9 Sept 2008

ZAPISKI URLOPOWE ALBO CO ZOBACZYłAM TEGO LATA

Poczatek sierpnia stal sie wreszcie koncem stresow pierwszej polowy roku.Lubie wylaczac sie calkowicie, albo , jak kto woli przestrajac nastrojowo, gdy zaczynam urlop. Moje ulubione przemieszczanie sie zawsze planuje. Ale nigdy dokladnie. Tylko w zarysie. Lubie cieszyc sie niespodziankami, ktore napotkam po drodze.
Pierwsza czesc urlopu postanowilam przeznaczyc na wyjazd do Anglii.Jednak nie w celach zarobkowych a w uczuciowo - poznawczych. Tym razem postanowilismy odwiedzic moja corke, i zwiedzic tyle, na ile sily pozwola. Wyprawa tym razem odbyla sie samochodem wlasnym. Maz troche przejety ( bo jak to sie pojedzie po nienormalnej stronie jezdni ? ) ale nastawiony germansko na zdobywanie Wyspy zasiadl za kierownica naszego wierzchowca zabierajac dodatkowo mojego syna, ktory dojechal, umowiony wczesniej z Polski, na wspolna wyprawe.
Zaczelo sie niedzielnym rankiem pt " ciut swit " ok godziny 01,30. Spakowani bylismy juz wczesniej , wiec tylko przygotowac walowe, sagany kawy ( Germanie pija jej duzo, bo herbata np zbytnio czerni zeby, zwykla woda jest za zimna w podrozy a soki powoduja nadkwasote ) Czekala nas droga stresujaca, bo i ulewy zapowiadano, bilet na prom dawno wykupiony z zastrzezeniem ( w razie spoznienia obsluga przydziela miejsca na innym promie, ale nie wiadomo, o ktorej godzinie i za jaka oplata dodatkowa ) Urzadzenie nawigacyjne przygotowalismy wczesniej - swietna rzecz, wiele pomaga, wie wszystko!. No! Prawie wszystko, jak sie pozniej okazalo. Gdy odjazdzalismy spod domu to zastanawialismy sie, co bedziemy robic z wolnym czasem na nabrzezu w Calais.Gdy podjezdzalismy pod okienko obslugi portowej to dowiedzielismy sie , ze podjechalismy w ostatniej chwili.Wiadomo, lalo niemilosiernie cala droge.Ale najwiekszy wplyw na nasze opoznienie miala przebudowa estakady pod Antwerpia. Rozgardiasz, chaos niczym w Polsce w takich przypadkach, brak dobrych oznakowan. Panienka z nawigacji informacji o przebudowie nie miala, ale wiedziala, jak nas wyprowadzic z tego balaganu. Maz planowal jeszcze tankowanie we Francji, bo benzyna najtansza w tym zakatku Europy ( ciekawe dlaczego? wlasny wyrob czy co ? ) Ale niestety. Miedzy granica belgijska a Calais byla tylko jedna malutka ( slownie jedna JEDNA MALUTKA ) stacyjka, ktora minelismy niezauwazajac przy zabojczym tempie nieco ponad 100km/ h. Zjazd do niej tez nie byl oznakowany dobrze.No coz!! Hmm! Na ostatnim " toaletowym parkingu " przy zjezdzie do portu tez bylo europejsko - wychodek na stojaco, zapaskudzony bardzo dokladnie a w jedynej, koedukacyjnej umywalni z woda pitna jakis facet myl nogi. Maz stwierdzil , ze lepiej jednak na kontynencie pozostawic to co niepotrzebnie by uciskalo. Bo nie wiadomo co bedzie pozniej!!. Pozniej to juz blyskawica do wlasciwej kolejki - czyli dla swiatowych europejczykow i bez cla. Kontrola celna. Mila pani bardzo sie do mnie usmiechala!!?? Nastepnie podjazd do okienka z panienka i rzeczonym " Just in time " , ale dostalismy rozowy wieszak na lusterko z numerem miejsca podjazdowego, bilet. Prom juz sie ladowal.Ustawiono nas na parkingu pokladowym, kazano zapamietac kolor i numer tegoz i udalismy sie na poklady wyzsze , z aparatami foto oczywiscie i zajelismy z gory upatrzone pozycje na wiacie widokowej. Celem zegnania sie z ladem, obfotografowywania......... Deszcz padal nadal, prom zaczol sie kolysac, odplywal z nabrzeza. Tak to , w szybki i nieskomplikowany sposob opuscilismy kochany, stary kontynent. Najmocniej bujajac przeplynelismy srodek kanalu, pomachalismy paru statkom handlowym przemieszczajacym sie obok nas w dosc sporych ilosciach. Deszcz zamienial sie w igielkowa mzawke, robilo sie jasniej. Przemoczeni postanowilismy troche osuszyc sie i ogrzac we wnetrzu promu.Na wiekszosci siedzisk i kanap spali ludzie. Czesc toalet byla niedostepna z powodu remontu. Cos mi to przypomina? Acha- polski krajobraz - chyba wpadlam w obsesje.Sklep Duty Free oferowal dobra Whisky w dobrej cenie. Maz przestudiowal ten dzial wnikliwie. Jezyk polski dalo sie slyszec wszem i glosno na calym promie. z hustanego odretwienia wyrwal mnie sygnal telefonu - to corka pytala sie gdzie juz jestesmy - zerknelam na okno...... a tam piekny ranek ani jednej chmurki, coraz bardziej powiekszajacy sie bialy klif w Dover a obok mnie nieco podenerwowany maz -
- nic sie nie martw - powiedzialam, przed nami parkuja niemal sami Anglicy. Przy wyjezdzie bedziemy trzymac sie ich i wszystko pojdzie gladko........ Poszlo!!! Nawet wyprzedzalismy na autostradzie. Wiele razy.Z SMS` a corki :
- " Trzymajcie sie lewej i jedzcie powoli! "
Panienka z nawigatora nie pomylila stron i po angielsku doprowadzila nas na parking corki.
Z SMS `a corki-
- " Gdzie teraz jestescie ? "
- pod Twoim domem - odpisalam.........

Byla godzina 9.30.

No comments: