29 Dec 2008

Opowiadanie pt. SĄSIAD

Śpieszyła sie. Niemal biegła z przystanku, bo to przecież Święta za pasem a pracy jeszcze tyle w kuchni, zakupy trzeba zrobić. W tym roku zapowiedziała swoją wizytę dość spora ilość gości. Niektórzy będą nocować u niej aż do Nowego Roku!Cieszyła się, bo to nic nie szkodzi przecież, że tyle pracy ją czekalo, ale najważniejsze, że jej dom a i ona sama , trochę się ożywią, nabiorą " nowych rumieńców " Ech ten czas,zawsze go brakuje. Choćbyś człowieku dokładnie zaplanował swoją pracę, zawsze coś niespodziewanego może zmienić twe plany!I pośpiech,pośpiech.

Gonimy uciekający czas mimo, że to najlepszy z biegaczy.

Właśnie wyciągała klucze z torebki gdy ujrzała przed sobą jego charakterystyczną postać. Wysoki, dystyngowany,zawsze dobrze i nienagannie ubrany z laseczką w prawej ręce i siatką na zakupy w lewej.Musiała zwolnic biegu.

- Pewnie też skręci zaraz do domu, nie bedę mu zatrzaskiwala drzwi przed nosem - pomyslala śpiesznie - porozmawiam chwilke, życzenia złożę......

Bardzo ucieszył się, gdy ją ujrzał, kilka słów miłych powiedział.A ona, uśmiechając się, uchylając przed nim drzwi i wpuszczając przodem pomogła mu wejść do domu. Wsparty o poręcz, zaczął wspinać się po schodach opowiadając jej o troskach samotnego starszego człowieka.Nagle odwrócił się, chyba chciał jej zlożyć życzenia bo mowiac cos coraz bardziej niewyraznie, osunął się bezwładnie wprost na nią.Z uwolnionej od uścisku siatki posypały się po schodach chleb, ciasta, owoce, jakaś butelka wina rozlala się krwiście.......tylko laskę jakoś tak dziwnie mocno trzymał nadal w słabnącej z wolna dłoni.

Uklękla szybko przy jego bezbronnym ciele. Jego glowe delikatnie ułożyła na swoich kolanach i zaczęła wołać sąsiadow o pomoc.

- Może któryś się odezwie, może ktoś jest w domu - myslała, wiedząc, że pora przedpołudniowa i przedświąteczna nie sprzyja przesiadywaniu w mieszkaniach - ale na szczęście usłyszała zgrzyt zamka i zza drzwi obok wychyliła się zaspana głowa kilkunastoletniego syna sąsiadki.

- Dzwoń szybko na pogotowie - zawołała.

Patrzyła na twarz starszego mężczyzny.Widziała jak oczy mu przygasają, skóra blednie gwałtownie.Zaczeła go przytulać, muskać lekko jego policzki i białe włosy. Jej drobne, spokojne ruchy tchnęły pewnie troche życia w jego bezsilne ciało, bo nagle na jego policzkach zaczęły się pojawiać intensywne czerwone plamy. Ale nadal sie nie ruszał. Oddychał jedynie słabo.......

Gdy tak klęczała i przytulała jego glowe jakoś dziwnie spokojnie zatrzymał dla niej czas. Przypominała sobie wszystkie drobne chwile, które w przypadkowy sposób spedziła z nim.....

Osiedliła się w tym domu zaraz po przyjeździe z Polski.On byl jej sąsiadem. Opowiadano jej, że mieszkał tu od momentu, gdy wrocił z wojny , od początku lat pięćdziesiątych. Odkąd zmarła mu młoda żona był samotny. Nie zdążył doczekać dzieci.

Chyba ja lubił. Zawsze wiedział, kiedy wraca z pracy i stawal wtedy przy oknie z rozpostartymi szeroko na parapecie ramionami. Cieszył się, gdy machała mu wtedy z uśmiechem na powitanie. Czesto odbierał dla niej pocztowe przesyłki i zawsze powtarzał, że robi to z ochotą. Wyczuwała , że chciałby sobie z nią porozmawiać. Czasem wabił ją delikatnie do swojego mieszkania, a to żeby pokazać, jak pieczołowicie strzeże przesyłek dla niej, a to chcial porozmawiac o gatunku źródlanej wody, którą pije często.......coś mowił zwykłego i ...zawieszał nagle głos, jakby to nie ten temat, nie o tym chciałby jej.........

- Do trzech minut przyjedzie pogotowie - zawołał syn sąsiadki przerywając jej wspomnienia.

- Świetnie się spisałeś - powiedziała uspokojona faktem, że pomoc jest już w drodze.

Twarz staruszka ożywiona lepszym krążeniem krwii nabierała rumieńców, ale takich jakichś zbyt intensywnych i nieregularnych.

- No to pobędziemy sobie tak razem jeszcze troszkę - szepnela do starca......

