie. Tym razem dotyczy to kolezanki z dziecinstwa. kolezanki nie tylko z tej samej " naszej klasy " ale tez z tego samego podworka. Dziecieca zazylosc miala znacznie szersze kregi - zabawy po szkole, wspolne odrabianie lekcji, wspolnie chodzilysmy do ogniska muzycznego, itd, itp.

Dorastanie nas rozdzielilo, choc mature tez robilysmy w tej samej szkole. Wyjechalysmy pozniej do roznych miast, zalozyly rodziny, kontakt sie urwal calkowicie. Bylam niezwykle szczesliwa, gdy zobaczylam jej profil w NK. Od razu napisalam do niej cieply list. Dostalam rowniez ciepla odpowiedz. Na tym etapie jednak wymiana ciepla sie skonczyla. Wyslalam kolezance zaproszenie. Nie przyjela. Troche mnie zaskoczylo. Pochwalila sie nieco pozniej lakonicznie, ze skonczyla kilka fakultetow, nadal sie doksztalca i prowadzi dzialalnosc polityczna. Chwalebne, pomyslalam sobie, pracowita dziewczyna. No coz okazalo sie po paru miesiacach, ze ta podziwiana przeze mnie kolezanka zaczela mnie atakowac bezczelnie i paskudnie na szkolnym forum. Zalozylam na tym forum temat, zwiazany li tylko, z prosba o pomoc w poszukiwaniu uczniow z klasy, chcialam wiedziec, co sie dzieje z naszymi nauczycielami, chcialam , zeby ktos pomogl odswierzyc mi nazwiska kolegow. Nic wiecej. okazalo sie jednak, ze dla mojej kolezanki nawet taki banalny temat jest doskonala okazja do cwiczen w przemowach i atakach na czyjas osobe, w atakach przypominajacych do zludzenia wymiane zdan w polskim sejmie. Bylo nie bylo, kolezanka okazala sie byc lokalna dzialaczka jednej z wiodacych polskich partii. Z nia rowniez bardzo szybko kontakt zerwalam. Dzieki opcji NK - " osoby odwiedzajace twoj profil" - obserwuje, ze moja kolezanka co rusz zaglada na moj profil. Czy to wyrzuty sumienia czy tez moze raczej szukanie kolejnych tematow do zaczepek?

No jak myslicie, czy NK nie moze sluzyc nawet typowej politycznej komercji, szukaniu poplecznikow, potencjalnych wyborcow?? Czy prowokowanie klotni, nienawisci czy innej zawieruchy nie jest doskonalym chwytem reklamowym?

Zycze wszystkim tylko pozytywnych znajomych z naszej-klasy i tylko cieplych wzroszen.

WIEDZA JEST ROZKOSZĄ

WISSEN IST EIN GENUSS

- wiedza jest korzystaniem, uzywaniem, rozkosza, przyjemnoscia !!!!

Coz za wspaniale slowo GENUSS!!

To zdanie moze byc mottem do wszystkiego, czego zapragniemy..........

Ale przeczytalam go po raz pierwszy , jako wprowadzenie do ksiazki- albumu o Whisky.

Fragment z tlumaczenia:

" rozsiadzcie sie wygodnie ciychym wieczorem przed kominkiem........

poddajcie sie przyjemnej, odkrywczej podrozy przez szesc szkockich Whisky-Regionen.

I wybierzcie do tego, jako towarzysza podrozy odpowiednia szklaneczke - idealna jest oryginalna NOSING-GLAS, podobna do szklaneczki do Sherry. Ta szklaneczka ma szeroki brzuszek i ciasny rand, ktory zatrzymuje bardziej skoncentrowany aromat niz konwencjonalna Whisky-Tumbler.

