Showing posts with label Refleksyjnie. Show all posts
Showing posts with label Refleksyjnie. Show all posts
21 Sept 2010
Time after time
Lężąc w łóżku nocą, słucham tykania zegara i myślę o dzisiejszych rozmowach, spojrzeniach, zdażeniach.Obojętny jak dotąd H przechodząc obok spojrzał zalotnie spoza regałów.Ciekawa postać.Gruby. Kiedyś lubial żartować z kobietami o niczym. Nosi ciekawą biżuterię na palcach...jakieś srebrne znaki.Ktoś napisał do mnie o wyzwolonych spod męskiej zależności kobietach....Ha! I kto w to będzie wierzył. Ciągle mniej zarabiamy, ciągle otrzymujemy niższe stanowiska, ciągle po piątej dziesiątcce trudno dostać pracę. Ale jesteśmy , a jakże! U władzy. I to prawie wszędzie.Nawet globalizacja demokracji rozpełzła się we wszystkie cztery strony świata.Dzwoniła B.Malarka, która od zawsze wierzy w permanentnie nienadchodzący sukces. Ale B. ma dobre serce. Rozumie i współczuje.Cieszy się, że może ze mną pogadać po polsku. W przenośni i dosłownie..... Dobrej Nocy. Do jutra.
23 Mar 2010
Witaj mój świecie po długiej przerwie
Wasze trzmanie kciukow bardzo pomoglo!!
Zdalam. Wszystkie dwa egzaminy. Mam dwa certyfikaty. W pierwszym na 33 zadań 32 rozwiązałam pozytywnie. W drugim pozytywne odpowiedzi w 89%.Chwalę się.Po piątej dziesiątce podejście do takich poważnych zadań nie jest proste.Musze przyznac, ze nie spodziewalam sie takiego wyniku.Nabralam ochoty na przynajmniej jeszcze jeden certyfikat.Mam w zanadrzu dwa tematy ale nie przyznam się, zanim nie zarejestruję się na egzamin.A poza tym,nigdy nic nie wiadomo, co się w życiu przyda!
Niestety zbyt dlugo kazali mi na te wyniki czekać. No ale coż było począć? W sumie wszystko to pomoglo mi przetrwać wyjątkowo dlugą i dokuczliwą zimę.
Nie mogę pominąć faktu, że byłam jedyną Polką w obydwu podejściach, jak rowniez jedyną kobietą z europejskimi genami!
Cieplejsze dni pozwolą mi, mam nadzieję pobiegac troszke po Essen. Ten rok jest dla miasta szczególny - pelni ono bowiem obowiązki stolicy kulturalnej Europy.Wiele interesujących wydarzeń się dzieje.Otworzono na powrót Museum Folkwang-okryzknięte onegdaj mianem najpiękniejszego muyeum swiata.Wiele wybitnych dzieł zostalo zeń zrabowanych przez Nazistów w czasie II Wojny i ukrytych w nieznanych miejscach.Kilkudziesięcioletnie poszukiwania pozwoliły na tegoroczne otwarcie pokazać je w muzeum, do którego należaly.

Die roten Pferde FRANZ MARC
Podaje linka do muzeum.Info jest rowniez w j.angielskim.
www.museum-folkwang.de
W jednym z najblizszych postow bede chciala przedstawic Wam stara kopalnie Zeche Zollverein, ktora przeksztalcono w duze centrum muzealno - koncertowe. Stara Synagoge, ktora jest prawdopodobnie najwieksza w Europie i pare innych ciekawych tematow zwiazanych z rola, jaka w tym roku pelni Essen.
Pozdrawiam Was serdecznie
Zdalam. Wszystkie dwa egzaminy. Mam dwa certyfikaty. W pierwszym na 33 zadań 32 rozwiązałam pozytywnie. W drugim pozytywne odpowiedzi w 89%.Chwalę się.Po piątej dziesiątce podejście do takich poważnych zadań nie jest proste.Musze przyznac, ze nie spodziewalam sie takiego wyniku.Nabralam ochoty na przynajmniej jeszcze jeden certyfikat.Mam w zanadrzu dwa tematy ale nie przyznam się, zanim nie zarejestruję się na egzamin.A poza tym,nigdy nic nie wiadomo, co się w życiu przyda!
Niestety zbyt dlugo kazali mi na te wyniki czekać. No ale coż było począć? W sumie wszystko to pomoglo mi przetrwać wyjątkowo dlugą i dokuczliwą zimę.
Nie mogę pominąć faktu, że byłam jedyną Polką w obydwu podejściach, jak rowniez jedyną kobietą z europejskimi genami!
Cieplejsze dni pozwolą mi, mam nadzieję pobiegac troszke po Essen. Ten rok jest dla miasta szczególny - pelni ono bowiem obowiązki stolicy kulturalnej Europy.Wiele interesujących wydarzeń się dzieje.Otworzono na powrót Museum Folkwang-okryzknięte onegdaj mianem najpiękniejszego muyeum swiata.Wiele wybitnych dzieł zostalo zeń zrabowanych przez Nazistów w czasie II Wojny i ukrytych w nieznanych miejscach.Kilkudziesięcioletnie poszukiwania pozwoliły na tegoroczne otwarcie pokazać je w muzeum, do którego należaly.

Die roten Pferde FRANZ MARC
Podaje linka do muzeum.Info jest rowniez w j.angielskim.
www.museum-folkwang.de
W jednym z najblizszych postow bede chciala przedstawic Wam stara kopalnie Zeche Zollverein, ktora przeksztalcono w duze centrum muzealno - koncertowe. Stara Synagoge, ktora jest prawdopodobnie najwieksza w Europie i pare innych ciekawych tematow zwiazanych z rola, jaka w tym roku pelni Essen.