Wspominała dalej, jak pewnego letniego popołudnia udało jej się wreszcie spełnić skryte oczekiwania sąsiada gdy przysiadła się przypadkiem na jego pełną słońca ławeczkę za domem .Nie wiedziała jednak o czym człowiek ów tak bardzo chciałby jej powiedzieć, a że właśnie wrociła z urlopu w Dalmacji spróbowała nawiązać rozmowę tym tematem. Starszy pan zamyslił się chwilę i zaczął opowiadać o Jugosławii jeszcze z czasow swojej umundurowanej młodości.

- Pamietam również pobyt w Polsce i Polakow, którymi dane mi było zajmować się w czasie służby....Służby w SS......powiedział cicho, patrząc jedynie przed siebie martwym wzrokiem.

Nie zastanawiała się teraz czy owego wieczora dostrzegł jej pobladłą nagle z przerażenia twarz, czy poczuł jak lodowacieje jej ciało.Myślała wtedy, że to przeciez ON mógł strzelać do tych z jej rodziny, którzy końca wojny nie dotrwali, że to przecież ON mógł wydawać rozkazy zabijania osob, których nigdy nie dane jej bylo poznać .....

Usłyszala sygnał zbliżającego się samochodu ratunkowego i z ulgą patrzyła,jak starzec, którego przytulała i gładziła po twarzy poruszał sie coraz śmielej. On być może nie przywita Nowego Roku w domu, ale najważniejsze , że znowu będzie go mogła zobaczyć w oknie , jak uśmiecha się do niej z rozpostartymi na parapecie ramionami.

19 Dec 2008

MOJE DLA WAS ŻYCZENIA NA KONIEC ROKU

W STAJENCE

modlę sie do Ciebie Nienarodzony

o wiarę w odmianę Nowych Lat nadchodzących.

Bezbronnośc dziecięcą zachowaj

delikatność kobiecą wesprzyj swoją siłą

wolność umysłom daj młodzieńczym

utul staruszkow

spracowane ręce im ucałuj

otwórz świat na ich słowa ulotne

obrusem białym stół rodzinny nakryj

spragnionych tułaczy nakarm miłością.....

modlę się do Ciebie Nienarodzony

o wiarę w odmianę Nowych Lat nadchodzących.

18 Dec 2008

Opowiadanie pt.O PIECZENIU CHLEBA DLA PRZYJACIELA, z miłością - list świąteczny -

CHLEB POTRZEBUJE DUŻO SERCA, CIEPŁA, GORĄCYCH MYŚLI JAKO PRZYPRAW, CIERPLIWOŚCI - A WYROŚNIE CI TAK, ŻE WZBUDZI TWOJE POŻĄDANIE!


Do dobierania mąki potrzeba tyleż samo ciepła, co i do przyrządzania ciasta. Mąkę na chleb dobiera się poprzez dotyk i zapach a przechowuje w przytulnej atmosferze.

Gdy się przygotowuje a potem piecze chleb, nie można sie kłócić, być o coś zazdrosnym, nie można robić żadnych innych przeciągów.

Ciasto, aby należycie Ci wyrosło, trzeba czule ugniatać, - odpowiednio dozując siłe - niezbyt słabo, ale i niezbyt mocno, no i odpowiednio długo, nie zapominając o gorącej atmosferze!

Oprócz normalnych składników muszą być odpowiednio dobrane afrodyzjakowe dodatki - czyli troszkę pieprzenie, troszkę koprowego aromatu, troszkę kolendry.....

Przygotowane ciasto wsadź pieszczotliwie do miski, otul pierzynką, żeby się nie przeziembiło i nie zapominaj o coraz gorętszych uczuciach podsycających atmosferę wokół. Ale miej baczenie, żeby ciasto podwoilo swoją objetość i siłę!

Jak już TO sie stanie, wyjmij je delikatnie, usmiechając się czule do lekko już podniecającego zapachu - ( teraz już Twój chlebek powoli odwzajemnia Ci uczucia )

Uformuj go w pożądany kształt, nie zapominając o delikatności. Pościel mu tłuszczowe, delikatne prześcieradełko i wsadź do rozpalonego ( ale bez szaleństwa ) piekarnika.

I teraz, powoli będzie Ci Twój chlebek rozkwitał zapachami i podniecał zmysły.

Po wyjęciu z pieca odczekaj jakiś czas, aż odpocznie sobie i nabierze temperatury Twojego ciała.

Wtedy mozna go rozkroić, posmarować lekko masełkiem - ono też sie bedzie rozkosznie rozpływać i zechce przenikać wnętrze miąższu Twojego chlebka.




Teraz nakryjesz do stołu. Zaprosisz wszystkich życzliwych Ci ludzi.....

I TO BEDZIE JEDNA Z NAJBARDZIEJ ZMYSŁOWYCH UCZT NA ŚWIECIE.



