24 Jun 2009

NIESPOKOJNIE

Właściwie, to nic się nie dzieje. Rzekłbyś cisza.Jedynie dziennikarskie informacje nie tchną ani ksztyną optymizmu.Kryzys gospodarczy. Mordowanie współbratymców w Iranie.Groźby Koreańczyków.Ale gdyby tak nie włączać telewizorów, nie kupować gazet, komputery używać jedynie jako maszynki do pisania z zapamiętywaniem......Od ponad ośmiu lat podróżuję tą samą drogą do pracy i z powrotem. Znam twarze ludzi, którzy gdzieś tam sobie pracują towarzysząc mi przez dłuższą lub krótszą chwilę w tramwaju, czy w autobusie.Lecz jednak od niedawna coś jest nie tak. Ostatnio, gdy jadę wcześnie rano , dostrzegam na mijanych przystankach podpalone kosze na śmieci. Ich bezwładne kikuty , stopione, jak wosk świecy zwisają tu i ówdzie z przystankowych słupków.Czasem widzę kompletnie zdemolowany telefon publiczny. Czasem wytłuczone szyby przystanków.Gazety podają, że gdzieś , całkiem niedaleko, ktoś porysował parkujące wzdłuż jezdni samochody, powytłukiwał im lusterka.Ostatniej soboty wracałam do domu tramwajem, w którym dominowala w dziwny, jakiś zastraszający sposób grupa młodych mężczyzn.Śpiewali zgodnym chórem, coś, co przypominało zagrzewanie do walki.Mieli bardzo podobne , czarne ubrania, kurtki moro, jakieś na nich nie znane mi znaczki, buty przypominające wojskowe.Nie wspomagali się piwem. Ta dziwna postawa w nich była jakby samoistna.Nieco przygolone włosy, nieskazitelna czystość.Pozostali , tramwajowi goście jechali w kompletnej ciszy, bez ruchu. Jakaś para staruszków siedząca przede mną, patrząc na siebie porozumiewawczo szepnęła ze zgrozą " neonazis"..........
Mąż mnie później w domu uspokajał, że tak zachowują się grupy kibiców niektórych sportów? Uspokajał, ale wzrok miał utkwiony gdzieś w przestrzeni, jakiś taki ......inny.

16 Jun 2009

Opowiadanie pt. PIESKIE ŻYCIE

Lubiał przesiadywać wieczorami w hotelowym patio, które przy tegorocznych upałach stanowiło wyśmienite przedłużenie restauracji. Cień rozłożystej, nadmorskiej pinii dawał ukojenie ludziom spożywającym tutaj swoje posiłki lub delektujacym się lokalnymi, wybornymi winami.Powietrze nasycone uwolnionymi przez słońce olejkami eterycznymi łagodnie muskało jego zmysły.Zadzierał wtedy głowę przygladając się spod zmróżonych powiek, zielonej fryzurze drzewa.
Należała mu się taka nagroda po trudnej, trzydniowej pracy. Nie łatwo jest podejmować sędziowskie decyzje!Niełatwo dokonywać wyborow!....Choć tym razem ilość obiektów podległych ocenie nie była zbyt duża.
Dbał o szczegóły! Wygląd!! Wygląd zawsze był ważny.Ale najistotniejsze teraz - to nie rzucać się w oczy!! Pod żadnym pozorem!Jego marynarska bluza w kolorze ciepłego granatu, białe bermudy, buty... spokojna, niczym nie wzruszona, obojętna twarz nie mogły przyciągnąć uwagi nikogo spośród hotelowych gości.
Czasem przysiadali się do jego stolika inni sędziowie.Nie chciał tych spotkań, jednak nie zawsze udawało mu się przewidzieć o jakich porach pojawiają się ci inni. Najbardziej unikał głośnego, starszego Włocha, który swoją angielszczyzną, przetykaną co rusz niemieckimi rzeczownikami, wzbudzał niepotrzebne zainteresowanie. I te jego przechwałki!! Czasem rozmawiali o zawodowych podróżach, luksusowych suitach hotelowych, napotykanych gdzieś tam, na ktorymś kontynencie, ludziach ze swoimi "objektami", o ich reakcjach szczęścia czy zawiedzionych nadziei.
No i ten Malezyjczyk ze swoim kanciastym angielskim! Znacząca osoba w tamtym orientalnym świecie, choć do światowca jakże było mu daleko - zbyt głośno wypytywał się o osobiste korzyści, które mógłby odnieść sędziując w Europie, zdrowie mu nie dopisywło i w ten sposób szukał mozliwie dobrego, darmowego leczenia.
Sędzina z Izraela, mocno już leciwa osoba, nigdy się do nich nie dosiadała. Wolala zaszywać się gdzieś w zupełnym cieniu zajmując się jedynie rozmową z towarzyszącym jej mężem. Jednak sędziowie z Kanady, Portugali czy Austrii wybornie posługiwali się językiem angielskim. To ważne, gdy się nie chce zwracać na siebie uwagi. Dla niego samego ukrywanie irlandzkiego akcentu od dawna nie stanowiło problemu. Wiedział, że tak trzeba.
Jednak teraz, dzisiejszego wieczora, musiał dostrzec JĄ. Zaniepokoiło go to, choć nie unosił swoich przymknietych powiek. Spostrzegł ją już wcześniej, gdy pracował.
Robiła mu dużo zdjeć, schowana pośród publiczności. Jemu albo jego pracy?. Nie, to nie było ważne!. Wtedy pomyslał sobie, że to jakaś dziennikarka albo zwykła obserwatorka niecodziennych wydarzeń, choć na miejscową nie wyglądała.. Lecz teraz, dzisiejszego wieczora siedziala tutaj, obok niego, w patio tego wybornego hotelu.......Strach zrobił swoje. Tej nocy nie mógł spokojnie spać.
Nazajutrz zobaczył ją znowu. Tym razem w towarzystwie jakiegoś mężczyzny zajęła stolik tuż przy nim. Starając sie nie pokazać nie tylko zaniepokojenia ale i zrodzonego nocą strachu probował zniżonym glosem zwrócić na nią uwagę swoim towarzyszom. Włoch natychmiast zamilkł zezując kątem oka w jej stronę a Malezyjczyk wstał w gwałtownym półobrocie i zniżając swoje cialo w jakiejś agresywnej, azjatyckiej pozie,przesuwając z rumorem krzesło, spojrzal na nią wrogo.Tego nie mogła przecież nie zauważyć..........
Nie, lepiej nadal nic nie robić. Właściwie nikt nie wie kim ona jest...? Lepiej zgodnie z wytycznymi.Mafia bywa nieobliczalna a spokojne życie cenniejsze."Nie mam sobie nic do zarzucenia.Nagradzałem najlepszych. Skazywałem najgorszych. Cóż,czasem potrzebna jest pomoc w ferowaniu wyroków "- pomyslał i już uspokojonym wzrokiem zerknął na czarny blat swojego nowego, złoconego Rolexa. Wkrótce opuści patio i przejdzie w umówione miejsce.......
Grupa zadowolonych, rosyjskich hodowców psów rasowych,, w szeregu, jeden za drugim, w drogo wyglądającej choć skurzonej odzieży, w rozczłapanych butach, z psami na smyczach, śmiejąc sie, ciesząc z dobrze zakończonego interesu opuściła hotelowy parking, by później przyspieszywszy kroku udać się do swoich campingów. Nad ranem czekała ich długa podróż na kolejną, europejską wystawę. A tam....... nowe, hotelowe spotkania, kolejne trofea. Wszystko ma przecież wymierną wartość. Rosyjscy nowobogaccy łakną luksusowego , czworonożnego dodatku. Pozycję trzeba podkreślać również w taki sposób. Cena nie gra tutaj roli.Pies ma być utytułowany. Champion to splendor.
Szli wzdłuż wybrzeża.
Wieczorne słońce ciepłymi promieniami próbowało dotknąć ich pewne siebie oblicza.