Pozdrawiam Was serdecznie
4 Aug 2009
ZAKURZONA LITERATURA
Moja dłuższa w blogowych pieleszach nieobecność nie oznacza, że rozleniwił mnie czas kapryśnego lata.Co TO, TO nie!!!Mąż uległ wreszcie moim namowom, choć ulegać zdarza mu się rzadko i udalismy się w podróż po okolicznych sklepach meblowych.Lecz to nie TEN rodzaj podróży był przedmiotem moich próśb i marudzeń. Wspomniany przedmiot to ni mniej ni wiecej tylko bezradność wobec narastających, z siłą przemian górotwórczych, zwałów książek, filmów, albumów i wszelkiego, rozmaitego wydawnictwa.Przez osiem lat ( słownie osiem ) pewna, niebywałej wytrzymałości kanapa służyła za oryginalny regał. Przy czym, stale postepujący ruch górotwórczy powodował rozpełzanie się wspomnianych zwałów poza ów oryginalny regał.Każde autorskie dzieło żyje przecież swoim własnym życiem, dopóki nie zaczyna żyć w nas.Nie ruszone naszą ręką, nie ożywione myślą może w ten desperacki sposób próbuje nas sobą zainteresować?Ale jak ja , natchniona do sięgnięcia po tą czy ową żywą naturę, mam to zrobić, stojąc bezradnie w progu drzwi do mojej rozpełzłej............biblioteki? Ale już mam!!! Specjalny, książkowy regał o czterometrowej długości i wysokości podsufitowej.W końcu na wystawie sklepowej poukładano na jego półkach 30 - kilogramowe worki z ...cementem , jako że niby wytrzymały ma być. Mam nadzieję, że nie ugnie swych nóg, jak jego starszy sąsiad ze ściany przeciwległej. Choć jeszcze stoi, biedaczysko, ale mocno powykrzywiany artretyzmem.
Jak ja uwielbiam takie momenty!!!Układanie gromadzonych prze lata książek na półkach. Oglądanie ich na nowo albo, ba, rozpakowywanie z radością i okrzykiem, A TO TEŻ kupiliśmy!!!???
I tak, z biegiem dni i układanych na półkach książek naszły mnie pewne refleksje, dotyczące polskiej literatury w Niemczech i jej tłumaczeń.Nie mamy się czym pochwalić, niestety.Najczęściej wznawianym tłumaczeniem jest jedynie "Quo vadis"
Sienkiewicza. Wydawane bardzo porządnie, w twardych okładkach i na dobrym papierze, rozprowadzane w sieciach discontowych typu ALDI czy PLUS!!! I to co najmniej jeden raz w roku za naprawdę niską cenę ok 3 Euro!!! Cena przeciętnego tomu, wydanego w podobny sposób i sprzedawanego w księgarniach to 20 - 30 Euro.Można kupić taniej wydawnictwo kieszonkowe ( tutaj cena ok 10 Euro )ale na takie trzeba poczekać ok. pół roku od debiutu rynkowego danej pozycji.Powieści wybitne ( w domyśle te dobrze sprzedające się ) często dopiero po kilku latach doczekują się swojego kieszonkowego, taniego wydania.
Kilka lat temu ukazały się bodaj dwie pozycje Ryszarda Kapuścińskiego - CESARZ i HEBAN i , co muszę koniecznie podkreslić, rozeszły się jak przysłowiowe, ciepłe bułeczki!! Mam kilkoro niemieckich znajomych, z którymi mogę o książkach, równiez polskich autorów, porozmawiać, a którzy pytają mnie zawsze, gdy wracam z Polski, co też takiego ciekawego sobie stamtąd przywiozłam i gdy wymieniam im nazwiska , wzruszają jedynie ramionami. Choć przytaczam autorów współczesnych, których w Niemczech się wydaje, Tokarczuk, Grochala,Krall, Marek Krajewski. W odpowiedzi widzę tylko znudzone miny.LEM!!! Tak, ten twórca jest tutaj doceniany, lecz tylko przez pokolenie wieku średniego. Ktoś tam, kiedys pochwalił mi się tomikiem wierszy Szymborskiej. I to tyle!! KONIEC!!! NIC WIĘCEJ!? Dlaczego? Próbowalam zadać pytanie. I usłyszalam, że polska mentalność, która jest tak bardzo czytelna we współczesnych, polskich powieściach, odbierana jest jak nudziarstwo. Brak ponadczasowości, uniwersalizmu a w zamian zaściankowość.Tak nasi polscy powieściopisarze są oceniani przez przeciętnego , niemieckiego czytelnika.
Wpadła mi kiedyś w ręce praca Marcela Reich-Ranickiego - tutaj
okrzykniętego : bezbożnym papierzem literatury!! Praca o literaturze polskiej w Niemczech i jej tutaj postrzeganiu pt "ERST LEBEN, DANN SPIELEN " co tłumaczę : " Najpierw żyć a później się bawić ", która ponoć ukazała sie w Polsce niedawno. Zapisalam sobie pewien niewielki cytat, ktory tutaj pozwolę sobie przetłumaczyć: " Stale zabiegam o zrozumienie polskiej literatury, stale reklamuję.Jednak jestem tego świadomy, że rezonans na tą literaturę w Niemczech zarówno w latach ubiegłych, jak i obecnie jest marny.Ma to różne podstawy.Najważniejszą są okoliczności historyczne i polityczne a dokładniej nietypowa przeszłość Polski. Podobnie jak przed stu, ba , nawet dwustu laty polscy pisarze poczuwają sie do obowiązku twórczych poszukiwań wg hasła " NAJPIERW ŻYĆ, PÓŹNIEJ SIĘ BAWIĆ""
I jest to kwintesencja tego, co można o polskim charakterze odzwierciedlanym literacko a postrzeganym niemieckimi oczyma powiedzieć.
Spotkałam się jednak i z określeniem o literaturze polskiej - że " jest lepsza niż jej tutaj reputacja " albo na ten przykład ostatnia recenzja, którą udało mi się przeczytać we FRANKFURTER RUNDSCHAU 20.03.2009 o książce Olgi Tokarczuk " BIEGUNI ", która ukazała się tutaj pod tytułem UNRAST ( co można przetłumaczyć jako " NIEPOKÓJ")- Ina Hartwig pisze - " Taka powieść nigdy nie zdobędzie niemieckiej nagrody " i dalej - " Szczęśliwi Polacy, skoro książki,takie, jak ta są nagradzane najważniejszymi polskimi,literackimi nagrodami".
Moją dzisiejsza puentą niech będzie kilka takich oto informacji:
Niemiec, Johannes Gutenberg w roku 1440 wynalazł metalową czcionnkę drukarską, która wywołala czytelniczy boom, pragnienie nauki i miłość do książki, trwającą nieprzerwanie do dziś. Niemcy zaś, z ich roczną produkcją ok 770 milionów książek ( przy 82 milionach mieszkańców ) zaliczani są do wiodącej, książkowej nacji świata.
Jak ja uwielbiam takie momenty!!!Układanie gromadzonych prze lata książek na półkach. Oglądanie ich na nowo albo, ba, rozpakowywanie z radością i okrzykiem, A TO TEŻ kupiliśmy!!!???
I tak, z biegiem dni i układanych na półkach książek naszły mnie pewne refleksje, dotyczące polskiej literatury w Niemczech i jej tłumaczeń.Nie mamy się czym pochwalić, niestety.Najczęściej wznawianym tłumaczeniem jest jedynie "Quo vadis"
Sienkiewicza. Wydawane bardzo porządnie, w twardych okładkach i na dobrym papierze, rozprowadzane w sieciach discontowych typu ALDI czy PLUS!!! I to co najmniej jeden raz w roku za naprawdę niską cenę ok 3 Euro!!! Cena przeciętnego tomu, wydanego w podobny sposób i sprzedawanego w księgarniach to 20 - 30 Euro.Można kupić taniej wydawnictwo kieszonkowe ( tutaj cena ok 10 Euro )ale na takie trzeba poczekać ok. pół roku od debiutu rynkowego danej pozycji.Powieści wybitne ( w domyśle te dobrze sprzedające się ) często dopiero po kilku latach doczekują się swojego kieszonkowego, taniego wydania.
Kilka lat temu ukazały się bodaj dwie pozycje Ryszarda Kapuścińskiego - CESARZ i HEBAN i , co muszę koniecznie podkreslić, rozeszły się jak przysłowiowe, ciepłe bułeczki!! Mam kilkoro niemieckich znajomych, z którymi mogę o książkach, równiez polskich autorów, porozmawiać, a którzy pytają mnie zawsze, gdy wracam z Polski, co też takiego ciekawego sobie stamtąd przywiozłam i gdy wymieniam im nazwiska , wzruszają jedynie ramionami. Choć przytaczam autorów współczesnych, których w Niemczech się wydaje, Tokarczuk, Grochala,Krall, Marek Krajewski. W odpowiedzi widzę tylko znudzone miny.LEM!!! Tak, ten twórca jest tutaj doceniany, lecz tylko przez pokolenie wieku średniego. Ktoś tam, kiedys pochwalił mi się tomikiem wierszy Szymborskiej. I to tyle!! KONIEC!!! NIC WIĘCEJ!? Dlaczego? Próbowalam zadać pytanie. I usłyszalam, że polska mentalność, która jest tak bardzo czytelna we współczesnych, polskich powieściach, odbierana jest jak nudziarstwo. Brak ponadczasowości, uniwersalizmu a w zamian zaściankowość.Tak nasi polscy powieściopisarze są oceniani przez przeciętnego , niemieckiego czytelnika.
Wpadła mi kiedyś w ręce praca Marcela Reich-Ranickiego - tutaj
okrzykniętego : bezbożnym papierzem literatury!! Praca o literaturze polskiej w Niemczech i jej tutaj postrzeganiu pt "ERST LEBEN, DANN SPIELEN " co tłumaczę : " Najpierw żyć a później się bawić ", która ponoć ukazała sie w Polsce niedawno. Zapisalam sobie pewien niewielki cytat, ktory tutaj pozwolę sobie przetłumaczyć: " Stale zabiegam o zrozumienie polskiej literatury, stale reklamuję.Jednak jestem tego świadomy, że rezonans na tą literaturę w Niemczech zarówno w latach ubiegłych, jak i obecnie jest marny.Ma to różne podstawy.Najważniejszą są okoliczności historyczne i polityczne a dokładniej nietypowa przeszłość Polski. Podobnie jak przed stu, ba , nawet dwustu laty polscy pisarze poczuwają sie do obowiązku twórczych poszukiwań wg hasła " NAJPIERW ŻYĆ, PÓŹNIEJ SIĘ BAWIĆ""
I jest to kwintesencja tego, co można o polskim charakterze odzwierciedlanym literacko a postrzeganym niemieckimi oczyma powiedzieć.
Spotkałam się jednak i z określeniem o literaturze polskiej - że " jest lepsza niż jej tutaj reputacja " albo na ten przykład ostatnia recenzja, którą udało mi się przeczytać we FRANKFURTER RUNDSCHAU 20.03.2009 o książce Olgi Tokarczuk " BIEGUNI ", która ukazała się tutaj pod tytułem UNRAST ( co można przetłumaczyć jako " NIEPOKÓJ")- Ina Hartwig pisze - " Taka powieść nigdy nie zdobędzie niemieckiej nagrody " i dalej - " Szczęśliwi Polacy, skoro książki,takie, jak ta są nagradzane najważniejszymi polskimi,literackimi nagrodami".
Moją dzisiejsza puentą niech będzie kilka takich oto informacji:
Niemiec, Johannes Gutenberg w roku 1440 wynalazł metalową czcionnkę drukarską, która wywołala czytelniczy boom, pragnienie nauki i miłość do książki, trwającą nieprzerwanie do dziś. Niemcy zaś, z ich roczną produkcją ok 770 milionów książek ( przy 82 milionach mieszkańców ) zaliczani są do wiodącej, książkowej nacji świata.
24 Jun 2009
NIESPOKOJNIE
Właściwie, to nic się nie dzieje. Rzekłbyś cisza.Jedynie dziennikarskie informacje nie tchną ani ksztyną optymizmu.Kryzys gospodarczy. Mordowanie współbratymców w Iranie.Groźby Koreańczyków.Ale gdyby tak nie włączać telewizorów, nie kupować gazet, komputery używać jedynie jako maszynki do pisania z zapamiętywaniem......Od ponad ośmiu lat podróżuję tą samą drogą do pracy i z powrotem. Znam twarze ludzi, którzy gdzieś tam sobie pracują towarzysząc mi przez dłuższą lub krótszą chwilę w tramwaju, czy w autobusie.Lecz jednak od niedawna coś jest nie tak. Ostatnio, gdy jadę wcześnie rano , dostrzegam na mijanych przystankach podpalone kosze na śmieci. Ich bezwładne kikuty , stopione, jak wosk świecy zwisają tu i ówdzie z przystankowych słupków.Czasem widzę kompletnie zdemolowany telefon publiczny. Czasem wytłuczone szyby przystanków.Gazety podają, że gdzieś , całkiem niedaleko, ktoś porysował parkujące wzdłuż jezdni samochody, powytłukiwał im lusterka.Ostatniej soboty wracałam do domu tramwajem, w którym dominowala w dziwny, jakiś zastraszający sposób grupa młodych mężczyzn.Śpiewali zgodnym chórem, coś, co przypominało zagrzewanie do walki.Mieli bardzo podobne , czarne ubrania, kurtki moro, jakieś na nich nie znane mi znaczki, buty przypominające wojskowe.Nie wspomagali się piwem. Ta dziwna postawa w nich była jakby samoistna.Nieco przygolone włosy, nieskazitelna czystość.Pozostali , tramwajowi goście jechali w kompletnej ciszy, bez ruchu. Jakaś para staruszków siedząca przede mną, patrząc na siebie porozumiewawczo szepnęła ze zgrozą " neonazis"..........
Mąż mnie później w domu uspokajał, że tak zachowują się grupy kibiców niektórych sportów? Uspokajał, ale wzrok miał utkwiony gdzieś w przestrzeni, jakiś taki ......inny.
Mąż mnie później w domu uspokajał, że tak zachowują się grupy kibiców niektórych sportów? Uspokajał, ale wzrok miał utkwiony gdzieś w przestrzeni, jakiś taki ......inny.
6 Jun 2009
WYBORCZO
Gdy osiedliłam się w Niemczech , moja Ojczyzna , Polska, była dopiero w przedsionku przygotowawczym do wejścia do Unii Europejskiej. Martwiły mnie problemy gospodarcze i ogromne bezrobocie w Polsce. Sama, mimo ciekawego zawodu i bardzo dużego doświadczenia, miałam spore problemy ze znalezieniem pracy w Polsce.Firmy powstawaly i upadały, moje dzieci dorastały a mnie przerażał brak zawodowych perspektyw, brak planow, niknące marzenia. Cieszyłam się, że Polska zostala jednak do Unii przyjęta . Widziałam w tym fakcie ogromną szansę dla mojej Ojczyzny. Zaufałam mądrości polskich, teraz już prawdziwie demokratycznych polityków.Na miesiąc przed pierwszymi dla Polaków wyborami do europarlamentu dostałam na mój niemiecki adres, imienny list, podpisany przez Niemiecki Komitet Wyborczy z gratulacjami dla mnie, jako dla obywatela nowego unijnego państwa, z życzeniami sukcesów, z zaproszeniem do udziału w wyborach . Do listu dołączone zostały potrzebne mi informacje prawne, opisane były przystępnie sposoby głosowania. Podano mi wszelkie numery telefonow , pod którymi mogę zaczerpnąć informacji, adresy internetowe adekwatne do tematu. Jedną z przyjętych w Niemczech i bardzo rozpowszechnionych form oddawania głosów jest metoda listowa. Trzeba w odpowiednim, podanym w takowym liście czasie, przesłac zwrotnie i bezpłatnie, dołączoną karteczkę z prośbą ( bez uzasadniania )o uczestnictwo pisemne.Niemal natychmiast otrzymuje się odpowiedź z formularzem do głosowania i różową kopertą zwrotną. Te różowe przesyłki są przez niemiecką pocztę traktowane priorytetowo. Poinformowano mnie również, że gdybym chciała głosować na ktoregoś z kandydatów z Polski, to muszę zarejestrować sie w polskiej ambasadzie lub w wyznaczonym konsulacie.Cóż z tego, skoro mój najbliższy konsulat znajduje sie w Köln i dotarcie tam jest dla mnie wielogodzinną wyprawą. Sądziłam naiwnie, że i od mojej Ojczyzny dostanę jakieś broszurowe informacje. Nic z tego!! Jedynie niemiecki rząd wobec mnie, polskiego obywatela to uczynił!.Mój mąż, podobnie jak wszyscy Niemcy uprawnieni do głosowania, otrzymuje takie zaproszenia do wyborów wszelkiego innego typu.Uważam, ze jest to bardzo odpowiednie, osobiste podejście do wyborcy. Mobilizujące do działania, umożliwiające spełnianie patriotycznych obowiązków wtedy, gdy inne względy , np zawodowe, urlopowe lub zdrowotne, temu przeszkadzają. Tegoroczna, niemiecka kampania przedwyborcza, to obok prezentowania własnej pozycji i postulatów w spotach zarejestrowanych partii, przedstawianie szeregu audycji informujących o innych państwach unijnych, audycji całkowicie pozbawionych nawet najdrobniejszych negatywnych komentarzy. To omawianie w krótkich, treściwych programach tego, co dostaje od Unii zwykły jej mieszkaniec. To programy przypominajace historię powstania Unii.To prezentacja głosów sceptycznych wobec niektórych unijnych rozwiązań.Programy o obywatelach innych unijnych państw mieszkających na terenie Niemiec i o ich codziennych problemach. To program poświęcony Polakowi, osiadłemu w Mecklenburg-Vorpommern, kandydującemu do parlamentu z listy niemieckiej. Dzięki temu wszystkiemu, poczułam moją unijną przynależność.A czego mogłam nauczyć się ze strony Polski? Hmm...cóż, kolejne rządy nie wyrażają najmniejszego zainteresowania nie tylko problemami innych europejskich narodów ale zapominają o Polonii, a ten typ braku pamięci uważam za objaw co najmniej braku szacunku. Również do siebie samego!