PS. Ten przepis spokojnie i szeptem opowiedziała mi moja ukochana babcia Tosia!

Mimo, że tak dlugo jej już nie ma, żyje nadal w każdym, upieczonym przeze mnie chlebie.

15 Dec 2008

Opowiadanie pt.BOŻONARODZENIOWA DYKTERYJKA

Londyn, zaułek Ceder Garden, grudniowa noc, 2007r

Małgorzata siedziała przy stole spoglądając w pogodne nocne niebo z wyraźnie zarysowanym ksieżycem w kształcie rogalika.

- Spójż, Mateusz - powiedziała sennym, rozmarzonym głosem do swojego meża- W tym księżycu jest cos dziwnego.Nie zmienia swojego rogalikowego wizerunku juz ponad miesiąc.Ech, może mi sie tylko tak wydaje bo zmęczona jestem trochę moją pracą.Przydałby mi sie urlop może pojechałabym odwiedzić swoje rodzinne, polskie strony .......

Przez krótką chwilę wydało się jej, że za oknem pojawiła sie czarna kocia postać o skośnych, zielonych oczach.Zerwała się nagle zaskoczona tą dziwną zjawą, bo mieszkają na pierwszym piętrze i parapetu za oknem nie ma, jedynie wąziutki gzyms:

- Późno się zrobiło, przejdę się do sklepu, zrobię zakupy na kolację.

Wybiegła z domu żeby szybko odetchnąć świeżym powietrzem.W pewnym momencie zauważyła instynktownie, że nie idzie sama. Gdy próbowała przyspieszyć kroku , poczuła jak jakieś miekkie futerko ociera sie przyjaźnie o jej nogę. To był ów czarny kot o zielonych, skośnych oczach, którymi

patrzył na nią, jakby chciał powiedziec :

" Znam cię, zabierz mnie ze sobą, jesteś mi potrzebna "

- Ale ja idę do marketu a tam nie tolerują zwierząt - odpowiedziała tym " mówiacym " kocim oczom Małgorzata.

Kot rozumiejac zatrzymał się, przysiadł na podwiniętym ogonie i odprowadził ją wzrokiem tak daleko, jak tylko mógł.

Małgorzata kilkakrotnie spotykała pod swoim domem owego dziwnego, spragnionego miłości zwierzaczka.Był pięknie utrzymany.Jego czarna sierść błyszczała jak aksamit najprzedniejszego gatunku i zawsze dumnie nosił czarną obróżke w kształcie muchy. Aż pewnego wieczora, gdy wracała wraz z Mateuszem ze spaceru czarny dostojny kot wszedl, jak gdyby to bylo najzupełniej oczywiste i normalne do ich domu.

Pooglądał sobie całe mieszkanie i towarzyszył Małgosi i Mateuszowi mając najwyraźniej zamiar pozostania u nich na noc.

- I co teraz wlaściwie z tym Panem Kotem zrobić - zastanowiła się Małgorzata - Pokaż mi Kocie swoją obrożę, może na niej jest jakiś adres albo telefon właściciela? - to mowiąc zdjęła ją kotu . Na odwrocie bylo tylko jego imię: FRANEK.

Postanowili , że nazajutrz rozstrzygną, co z tym fantem a właściwie z Frankiem począć. Kot widzac, ze Malgosia leży juz w lóżku wskoczył miękko na jej poduszkę i niewiele sie namyslając wtulił w jej ramię mrucząc jakoś tak " po ludzku " do jej ucha................

Polska, wies Twardowice, czasy wspolczesne

W małej, położonej na wzgórzach wiosce Twardowice, w której nie ma teraz nic, nawet szkoły , ludzie tułają sie nie wiedząc, co z sobą począć a wiatr lubi sobie pochulać i poświszczeć, stoi od dawna niezamieszkały, częściowo zniszczony dworek.Stoi wśród resztek okazałego ogrodu, w którym co roku, jakby na przekór wszystkiemu kwitną jabłonie i śliwy starych , mało dziś znanych odmian.Stodoły i zabudowania owczarni stoją w stanie niemal doskonałym.Kilka starych modrzewi i świerków zdaje sie otulać i strzec wszystkie te zabudowania. Silnie skręcone, grube gałezie starego bluszczu oplatują coraz ściślej cokoły schodów wejsciowych, obszerny ganek i wyłamują wiązania dachu.Część okien dworu straciła już szyby więc ktoś pozabijał je deskami, żeby wnętrza nie kusiły łobuzów i włóczęgów.Część kuchenna całkowicie niemal zniszczona ironicznie pokazuje niebu prosty i wysoki komin.Przez ocalałe jakimś cudem szerokie okna do dawnego salonu można zobaczyć resztki ocalałego, zdobnego kolorowymi kaflami pieca, duży i okrągły stół na środku, kilka podniszczonych staroświeckich komód,ogromne , kryształowe lustro w mocno sfatygowanych ramach, wytarty duży, orientalny dywan, resztki sufitowych ozdob ściennych. Gdy zajdzie sie dwór od drugiej strony od ogrodu to widać jeszcze przez szczeliny w oknach inne zagracone pomieszczenia i drugie wejście. Nad wejściem herb - zagięty ku górze ROGAL.

Przy drodze przytwierdzone do starej grubej lipy ogloszenie:

" Wójt Gminy XYZ ogłasza przetarg na rozbiórkę zabudowań z posesji...( i tu numer pod którym stoi ów dwór i obiekty gospodarcze )"...........

Jedynie czasem, wieczorami, gdy już nikt specjalnie po okolicy sie nie kręci można dostrzec, gdzieś między starymi jabłoniami wysoką, męską postać w czarnym kapeluszu z obszernym rondem nasuniętym mocno na oczy, w długiej, obszernej pelerynie.............Jedynie najstarsi mowią:

- On przypomina ostatniego z rodu, Franciszka z Twardowskich herbu Rogal.Tuz przed końcem II wojny wyjechał do Angli czy do Ameryki, ktoby to dokładnie wiedział?Ale był już stary gdy wyjeżdżał i nie miał dzieci....

A Franek w Londynie w zaułku Cedrowy Ogród mruczy do małgosiowego ucha tajemniczą kołysanke.......mruuuuu, mruuuuu, zabierz mnie ze sobą do mojego domu,mruuuuu, mruuuuu wiem, że jesteś stamtąd skąd i ja jestem, mruuuu, mruuuu..........

Polska, Twardowice,kiedyś tam, w bliżej nieokreślonej przeszłości.

Ta niewielka wieś należała do rodu Twardowskich.Na wzgórzu, które kiedys bylo twardą skalą i stąd pewnie pochodzi nazwa, Twardowscy wybudowali dwór, stodoły i owczarnie. U podnóża powstał młyn, karczma i trochę domów dla chlopów pracujących na ich dobrach.Wszystkie zabudowania były z białego kamienia wapiennego, w który obfitowały okolice.Na wykończenie dworu ściągnęli Twardowscy jedynie trochę piaskowca.Ziemie, które posiadali były przepięknie położone ale niestety nie były żyzne i Twardowscy postanowili, że najlepiej będzie zająć się hodowlą wszelakich zwierząt, bo ziołowa, pachnąca trawa bez specjalnych starań udawała sie tutaj wyśmienicie. Byli niezwykle pracowitymi i konsekwentnymi ludzmi.Z niewielkiego stada owiec powstała ogromna hodowla przedniej klasy, która uczynila Twardowskich ludźmi sławnymi i bogatymi na calą okolicę . Dbali nie tylko o swoje owce.Starali się jak najlepiej o swoich chlopskich i zagrodowych pracowników.Dobrze wynagradzali ale i ufundowali sporą kaplicę, żeby dotychczas modlący się pod świętą figurą ludzie mieli dach nad glową, wiejską karczmę rozbudowali organizując remizę strażacką i nabywając dla wsi pierwszy w okolicy wóz gaśniczy.Zatrudnili weterynarza, który w podarowanych mu pomieszczeniach miał nie tylko mieszkać ale i prowadzić izbę przyjęć dla chorych zwierząt okolicznych mieszkańcow.Czasem, samotnymi wieczorami cierpieli, ze Bóg odebrał im dwójkę maleńkich dzieci i może też dlatego zawsze w Święta Bożego Narodzenia przed swoim dworem dekorowali jedną z najpiękniejszych choin świerkowych i rozdawali dzieciom z wioski upominki.Postarali sie też o zatrudnienie przy dworze nauczycielki, która mogłaby zająć się nauką tych dzieci.Niestety wojenna zawierucha zmusiła Twardowskich do pozbycia sie najpierw części stada owiec na rzecz okupujacych wojsk a później do uciekania z Polski.A przecież tak bardzo chcieli, zapisać swój majątek wraz z dworem dla wioski na szkołę albo ochronkę dla dzieci osieroconych.

Małgorzata, wbrew zdrowemu rozsądkowi zabrała kota w podróż do Polski, odnalazła stary twardowicki dworek i spacerując z zaciekawieniem wokół dała Frankowi calkowitą swobodę by ten zupełnie znikł pośród zabudowań.Wiedziala, że takie bylo życzenie czarownego kota o skośnych , zielonych oczach.

Dzisiaj śni jej się czasem odrestaurowany polski zabytkowy dworek.Ktoś zadbał o stare drzewa w ogrodzie by rodziły obficie piękne owoce.Ktoś poprzycinał rozszalały bluszcz by nie przeszkadzał wchodzącym po schodach a przez jego rozświetlone okna widac piekną, migocacą choinkę, bawiące sie pod dobrą opieką wiejskie dzieci, słychać ich wesoły, beztroski śmiech a na goracym piecu przesiaduje czasem piekny czarny kot w obróżce w ksztalcie muchy mrucząc i mrużąc z miłości swoje oczy.....

