27 Nov 2008

Opowiadanie pt. SAAM

Zobaczyłam Go, w pierwszm dniu mojej pracy.Nie moglam nie zauwazyc.Niebotycznie wysoki, szczupły z ogromnymi oczami i przepieknymi białymi jak śnieg równiutkimi zębami ukazującymi się w szczerym dla wszystkich, uśmiechu.Jego posągową postać zwieńczała ogromna, skórzana, balonowa czapa z maleńkim daszkiem i wielokolorową rozetą na górze. Nosił ją stale. Spod jej brzegów nie wyslizgiwał się żaden włos albo jedynie nie można ich było zauważyc.Były bowiem tak niespotykanie hebanowo czarne jak skóra Saama.

Był sprzątaczem . Moje przedsiębiorstwo do zadań porzadkowych angażuje firmy zewnętrzne.Jest to spora grupa srzątaczy, ktorej Saam w jakiś tajemny, nieodgadniony przeze mnie sposob przewodził.Poruszał sie zawsze dlugim posuwistym jednostajnym krokiem, swoją zwykłą pracę wykonywał dokładnie, celebrując każdy ruch.Najciekawszym dla mnie było to, że buntując sie na niesubordynację Niemców w selekcjonowaniu odpadków, gdy nie pomagały jego cierpliwe tłumaczenia, potrafił pojść do szefa i odgórnie uzgodnić wzmożenie dyscypliny w tym względzie.Gdy któryś ze współpracownikow nadal mieszał odpadki, to Saam mu kosza nie opróżniał.Tak nakazywała mu jego afrykańska duma.

Często spotykaliśmy się w tym samym busie.I czasem, nie wiedziec czemu , zaczynał mnie zagadywać ściśle wg murzyńskiej obyczajowości pytając o męża , dzieci i zdrowie rodziny.Jak mi poźniej wyjasnil, w ten sposob należy powitac każdego obcego i znajomego napotkanego w czasie ziemskiej wędrowki. A po wysluchaniu odpowiedzi lub zwierzeń na pytany temat mowilo sie na ogół o słońcu. Nasze wspolne podróże autobusowe trwały ok 10 min. chyba, że miał próbę. Wtedy , ku mojemu zadowoleniu jechaliśmy razem o wiele dłużej. Wysłuchiwalam ciekawych opowieści powoli przenosząc się w jego afrykański gorący świat. Pochodził z Gambii.I mimo, że wiele lat temu musiał uciekac stamtąd pieszo przemierzając tysiące kilometrow, poźniej jakąś łodzią przez Morze Śródziemne to jednak wraca do swojej Gambii raz w roku biorac trzy miesiące urolpu. Mówil mi zawsze:

Afryka jest wielka a Gambia jest jedna. Jest najpiekniejsza!

Trafił do Niemiec.Założył rodzinę.Ale jego szcześciem najwiekszym była muzyka.Powołał tutaj grupe i gra Regge przewodnicząc jej na perkusji w swoim klubie w Essen.Jego potężna czapa kryje ..........dredy! Długie do pasa. Wg afrykańskich wierzeń posiadanie dredów jest demonstracją pewnej postawy np mogą oznaczać wędrowca i jeżeli ktoś decyduje sią na ich posiadanie pokazuje rownież siłę charakteru a pozbycie sie ich może byc oznaką poddania sie a raczej tchórzostwa.Dlatego Saam nosi swoja czapę. Tak mi oto tłumaczył jeden jedyny raz :

Nie wszyscy zaslugują, żeby jego dredy zobaczć.

Dziś Saam już z nami nie pracuje.Uniesiony dumą obniożonej stawki zwolnił się. Czasem widuję Go w busie. Podaje mi rękę na powitanie, obdarza swoim wspaniałym usmiechem, zapytuje o zdrowie moje, męża i rodziny........

Czasem sobie porozmawiamy przez naszą dziesięciominutową emigrancką drogę..........