6 Apr 2009
WIELKANOCNE WSPOMNIENIE
TATO! TO TWOJA ŁAWECZKA!
DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA KONDOLENCJE I CIEPŁE SŁOWA OTUCHY. Ostatnie miesiące były dla mnie bardzo trudne.Chyba udało mi się wyciszyć, uspokoić, choć, odkąd mojego Taty już nie ma, nic już nie jest takie samo.
Mój Tato bardzo lubił żarty, śmiech i wesołe chwile, które spędzalismy często w naszym ogrodzie przy grilowaniu.Lubił słuchać rozmaitych opowiastek i wspomnień a i sam układał bajki, które pamiętam nie tylko ja ale i jego wnuki.
A teraz ja opowiem Ci moje wspomnienie wielkanocne:
Miałam jakieś trzy lata a Ty byłeś powołany do wojska do odległej jednostki w Toruniu.Zima długa była i nieznośna podobnie jak tego roku.W początku lat sześćdziesiątych nie było innych możliwości kontaktowania się z przebywającą gdzieś w Polsce rodziną jak jedynie listownie i sprawiłeś nam z Mamą prawdziwą niespodziankę przyjeżdżając tuż przed Wielkanocą. Mieszkaliśmy wówczas w małym mieszkanku na piętrze, na które wchodziło się wąskimi, krętymi schodami.Mama musiała tam wnosić wiadra z węglem na opał i wodą do picia i mycia.Ale cóż... Tak musiało być. Pamiętam jak siedziałam wówczas w dziecięcej wanience z szarej blachy, ustawianej na środku wielkiej kuchni, kuchni, do której to wchodziło sie prosto z klatki schodowej.W piecu kuchennym paliło się przytulnie a ja pluskałam się z jakąś gumową laleczką gdy raptem drzwi się otworzyły i w progu stanąłeś Ty w straszliwie długim i grubym, zielonym płaszczu wojskowym.Nie zdjąłeś nawet czapki. Zapamiętalam Twój tajemniczy, szeroki uśmiech........Gdy tak stałeś , Mama, zaskoczona radośnie wyciągnęła mnie śpiesznie z wanienki, owinęła dużym, kremowym ręcznikiem z wielkimi czerwonymi różami i zaniosła do Ciebie na przywitanie a Ty bez słowa uchyliłeś kieszeń tego ogromniastego palta , żebym mogła znaleźć w niej niespodziankę. Naturalnej wielkości drewniane, kolorowane jajo! Jajo było błękitne. Miało namalowane okienko i drzwiczki, trawkę wokół i przyczepiony maleńki kominek.Moje małe rączki nie umiały albo nie wiedziały, że jajeczko można otworzyć. Ty to zrobiłeś a oczom moim ukazał się maleńki, delikatny, żółty kurczaczek, który był sobie w środku.
I to jest moje najwspanialsze wielkanocne wspomnienie.
Jajeczko z kominkiem długo pomieszkiwało wraz z innymi moimi zabawkami w drewnianej skrzyni. Z czasem zawieruszył się gdzieś kurczaczek. Może po prostu wyrósł na dojrzałą kurkę a ja tego nie zauważyłam.......