A oto Franek, ktory zaistnial kiedys nagle i rownie nagle zniknął

13 Dec 2008

diana + actaeon. DER VERBOTENE BLICK AUF DIE NACKHEIT

Kiedy tylko pozwala mi czas, staram sie wybrac do muzeum badz na wystawe. Poniewaz zblizala sie wizyta mojej Corki postanowilam wyszukac cos, co mogloby spodobac sie nam obu. Zaintrygowala mnie ostatnia wystawa w Düsseldorf w KUNST PALAST i jej tytul - Diana + Actaeon. ZAKAZANE SPOJRZENIE NA NAGOSC.Uwielbiam tematyczne wystawy. To one wlasnie podsuwaja mi tematy do przemyslen i poszukiwan. Ogladnelam kilka takich wystaw i zaluje, ze nie zapisywalam swoich spostrzezen. Zawsze zastanawial mnie wybor podtematow autorow wystawy, dobor prezentowanych dziel i czas , w ktorym wystawa jest organizowana.Prezentacja Diana + Actaeon jest doskonalym przykladem trafnego doboru tematycznego do okresu okoloswiatecznego. Intrygujaca tematyka obrazujaca wplyw zakazanych tematow i erotycznych elementow mitologii, Biblii na mysli i postrzeganie swiata uwiecznione przez artystow od sztuki antycznej przez renesansowa, Manieryzm, Barok, Klasycyzm rowniez prace XX i XXI wieku. W psychologicznym aspekcie ujeto 300 prac ok 200 artystow dzielac wystawe na kilka sal i " zakazane podgladanie " w Voyeurs. Poczynajac od sali pierwszej mozna bylo podziwiac artystyczne wyobrazenie mitu rzymskiej bogini mysliwstwa Diany ( wg mit.greckiej Artemis ) i smiertelnego mysliwego Actaeona, ktorego Diana za podgladanie jej w kapieli zamienia w jelenia i szczuje swoimi mysliwskimi psami i usmierca za naruszenie jej najbardziej strzezonej sfery intymnej ( attyjskie amphory z ok 480 w przed Chr.,Obrazy Jana Breughla Starszego, Rembrandta Harmensz.van Rijns ). Wszelkie nastepne dziela to metamorfozy tego mitu - Piekna PHRYNE - grecka kurtyzana, zyjaca w IV wieku przed CHr, w Atenach - piekny obraz Jean -Leon Gerome - PHRYNE PRZED SEDZIAMI - ( 1861 )



Jedynym argumentem obrony Phryne w tym sadzie jest piekno dziewczecego, nagiego ciala, ktore daje jej wolnosc.Obawiam sie, ze obszar mojego posta jest zbyt maly by opowiadac dokladnie o calosci. Bede chciala wracac do opowiesci o tej wystawie, bo warto zanurzyc sie w jej tresc, traktujac chocby jako opowiesc bozonarodzeniowa.

Metamorfozy mitu Diany i Actaeona doprowadzily mnie do glownego, najbardziej intrygujacego tematu -nazwanego przez autorow - DER KULTSTATUS DER VAGINA. Mozna bylo zobaczyc ekshibicjonistyczne figury TYPUS i BAUBO, grupe figur SHEELA -NA - GIG rowniez w wyobrazeniu wspolczesnych feministycznych artystek z podkresleniem ruchu feministycznego w sztuce lat szescdziesiatych XX w , skierowanego przeciw dominacji artystow plci meskiej w muzeach i Galeriach. Vagina jest uzyta jako symbol kobiecosci i podkreslenia roli i sily kobiety w swiecie meskiej dominacji juz poza sztuka, tak odebralam ta wystawe.Ogladalam wiele doskonalych prac wspolczesnych artystow fotografikow i video - Balthasar Burkhard, Marc Quinn, Richard Philips ale i Chloe Pienes; Naoto Kawahara i Edward Kienholz, Nobuyoshi Araki. Najbardziej prowokujacym zwienczeniem tej intrygujacej wystawy byl temat EXPOSITION UND TABU. Jak okreslili to organizatorzy, chcieli by ich wystawa byla nie tylko tematycznie zwiazana z zakazanym spojrzeniem na nagosc ale zeby prowokowala do dyskusji nad nadal obecnymi tematami moralizatorskich TABU - zwiazek miedzy estetyka aktow dzieciecych a pedofilia oraz nad przedstawianiem obnazonego starego ciala i ............piekna starosci rowniez w takim wymiarze. Szczegolnie spodobala mi sie fotoseria Japonki Manabu Yamanaka oraz intrygujacej postaci ze swiata sztuki - John Coplans, ktory fotograficznie dokumentowal proces starzenia sie wlasnego ciala.