6 Jun 2009

WYBORCZO



Gdy osiedliłam się w Niemczech , moja Ojczyzna , Polska, była dopiero w przedsionku przygotowawczym do wejścia do Unii Europejskiej. Martwiły mnie problemy gospodarcze i ogromne bezrobocie w Polsce. Sama, mimo ciekawego zawodu i bardzo dużego doświadczenia, miałam spore problemy ze znalezieniem pracy w Polsce.Firmy powstawaly i upadały, moje dzieci dorastały a mnie przerażał brak zawodowych perspektyw, brak planow, niknące marzenia. Cieszyłam się, że Polska zostala jednak do Unii przyjęta . Widziałam w tym fakcie ogromną szansę dla mojej Ojczyzny. Zaufałam mądrości polskich, teraz już prawdziwie demokratycznych polityków.Na miesiąc przed pierwszymi dla Polaków wyborami do europarlamentu dostałam na mój niemiecki adres, imienny list, podpisany przez Niemiecki Komitet Wyborczy z gratulacjami dla mnie, jako dla obywatela nowego unijnego państwa, z życzeniami sukcesów, z zaproszeniem do udziału w wyborach . Do listu dołączone zostały potrzebne mi informacje prawne, opisane były przystępnie sposoby głosowania. Podano mi wszelkie numery telefonow , pod którymi mogę zaczerpnąć informacji, adresy internetowe adekwatne do tematu. Jedną z przyjętych w Niemczech i bardzo rozpowszechnionych form oddawania głosów jest metoda listowa. Trzeba w odpowiednim, podanym w takowym liście czasie, przesłac zwrotnie i bezpłatnie, dołączoną karteczkę z prośbą ( bez uzasadniania )o uczestnictwo pisemne.Niemal natychmiast otrzymuje się odpowiedź z formularzem do głosowania i różową kopertą zwrotną. Te różowe przesyłki są przez niemiecką pocztę traktowane priorytetowo. Poinformowano mnie również, że gdybym chciała głosować na ktoregoś z kandydatów z Polski, to muszę zarejestrować sie w polskiej ambasadzie lub w wyznaczonym konsulacie.Cóż z tego, skoro mój najbliższy konsulat znajduje sie w Köln i dotarcie tam jest dla mnie wielogodzinną wyprawą. Sądziłam naiwnie, że i od mojej Ojczyzny dostanę jakieś broszurowe informacje. Nic z tego!! Jedynie niemiecki rząd wobec mnie, polskiego obywatela to uczynił!.Mój mąż, podobnie jak wszyscy Niemcy uprawnieni do głosowania, otrzymuje takie zaproszenia do wyborów wszelkiego innego typu.Uważam, ze jest to bardzo odpowiednie, osobiste podejście do wyborcy. Mobilizujące do działania, umożliwiające spełnianie patriotycznych obowiązków wtedy, gdy inne względy , np zawodowe, urlopowe lub zdrowotne, temu przeszkadzają. Tegoroczna, niemiecka kampania przedwyborcza, to obok prezentowania własnej pozycji i postulatów w spotach zarejestrowanych partii, przedstawianie szeregu audycji informujących o innych państwach unijnych, audycji całkowicie pozbawionych nawet najdrobniejszych negatywnych komentarzy. To omawianie w krótkich, treściwych programach tego, co dostaje od Unii zwykły jej mieszkaniec. To programy przypominajace historię powstania Unii.To prezentacja głosów sceptycznych wobec niektórych unijnych rozwiązań.Programy o obywatelach innych unijnych państw mieszkających na terenie Niemiec i o ich codziennych problemach. To program poświęcony Polakowi, osiadłemu w Mecklenburg-Vorpommern, kandydującemu do parlamentu z listy niemieckiej. Dzięki temu wszystkiemu, poczułam moją unijną przynależność.A czego mogłam nauczyć się ze strony Polski? Hmm...cóż, kolejne rządy nie wyrażają najmniejszego zainteresowania nie tylko problemami innych europejskich narodów ale zapominają o Polonii, a ten typ braku pamięci uważam za objaw co najmniej braku szacunku. Również do siebie samego!