8 Nov 2008
GAWCZYCE
Ilekroć ciepłą porą roku wracam do swojego domu w Polsce udaję się na spacer i odpoczynek do miejsca, które nosi nazwę GAWCZYCE.Lubię siadać na wzgórku niewielkiego, łagodnego wzniesienia i patrzeć na rozpościerajacą się u moich stop dolinę, pokrytą szczelnie domostwami w środku i polami na obrzeżach.Lubię patrzeć na sennie snujące sie dymy, wsłuchiwać w ciszę tego miejsca.W Gawczycach ziemia pachnie inaczej niż w innych częściach okalających dolinę wzgórz, inaczej pachnie ziołowa trawa. Moje dzieci i psy zawsze zabierałam na wędrówki właśnie z tej strony wzgórz mimo, że sporo innych ciekawych miejsc wokół się znajduje.Gdy moje psy uciekały na swoje prywatne wlóczęgi i polowania to właśnie tam, w Gawczyce. Tam też najchętniej trzymała sie dzika zwierzyna, choć wydawałoby się, że lepszych zagajników, głębszych jarów i tajemnych miedz jest więcej po drugiej stronie dna. Tak! Szeroka płaska dolina, o ktorej piszę jest pozostałością po dużym jeziorze. Wiele źródel, z ktorych prawdopodobnie jezioro powstalo bije do dzisiaj . Tak to, gdziekolwiek się zachce można wybudować sobie studnię i gwarancją bedzie ciekawie smakująca woda, zapełniająca jej dreny w niebywale szybkim tempie. Bardzo słynnym jest źródło, którego woda uznawana jest za wartościową o nazwie U DZIADA. Skąd ta nazwa się wywodzi trudno mi powiedzieć jednoznacznie. Legenda głosi, że źródło wyplywające nieopodal starego szlaku wędrownego i jego ukryte położenie sprzyjało rozmaitym piechurom do szukania tu miejsca odpoczynku. Wielu miejscowych ludzi myslących przedsiębiorczo pozakładało wytwórnie napojów wszelakich bazując na wodzie z tego niewyczerpalnego źródła.Ale U DZIADA wypływa z przeciwnej strony moich Gawczyc. Onegdaj , gdy mieszkałam jeszcze w Polsce lubiłam czasem poszperać w starych zapiskach i powypytywać najstarszych członków mojej rodziny o pochodzenie okolicznych nazw. Ale o GAWCZYCACH nikt zbyt wiele powiedziec mi nie umiał. Jakieś stare zapiski świadczyły jedynie o tym, że tutaj właśnie powstała pierwsza osada , dająca początek mojej miejscowości, jako że inne, bardziej intensywne źródło wypływalo z gór wapiennych prosto do owego jeziora. Siegnełam też do pracy pt DZIEJE KULTURY POLSKIEJ autorstwa Aleksandra Brücknera, którą, jako swój elementarz czytam od lat wczesnych młodzieńczych często.Otóż wg Brücknera,jezykoznawcy, określenie to może mieć pochodzenie od innej nazwy GAWEŁ, co oznaczało nic innego tylko Gall ! Czyżby pierwszymi osadnikami w tym miejscu byli Gallowie?
Żadne znane mi z lat licealnych atlasy historyczne nie podawały, żeby Gallowie osiedlali sie na tych terenach.
Moja pobudzona kiedyś tym odkryciem wyobraźnia zauważyła , że na płaskim, rozległym szczycie Gawczyc, w miejscu dużo dalej położonym od teoretycznej osady Gawła jest dziwny , odcinajacy sie układem od otoczenia kopiec, a może porośnięty mocno ostaniec. Zainteresowałam swoimi przypuszczeniami znajomego, który, jako właściciel zakładu ślusarskiego produkującego jakieś elementy stalowe dla górnictwa dysponował rozmaitymi urządzeniami i narzędziami, żeby spróbować pogrzebac w tym wzgórku. Ale najpierw udalismy sie do siedziby Archeologa odpowiedzialnego za ten teren, żeby przedstawić, co nas zainteresowało i uzyskać zgodę na poszukiwania. Taką nieoficjalną zgodę otrzymaliśmy, bo pani archeolog stwierdziła, że tuż po zakończeniu II Wojny komisje archeologiczne przechodziły kawalkadą przez TE tereny i niczego nie zauważyły. Czyli możemy sobie pogrzebać troszkę, ale pani archeolog i tak prywatnie sobie w to miejsce pojedzie, bo na naukową kontrolę Państwo nie ma środkow, jak zaznaczyła.
Podnieceni tym dziwnym przyzwoleniem przystąpiliśmy do penetracji naszego miejsca. Niestety nie bylo to takie proste, jakby sie początkowo wydawało. Jedyne do czego zdołaliśmy się dogrzebać to regularne prostokatne bryły skalne, ulożone w krąg jedna przy drugiej.
Zastanawiając się nad tą historią próbowałam się wcielic w kogoś, kto takie miejsce jak Gawczyce wybrał na osadę. Zbocze wapiennych gór, porośnięte zagajnikiem, łagodnie skłaniające się ku brzegowi jeziora obfitującego w ryby i wydry ( jedno z tubylczych nazwisk i legenda o tym świadczy ) przychylne jaskinie ( obecnie nieistniejące, wybrane przez zakład wydobywający kamień i gline ) intensywnie bijace zrodlo lub zrodla.Powyzej natomiast plaskowyz polożony niezwykle korzystnie ze względów obronnych chociażby, bo z mojego wzgórka był doskonały widok na trzy strony świata i można było bacznie obserwować odległe horyzonty, pochować księcia albo wznosić modły do Bogów............
PS
To tylko jedna z moich podroży z wyobraznią po mojej ziemi, z którą jestem połączona pępowiną, której nigdy się nie odcina, żeby dalej żyć.
I zwracam sie teraz do mojego Syna, który, mimo, że mnie nie komentuje , to wiem , że czyta o czym piszę, i proszę, żeby obudził wreszcie swój uśpiony, mądry, dziennikarski zmysł i spróbował iść moimi tropami. Zacznij od mojej historii!
Żadne znane mi z lat licealnych atlasy historyczne nie podawały, żeby Gallowie osiedlali sie na tych terenach.
Moja pobudzona kiedyś tym odkryciem wyobraźnia zauważyła , że na płaskim, rozległym szczycie Gawczyc, w miejscu dużo dalej położonym od teoretycznej osady Gawła jest dziwny , odcinajacy sie układem od otoczenia kopiec, a może porośnięty mocno ostaniec. Zainteresowałam swoimi przypuszczeniami znajomego, który, jako właściciel zakładu ślusarskiego produkującego jakieś elementy stalowe dla górnictwa dysponował rozmaitymi urządzeniami i narzędziami, żeby spróbować pogrzebac w tym wzgórku. Ale najpierw udalismy sie do siedziby Archeologa odpowiedzialnego za ten teren, żeby przedstawić, co nas zainteresowało i uzyskać zgodę na poszukiwania. Taką nieoficjalną zgodę otrzymaliśmy, bo pani archeolog stwierdziła, że tuż po zakończeniu II Wojny komisje archeologiczne przechodziły kawalkadą przez TE tereny i niczego nie zauważyły. Czyli możemy sobie pogrzebać troszkę, ale pani archeolog i tak prywatnie sobie w to miejsce pojedzie, bo na naukową kontrolę Państwo nie ma środkow, jak zaznaczyła.