Moglam tez ogladnac ciekawie wyeksponowane video kontrowersyjnej polskiej artystki - Katarzyny Kozyry - nakrecone w lazni damskiej oraz Magdaleny Abakanowicz - jeden z jej Abakanow w nawiazaniu do tematu kultowego wystawy oraz dwie jej niezwykle zewnetrzne ekspozycje z cyklu Korpusy i Zwierzeta ale czy juz w oderwaniu od tematu?



Och, jak mi szkoda, ze kilkugodzinny spektakl, którym mnie na tegoroczny Adwent uraczył Museum Kunst Palace trwał tak krótko. Że swój cel organizatorzy osiagnęli, nie ulega chyba wątpliwości, wracam bowiem bez przerwy myslami do ich przesłania i mogę śmiało napisać, ze stałam się silniejsza jako kobieta.I na koniec, jako podsumowanie przedstawie jedno ze zdjęć mojej corki:

1 Dec 2008

Opowiadanie pt. DWIE DZIEWCZYNKI - opowieść Św. Mikołaja

Świety Mikołaj bardzo lubi rozdawać prezenty.Ale najlepszym jego darem są opowiadania i baśnie, które pozostawia jako najtrwalsze z nich.Lubi przeto gromadzić wszystkie dzieci wokół siebie i patrzeć w ich zaciekawione minki.Oto jedna z jego tegorocznych gawęd:

Dawno, dawno temu, w pewnej wiosce za siedmioma rzekami , za burymi lasami posrod wzgórz żyli sobie Babcinka i Dziadzius. Żyli sobie w starym, duzym domu, ktory mial pewnie z 200 lat i mocno juz skrzypialy w nim drzwi i drewniana podloga. Hodowali zwierzątka pożyteczne, uprawiali swoje pola rozsiane pomiędzy wzgórzami. Praca na roli byla bardzo ciężka dla Babcinki i Dziadziusia bo ziemia usiana byla białymi kamieniami, ktore trzeba bylo wybierać gołymi rękami i zanosić na wskazane onegdaj przez Pana tych ziem miejsca, czesto dość odlegle od samych pól.Ale Babcinka i Dziadzius kochali swoje pola i nie zrażali sie trudnosciami bo wielkim szczęsciem dla nich było móc słuchać śpiewu skowroneczków, cykania świerszczykow, igraszek z polnymi pieskami, ktore nazywano tutaj reczkami, od zabawnego glosu, jaki wydawaly owe pieski z siebie.

Mieli oni mala wnuczke, ktora mieszkala w duzym miescie, ale że byla bardzo chorowita, to lekarze zalecali aby dziewczynka jak najwięcej zażywala wiejskiego powietrza.Rodzicom dziewczynki taki wywczas bez dziecka też był na rękę, bo w codziennej pogoni za pieniądzem trudno im bylo znaleźć dla małego, wrażliwego dziecka czas.

Wnuczka miala na imie LILI.

Jak tez lekarze zalecili tak i rodzice przywozili mala Lili do Babcinki i Dziadziusia. Lili biegala, szukając zajęcia na pola, gdzie czasem, gdy prace Babcinki sie przedlużały, zasypiała pod miedzą z kolysanką pasikoników i ptaków albo bawila sie z kotkiem i pieskiem w domu, albo śpiewala wedrując po duzym ogrodzie. Babcinka i Dziadzius nie pozwalali Lili oddalac sie od domu samej:

-Nigdy nie chodź sama w pola albo do lasu, bo cię moze porwac i zaczarowac Duch Zlej Kobiety.

-A skad ten duch sie bierze tutaj? - wypytywala dziadkow Lili

- Nieopodal jest góra Buczyna, ktorą przeciez dobrze znasz!

-Tak, pamietam, bylam tam kiedys na wedrowce z Tatusiem i Mamusia, ale tam nie bylo, żadnego ducha - odparla zaciekawiona Lili.

- Bo nie bylas sama - tlumaczyla Babcinka.

- To na tej górze mieszka duch zlej kobiety? - wypytywala dziewczynka

- Nie wiadomo wlasciwie czy w rudnym dole na Buczynie mieszka ten zly duch - wyjasnila spiesznie Babcinka - ale idz juz spac, bo pozno a my musimy sie jeszcze z Dziadziusiem przygotowac, bo jutro zaczynają się wielkie żniwa i mieszkancy calej wsi idą w pole.A ty będziesz pilnowała domu.

Ale mala Lili dlugo nie mogla zasnac zaciekawiona opowiescia Babcinki ale tez i przerazona ową calodzienną samotnoscią w tym wielkim , starym, skrzypiacym domu. No i ten ZLY DUCH!!

Rankiem, obudzona glosną krzataniną pobiegla Lili do dziadkow, żeby dowiedziec się czegos wiecej o Duchu Zlej Kobiety ale oni juz byli przygotowani do drogi i nie mieli czasu na rozmowy. Babcinka wziąwszy dziewczynkę za raczkę , pokazywala, gdzie na brzegu gorącego jeszcze pieca stoją dymiace slodko racuchy z jabluszkami na obiad i herbatka z suszonymi owockami do picia i gdzie pod talerzykiem chlebek ukrojony na sniadanie.