Najpierw nalejcie troszke Malt do szklanki, poruszajcie nia nieco, zeby dostrzec kolor i reflexy. Nehmen Sie das Aroma des Whiskys zunächst mit der Nase auf - swietne okreslenie- przetlumacze doslownie - wezcie nastepnie aromat whisky nosem !! - Teraz powinniscie sprobowac jeden lyk UISGE BEATHA - ( gälisch : Wasser des Lebens - woda zycia ). Rozkoszujcie sie pierwszym odczuciem-uczuciem, kiedy jezyk i podniebienie calkowita wielokrotnosc smaku przesledza.Poczujcie, jak zabrzmi Nachgeschmack ( smak po, drugie odczucie ).Dolejcie nastepnie troszke wody.Jest to bardzo wazne, aby woda ta byla woda zrodlana, calkowicie pozbawiona sztucznych dodatkow i gazow. Odkryjcie, jak ta woda uwalnia kolejne aromaty whisky. Poprzez ta ceremonie uczycie sie wielowatkowych odczuc rozkoszy skarbow Malt Whisky.

SLAINTE! ( Za Wasze Zdrowie ! )

7 Jul 2008

WIERSZ

***

Nie wiem kim jesteś teraz

byleś blondynem o pięknych zielonych oczach

z moich dziewczecych wspomnień

głosu twojego nie znałam

tak krótko byłam w twojej przestrzeni

czasem mijamy sie z kimś

jak na ruchomych schodach

jedno w górę

drugie w dół

jak tysiące gwiazd

drugi raz nie będzie nam dane

odnaleźć się

w tym samym

wszechświecie.

6 Jul 2008

MAŁŻEŃSTWO Z ARABEM

Jezeli kobieta decyduje sie na zwiazek z mezczyzna, to wlasciwie co otrzymuje w zamian?

Ano, otrzymuje milosc, wiernosc,wsparcie silowe i duchowe, bezpieczny byt, wyrozumialosc, gwarancje spokojnego zycia, wsparcie w trudnych chwilach, i co tam jeszcze mozna wymyslic.

I to wszystko w zgodzie z wzajemnymi ustaleniami.Albo bez slow-czyli rozumie sie samo przez sie.

Jest slub -czyli slubowanie komus.Wielu zapomina, ze slowa slubowania dotycza obojga. Slubujemy czasem tylko " administracyjnie " , najczesciej wazniejszy jest akt religijny.

Jednak, czy rzeczywiscie religia ustala pozycje kobiety i mezczyzny w malzenstwie, badz innym zwiazku? Czy nie sa to jednak sprawy charakteru, wychowania, albo nawet podswiadomosci w dzialaniu?

Z moich osobistych przezyc i obserwacji:

Mezczyzna - maz musi decydowac o wszystkich, waznych i drobnych sprawach, bez wzgledu na to, czy sa to madre decyzje czy nie.

Kobieta nie powinna z nim w strefie decyzji dyskutowac.

Mezczyzna musi dobrze zjesc, pierwszy dostaje nakrycie, wazne, zeby bylo najwiecej na talerzu- niech nikt z rodziny nie osmiela sie oczekiwac wiekszej porcji. Jezeli maz samodzielnie zakupi cos extra do jedzenia, to on i tylko on decyduje, jak to cos extra rozdzielic, czy tez zjesc samemu.

Jezeli maz rozdziela ( czasem tylko na dwie osoby ) jakies wymierne dobra konsumpcyjne, to podlegaja one pomiarowi. Wymiar najwiekszy albo najkorzystniejszy nalezy sie jemu.

Zona i dzieci maja obowiazek wiedziec, o ktorej godzinie glowa rodziny spozywa posilek i jaka temperature posilek ma miec.Jezeli zona nei jest pewna co do ilosci jedzenia na talerzu powinna bardzo grzecznie zapytac sie o to. Wiadomym jest , ze ustalenia co do menu na dany dzien maz dokonuje co najmniej dzien wczesniej. Zona nie ma zadnego, podkreslam zadnego prawa, by te godziny lamac z jakichkolwiek przyczyn. Moze spodziewac sie awantury, albo darcia pyska , jak kto woli.

Pranie i prasowanie. Rowniez niezwykle wazna czynnosc z zakresu domowch obowiazkow kobiety.