Podnieceni tym dziwnym przyzwoleniem przystąpiliśmy do penetracji naszego miejsca. Niestety nie bylo to takie proste, jakby sie początkowo wydawało. Jedyne do czego zdołaliśmy się dogrzebać to regularne prostokatne bryły skalne, ulożone w krąg jedna przy drugiej.
Zastanawiając się nad tą historią próbowałam się wcielic w kogoś, kto takie miejsce jak Gawczyce wybrał na osadę. Zbocze wapiennych gór, porośnięte zagajnikiem, łagodnie skłaniające się ku brzegowi jeziora obfitującego w ryby i wydry ( jedno z tubylczych nazwisk i legenda o tym świadczy ) przychylne jaskinie ( obecnie nieistniejące, wybrane przez zakład wydobywający kamień i gline ) intensywnie bijace zrodlo lub zrodla.Powyzej natomiast plaskowyz polożony niezwykle korzystnie ze względów obronnych chociażby, bo z mojego wzgórka był doskonały widok na trzy strony świata i można było bacznie obserwować odległe horyzonty, pochować księcia albo wznosić modły do Bogów............
PS
To tylko jedna z moich podroży z wyobraznią po mojej ziemi, z którą jestem połączona pępowiną, której nigdy się nie odcina, żeby dalej żyć.
I zwracam sie teraz do mojego Syna, który, mimo, że mnie nie komentuje , to wiem , że czyta o czym piszę, i proszę, żeby obudził wreszcie swój uśpiony, mądry, dziennikarski zmysł i spróbował iść moimi tropami. Zacznij od mojej historii!
28 Jul 2008
WIEDZA JEST ROZKOSZĄ
" JEDZENIE I MILOSC SA PELNA ROZKOSZY; PODWOJNA GRA "
" Z PUSTYM ZOLADKIEM NIE MOZNA KOCHAC "
/ Bettina Huber /
Kiedy jestesmy zakochani nie chce nam sie jesc, gdy jestesmy bez ukochanej osoby.
Kiedy milosc nas opuszcza, nasz gleboki smutek tak dotkliwie wypelnia nasze wnetrze, ze tracimy apetyt. Czyzby milosc i bezmilosc stanowily dla nas super diete dla figury naszych marzen?.
"MILOSC NIE JEST SPIEWEM SOLO, MILOSC JEST DUETEM.
KIEDY JEDNO PRZESTAJE SPIEWAC, UCICHA PIESN."
/ Adalbert von Chamisso /
Odkad pamietam, intrygowaly mnie zapachy, przyprawy, aromaty. To co mogl wyczuc moj n-ty zmysl NOS, podawal natychmiast MOZGOWI a czesto i poznawalo PODNIEBIENIE. Czyzby tylko tych troje " organicznych uczestnikow " bralo udzial w calym tym rozkosznym misterium?
Wg starozytnych zapisow wierzacych w moc bogini milosci, Afrodyty, istnieja proste, naturalne przyprawy i rosliny majace wplyw na rozluznianie naczyn krwionosnych i regulujacych krazenie krwii.
Dzieki nim poprawia sie nastroj i wzrasta potrzeba rozkoszy - prosta tajemnica zmyslowosci, przyciagania i zatrzymywania milosci.
Oto one:
ANYZ
KARCZOCHY
BAZYLIA
CHILI
FIGI
GRANATY
KARDAMON
IMBIR
CHRZAN
MALZE
MUSZKAT
GOZDZIKI
PIETRUSZKA
PIEPRZ
ROZA
SZAFRAN
SZALWIA
SELER
SZPARAGI
TRUFLE
WANILIA
WINO
CYNAMON
CDN pozniej nieco
" Z PUSTYM ZOLADKIEM NIE MOZNA KOCHAC "
/ Bettina Huber /
Kiedy jestesmy zakochani nie chce nam sie jesc, gdy jestesmy bez ukochanej osoby.
Kiedy milosc nas opuszcza, nasz gleboki smutek tak dotkliwie wypelnia nasze wnetrze, ze tracimy apetyt. Czyzby milosc i bezmilosc stanowily dla nas super diete dla figury naszych marzen?.
"MILOSC NIE JEST SPIEWEM SOLO, MILOSC JEST DUETEM.
KIEDY JEDNO PRZESTAJE SPIEWAC, UCICHA PIESN."
/ Adalbert von Chamisso /
Odkad pamietam, intrygowaly mnie zapachy, przyprawy, aromaty. To co mogl wyczuc moj n-ty zmysl NOS, podawal natychmiast MOZGOWI a czesto i poznawalo PODNIEBIENIE. Czyzby tylko tych troje " organicznych uczestnikow " bralo udzial w calym tym rozkosznym misterium?
Wg starozytnych zapisow wierzacych w moc bogini milosci, Afrodyty, istnieja proste, naturalne przyprawy i rosliny majace wplyw na rozluznianie naczyn krwionosnych i regulujacych krazenie krwii.
Dzieki nim poprawia sie nastroj i wzrasta potrzeba rozkoszy - prosta tajemnica zmyslowosci, przyciagania i zatrzymywania milosci.