- To ja dzisiaj na pewno nie moge z wami w pole iść? - zapytala zamartwiona Lili.

- Dzisiaj bedziesz pierwszy raz , jak osoba dorosla strzegła domu i obejscia.Po sniadaniu przyjdzie do ciebie kuzyneczka Elzunia, ktora tez nie moze pojsc w pole i bedziecie sie bawily , razem zjecie racuszki a pod wieczor wrocimy i zaprowadzimy Elzunię do domu. Tylko pamietaj, Lili, nie otwieraj nikomu drzwi. Zwierzatka sa nakarmione i pozamykane, wiec nie musisz na dwor wychodzic - przestrzegli Dziadkowie i pojechali furka w pola.

Lili poczatkowo bylo smutno, ale na mysl, ze bedzie mogla pobawic sie aż caly dzien z Elzunią wrocił jej dobry humor. Po sniadaniu szybko przygotowala swoje laleczki, rozne szmatki, z ktorych moze cos dla lalek uszyja wspolnie.

Poukładała wszystko na stole pod oknem i czekala na Elzunie. Gdy kuzynke zobaczyla w oknie , bardzio się ucieszyla,ze nie bedzie sie czuc osamotniona w tym wielkim, starym domu, wpuscila ja szybko , zaryglowala na wszelkie zamki drzwi. Czas mijal, dziewczynki po zjedzeniu racuszkow przeniosly sie na wielki tapczan w ostatnim pokoju pod scianą, bo mozna tam bylo urządzić wiecej ciekawych miejsc do zabawy i bylo wygodniej.Gdy tak siedzialy sobie i smialy sie do siebie i swoich lalek uslyszaly jakoby na piętrze ktos bawil sie pilką:

- Bum, bum.....bum.....i kululululu - slyszaly jak jakas tajemna pilka uderza w skrzypiacą podlogę.

Dziewczynki zamarły z przerażenia. Spojrzaly na siebie w bezruchu i cicho nasluchiwaly, co bedzie dalej. No bo skad male dziewczynki mogly wiedziec co robić!?. Nagle Elzunia zaczela cicho plakac:

- Ja chce do domu - szeptala cicho pochlipujac.

Lili szybko wymyslila, ze okno pokoju, w ktorym siedzą nie jest przecież wysoko, i moze uda im sie wyjsc przez nie na zewnątrz.

- Ale co z przestroga Babcinki, zebym z domu nie wychodzila? - pomyslala.

-Elzuniu,uspokój sie, nie placz. Ja pomoge ci wydostac sie z tego domu a ty biegnij potem co sil w nogach w pola i powiadom kogoś z rodziny albo sąsiadow. Ja musze tutaj zostac, bo tak przyrzeklam Babcince.

Elżuni nie w głowie było szukanie pomocy.Bala sie Ducha Złej Kobiety i wolała znaleźć sie szybko w swoim pokoju

Lili otworzyla ostanie okno, przytrzymujac kuzyneczke i przychylając gałęzie starego bzu opierajacego sie o sciany domu pomogla jej wydostac sie na zewnatrz. Sama zas cichutko przeszla do kuchni, otworzyla jedną z szuflad wyciągneła najwiekszy nóż, jaki zdolala utrzymac w rączce i skradajac sie poszla na gore , do pokoju z ktorego dochodzily oddglosy zabawy pilką.Mimo, ze byla przeciez mala i lekka jednak potracila glosno skrzypiace drzwi. W tym momencie odglosy ustaly. Zrobila sie grobowa cisza.

Lili powoli i bardzo rozwaznie uchylila ostatnie drzwi i....................

Na srodku ostatniego pomieszczenia w promieniach popoludniowego slonca stala dziewczynka podobna do niej samej ,ubrana w dluga suknię z blyszczącymi haftami.Jej dlugie wlosy otulaly drobną, milą twarzyczkę.

-Kim jestes? Jak sie tutaj dostalas? - zapytala buńczucznie Lili.

- Mieszkam w rudnym dole na gorze Buczyna. Nie pamietam swojego imienia, bo mieszkam tam sama z dwoma czarnymi rumakami, ktore, gdy wies pustoszeje wywozą mnie w czarnej karocy z blotnistego, glebokiego dolu na swiat.

- To jakas fantazja - stwierdzila rezolutnie Lili,- Jak mozna mieszkać w błotnistym dole?