Wazna, bo dotyczy ubran meza. Maz ustala przewaznie na poczatku malzenstwa, jaki to ma byc tzw " sanitarny " dzien w domu, zeby mu praniem nie smierdzialo, albo zeby deska do prasowania i kosz pelen suchych rzeczy nie przeszkadzal caly tydzien. Szczesliwe te zony, ktore maja osobne pomieszczenie do celow pralniczych itp. Ale i w tym przypadku niedobrze jest , gdy zona zbyt dlugo przebywa w tym pomieszczeniu, moze sie bowiem mezowi wymknac cos spod kontroli.

Zakupy. Ciekawy temat. Wiekszosc kobiet lubi je robic. Mezowie jednak lubia miec nad ta dzialalnoscia kontrole. Kontrola moze ograniczac sie tylko do wydzielonych przez meza pieniedzy na zakupy. Moze tez byc ...

Wracam do tematu, ktory jest jednak obszerniejszy niz zwykle wymiary, ktore onet przeznaczyl na jednego posta.


Kontrola mezowska nad zakupami zony moze polegac tez i na tym, ze maz towarzyszy zonie w zakupach np prowadzi kosz, jezeli sa to zakupy w markecie. Zona ma obowiazek stac przy mezu wiernie i popierac wybory meza co do zakupionych towarow. Nie ma w zasadzie prawa zbytniego oddalenia sie miedzy inne regaly, tzn , miedzy te, ktorych maz jeszcze nie odwiedzil. Taka proba przyspieszenia czynnosci zakupowej moze grozic kobiecie kolejnym darciem pyska , nawet publicznie, za to , ze zbyt dlugo maz musial zony poszukiwac. Przy podejsciu do kasy maz lubi wyciagac z wlasnego portfela ( zona ma w swoim tylko wydzielone kieszonkowe ) gruby banknot i podawac z usmiechem zonie. Dopiero zona podaje ten sam banknot czekajacej kasjerce. Wydatek z rachunku maz odbiera juz osobiscie i chowa skrupulatnie do swojego portfela.

Kontrola nad zakupami innymi, typu ubranie dla zony odbywa sie w ten sposob, ze maz prowadzi zone ( obojetnie w jakim wieku ona jest ) na stoiska z odzieza dla pan w starszym wieku. To wszystko w trosce o wygode dnia codziennego zony.

Wszelkie zakupy tzw dla domu maz czesto dokonuje sam, jako ze zona nie zna sie na technice lub technologii ani tez nie ma pojecia jaki rodzaj nozy, badz garnkow moze byc w kuchni przydatny. Czasem maz decyduje o tym jaki rodzaj fartucha zonie kupic.


Rodzina zony. Maz zauwaza, ze ona jest. Osobiscie przygotowuje dla niej nawet prezenty, jezeli okolicznosci tego wymagaja. Przy czym sa to zawsze prezenty skromniejsze , niz dla jego wlasnej rodziny. Maz czuwa nad kontaktami zony z jej najblizsza rodzina. Wszelkie rozmowy powinny odbywac sie z jego udzialem. Zadnych tajemnic przed mezem byc nie moze.

Jezeli maz oglada telewizor ( telewizor, bo czasem nie ogarnia tego co telewizja nadaje , bo tyle programow posiada ta telewizja ! ) to zona powinna mu w tym towarzyszyc i nic sie nie oddzywac, chyba , ze maz wyraznie sie o cos zapyta. Moze zona nie towarzyszyc jezeli ma inne domowe obowiazki do spelnienia np przygotowywanie mezowi jedzenia itp.

Zona ma prawo i obowiazek sluchac nie przerywajac , tego co maz ma do powiedzenia na rozne tematy. Nie ma prawa miec wlasnego zdania, a jezeli juz je ma , to niech sobie gada, maz i tak wie lepiej i nie slucha tej paplaniny.

Ostrzezenie. Wszelkie proby zony w przerywaniu wypowiedzi meza, wchodzenie w pol zdania itp moze grozic niezla awantura , albo przynajmniej paroma epitetami w kierunku zony.


Jezeli maz nie ma na cos czasu - to wlasnie dokladnie TO oznacza i zona nie ma zadnego prawa przerywania mu. Zona musi miec czas dla meza zawsze.

PS
Moje spostrzezenia spisalam na podstawie obserwacji zwiazkow damsko meskich w ogole, nie sugerujac sie wzgledami religijnymi ani pochodzeniem.