Oto one:
ANYZ
KARCZOCHY
BAZYLIA
CHILI
FIGI
GRANATY
KARDAMON
IMBIR
CHRZAN
MALZE
MUSZKAT
GOZDZIKI
PIETRUSZKA
PIEPRZ
ROZA
SZAFRAN
SZALWIA
SELER
SZPARAGI
TRUFLE
WANILIA
WINO
CYNAMON
CDN pozniej nieco
24 Jun 2008
TATO
wczoraj zadzwonilam z zyczeniami do Taty.Nie widzielismy sie juz pol roku.Telefon odebrala Mama.
- Lezy, powiada, znowu zaslabl, przewrocil sie , uderzyl.Cale szczescie, ze ma apetyt.
Zapytalam, czy Mama moze podac mu telefon. Uslyszalam slaby , ciezko dyszacy glos Taty. Nawet nie wysluchal do konca moich zyczen, podziekowal. To byl pierwszy raz " inny " Tato.
Choruje juz dlugo , prawie dwadziescia lat.Bol nie pozwala mu spac, chodzic.Ale jeszcze niedawno jezdzil samochodem. Do 74 roku zycia jezdzil i to calkiem niezle.Podziwialam Go. A do czytania nadal nie potrzebuje okularow.
Kiedys dobrze sie uczyl, skonczyl studia, wybudowal dom, niemal sam wszystkie drobiazgi w tym domu wykonywal albo nadzorowal. Sadzil drzewa wkolo domu. Jedno z moich wspomnien z dziecinstwa- to wlasnie sadzenie drzew z Tata. Bral mnie wtedy za reke, " chodz, posadzimy las " mowil. Czesto pytal sie , choc bylam jeszcze mala dziewczynka, gdzie bym chciala miec ta sosenke, albo modrzew. Ja pokazywalam, gdzie, choc wydaje mi sie , ze wczesniej te miejsca sam wybral. Od tamtych chwil uplynelo juz jakies czterdziesci lat. Wszystkie " nasze " drzewa pieknie rosna nadal. Ja wiem, ze posadzilismy wtedy wraz z nimi nasze uczucia, serce mi pekalo ilekroc slyszalam, ze ktores z drzew ma zbyt dlugie galezie, albo wrasta w przewody elektryczne i trzeba cos im przyciac. To tak, jakby ktos chcial przycinac moje uczucia, moje wspomnienia.
Tato chyba tez to tak przyjmowal. Bo czesto radzil sie mnie , czy powinnismy wlasnie teraz taki zabieg wykonac.
Albo chodzenie wspolne na grzyby. Szukanie grzybow z Tata, to byly moje najlepsze czesci wakacji. Przynosilismy pelny kosz, ale te kilka " moich " znalezisk Tato zawsze odkladal oddzielnie. Potem je wspolnie obieralismy, wspolnie cieszylismy sie na mysl o wspolnej grzybowej uczcie. Tato mial swoje przepisy. Smaku tych jego potraw nie zapomne nigdy.Sama uwielbiam gotowac.Zbieram ksiazki kucharskie. Studiuje przepisy z calego swiata.Ale tych pare, tych niewiele smakow nie znajde nigdzie indziej. Sa smakiem mojego dziecinstwa.
Moj Tato ma nadal blekitno - fiolkowe oczy.
- Lezy, powiada, znowu zaslabl, przewrocil sie , uderzyl.Cale szczescie, ze ma apetyt.
Zapytalam, czy Mama moze podac mu telefon. Uslyszalam slaby , ciezko dyszacy glos Taty. Nawet nie wysluchal do konca moich zyczen, podziekowal. To byl pierwszy raz " inny " Tato.
Choruje juz dlugo , prawie dwadziescia lat.Bol nie pozwala mu spac, chodzic.Ale jeszcze niedawno jezdzil samochodem. Do 74 roku zycia jezdzil i to calkiem niezle.Podziwialam Go. A do czytania nadal nie potrzebuje okularow.
Kiedys dobrze sie uczyl, skonczyl studia, wybudowal dom, niemal sam wszystkie drobiazgi w tym domu wykonywal albo nadzorowal. Sadzil drzewa wkolo domu. Jedno z moich wspomnien z dziecinstwa- to wlasnie sadzenie drzew z Tata. Bral mnie wtedy za reke, " chodz, posadzimy las " mowil. Czesto pytal sie , choc bylam jeszcze mala dziewczynka, gdzie bym chciala miec ta sosenke, albo modrzew. Ja pokazywalam, gdzie, choc wydaje mi sie , ze wczesniej te miejsca sam wybral. Od tamtych chwil uplynelo juz jakies czterdziesci lat. Wszystkie " nasze " drzewa pieknie rosna nadal. Ja wiem, ze posadzilismy wtedy wraz z nimi nasze uczucia, serce mi pekalo ilekroc slyszalam, ze ktores z drzew ma zbyt dlugie galezie, albo wrasta w przewody elektryczne i trzeba cos im przyciac. To tak, jakby ktos chcial przycinac moje uczucia, moje wspomnienia.
Tato chyba tez to tak przyjmowal. Bo czesto radzil sie mnie , czy powinnismy wlasnie teraz taki zabieg wykonac.
Albo chodzenie wspolne na grzyby. Szukanie grzybow z Tata, to byly moje najlepsze czesci wakacji. Przynosilismy pelny kosz, ale te kilka " moich " znalezisk Tato zawsze odkladal oddzielnie. Potem je wspolnie obieralismy, wspolnie cieszylismy sie na mysl o wspolnej grzybowej uczcie. Tato mial swoje przepisy. Smaku tych jego potraw nie zapomne nigdy.Sama uwielbiam gotowac.Zbieram ksiazki kucharskie. Studiuje przepisy z calego swiata.Ale tych pare, tych niewiele smakow nie znajde nigdzie indziej. Sa smakiem mojego dziecinstwa.
Moj Tato ma nadal blekitno - fiolkowe oczy.
Subscribe to:
Posts (Atom)