- Ja jednak mieszkam i czuję się samotna, więc jak tylko mogę to wychodzę na swiat szukajac innych dzieci do zabawy lub rozmowy. Kiedys dawno dawno temu zmarl moj tatus, ktory byl wlascicielem tych wszystkich pieknych ziem wokol i mamusia wyszla za maz po raz drugi.Ale ojczym nie byl dla mnie dobry. On nie byl dla nikogo dobry. Nie pozwalal mi sie z nikim bawic az kiedys potajemnie przed mamusia zabral mnie kareta do dalekiego klasztoru ze szkola dla panien.Gdy przejezdzalismy przez pola lezyce pod gora Buczyna to zatrzymal sie, bo nie podobala mu sie praca chlopow i zaczal na nich krzyczec. Krzyczal i krzyczal zoraz glosniej az sie konie wystraszyly i poniosly mnie wraz z karoca na ta gore, pedzily obok rudnych dolow, z ktorych onegdaj wydobywano rude zelaza, a przy najwiekszym i najglebszym dole kolo u karety sie zlamalo i obsunelismy sie do glebokiego bagna. Konie rżały, ja krzyczalam ale nikt nas nie slyszal.Zanurzylam sie w glebiny rudnego blota wraz z konmi, karetą i calym ekwipunkiem. Tafla blotna sie wyrównala i nastala cisza. Moja mamusia wpadla w rozpacz i tak dlugo chodzila po okolicznych polach i lasach wypatrujac mnie miedzy dziecmi z wioski az w koncu zmarla z wycienczenia.Slyszalam, ze jej duch zaczepia do dzisiaj samotne dzieci mysylac, ze to jej corka moze.A ja czuje sie taka opuszczona i samotna jak ty, Lili.

Oj, pozwol mi pozwol zostac z Toba na tym Bożym Świecie. Może mamusia mnie znajdzie i bedziemy nareszcie szczesliwe a rodzice i dziadkowie przestaną wreszcie straszyc dzieci Duchem Zlej Kobiety.

- Ale, co ja powiem dziadkom, gdzie ja cię ukryję? - zapytala Lili.

Dziewczynka w haftowanej sukience wyciagneła z kieszeni maleńką cynową szkatułkę i podala ją Lili.

- Tutaj sie ukryję, a gdy bedziesz sie czula osamotniona to uchylisz nieco wieczka i pojawię się znowu aby dodawac ci otuchy. Sama zas bede czekac na moja mamusię. Gdy ona się znajdzie to obie odejdziemy nie strasząc juz nikogo i nie zabierając ci czasu juz więcej.

I Lili sie zgodziła.

- Wlasciwie, to dorosli i tak zbyt wiele czasu dla nas dzieci nie maja, goniac gdzies bez przerwy za swoimi, dorosłymi sprawami - pomyslała sobie.

Dziewczynki bawily sie jeszcze trochę a gdy posłyszały rwetest nadchodzących żniwiarzy, Lili uchyliła wieczko skrzyneczki i patrzyła, jak jej przyjaciółka zamienia sie w skrzącą gwiazdkami pajeczynkę i chowa do srodka.

Zmęczeni dorosli nie zauważyli nawet, ze Elżuni juz dawno z Lili nie bylo w domu. Nie zwracali uwagi, ze Lili bardzo chcialaby z nimi porozmawiac.

Jak tylko ogarneli sie jako tako, nakarmili zwierzeta, to zaraz poszli spac. Jutro bowiem czekał ich kolejny, ciężki dzien pracy.

Ale Lili nie obawiała sie juz, ze zostanie sama w domu.Miała przecież swoją najwierniejszą przyjaciółkę.

Babcinka i Dziadzius dawno juz odeszli. Duch Złej Kobiety przestal zaczepiac dzieci krecące sie bez opieki po okolicy, bo pewnej mroźnej grudniowej nocy mama odnalazła swoją zagubioną córeczkę.Lili spotykala sie jednak ze swoja dziewczynką w haftowanej sukience a to, gdy czuły się osamotnione w dlugie jesienne wieczory, a to w noc Św Mikolaja, Noc Wigilijną albo Noworoczną.Bawily sie wtedy, smialy, snuly opowiesci, ktore przemienialy sie w sny.............

Każdej zimy, odkąd dziewczynka w haftowanej sukience odnalazła swoja mamusię ktoś na Buczynowej Gorze dba aby byl zawsze miekki śnieg dla dziecięcych sanek i nart, aby Rudny Dół zamarzał grubym lodem dla dziecięcych łyżew a gdy śnieg nie chce jeszcze spaść to ubiera górę w liliowe kwiaty:



Mala cynowa szkatulka, w ktorej chowala sie zaczarowana dziewczynka przetrwala do dzisiaj.Od czestego uchylania wieczka urwal sie maly cypelek a od czestego chowania w tajemnych miejscach odlamala sie nozka. Czerwony aksamit, w ktorym zasypiala zakleta w pajeczynke dziewczynka tez sie troche wytarl. Ale dorosla juz Lili trzyma ją w najtajniejszym z tajnych miejsc.Może przyda sie choc jeszcze raz w zyciu?!