Wszyscyśmy bracia.

22 Nov 2008

NOCNA NIESPODZIANKA

I Bóg zesłał światu śnieg

Chorą na rozpacz szarość otulił miękko:

- Nie budź się a wiosną wydobrzejesz - rzekł

Niecnym, brudnym sprawkom

Bielą dał rozgrzeszenie

Teraz wypatruje świtu.

Jest cicho

Jeszcze nie słychać kolorowego śmiechu dzieci......

20 Nov 2008

Opowiadanie pt. SABIHA

Sabiha jest mloda Kurdyjka.Filigranowa o pieknych dlugich, siegajacych kolan wlosach i o blyszczacych, duzych, czarnych oczach.Nie nosi na glowie chustki - wywalczyla to sobie, jak podkresla z duma.Jedynie nosi szerokie spodnice, bo spodni jej nie pozwalaja-

-Ale ta spodnica moze nawet byc, bo bardzo lubie w nich chodzic - opowiadala mi kiedys z radoscia

Pracujemy w tym samym przedsiebiorstwie .Zaczynalysmy obie w tym samym okresie.Obie przyjezdzalysmy do pracy tym samym busem i najczesciej siedzialysmy obok siebie.Sabiha w jakis sobie tylko wlasciwy sposob przylgnela do mnie.Moze dlatego, ze wyczula moja slabosc - tzn moja nikla znajomosc jezyka niemieckiego na poczatku, moze dlatego, ze czula sie calkowicie wyobcowana , bo mimo, ze mogla spotkac wiele Turczynek jadnak jej pochodzenie warunkowalo jej wyobcowanie sposrod Turkow.Przez tych pare ladnych lat wspolnych dojazdow wiele mi o sobie opowiadala, mimo, ze nie mam w zwyczaju wypytywac.Wiele lat temu jej ojciec, zostawiajac zone i jedenascioro dzieci uciekl do Niemiec i podjal prace na kopalni.Sabiha byla najmlodsza z rodzenstwa.Ich dom w Kurdystanie byl wybudowany , jak chyba wszystkie tam na kamienisto gorzystym stepie.Mieli tam jakies pole czy ogrod, ktory jej matka wraz z najstarszym rodzenstwem uprawiala, ojciec troche pieniedzy przysylal i tak udalo im sie przetrwac.Sabiha czasem pokazywala mi zdjecia z tych okolic.Prawde powiedziawszy nie moglam tych domow mieszkalnych zauwazyc. To byly tylko takie wieksze kupki bialych kamieni, troche drzew wokol, resztki cmentarza.Zniszczone przez walki partyzanckie, jak mi pozniej wyjasnila.Dla ojca Sabihy w Niemczech, podobnie jak i dla wszystkich Gastarbaiterow z tego regionu pojawila sie mozliwosc osiedlenia na stale .Sprowadzil wiec swoja zone i czesc dzieci, ktore nie byly jeszcze dorosle. Sabiha miala wtedy dziesiec lat.Jak mi opowiadala, zaraz wyslali ja do szkoly, co bylo dla niej straszliwie ciezkim przezyciem, ale jakos udalo jej sie zaliczyc podstawowe wyksztalcenie.Pozniej zaczela rodzina szukac jej malzonka. Ten kolejny, gwaltowny zwrot w jej zyciu nie bardzo sie spodobal ale zwyczaj pozostaje zwyczajem.Uratowalo ja przed przedwczesnym zamazpojsciem, jak sama opowiadala, kurdyjskie pochodzenie. Turcy i Kurdowie stronia tutaj od siebie, totez zaden Turek, ktorych jest w NRW bardzo duzo nie chcial jej za zone.Kurdyjscy pretendenci wymagali, by nosila chustke, czego Sabiha z kolei nie chciala.W koncu rodzina znalazla jej lagodnego mezczyzne ale w Turcji.Rodzina zorganizowala tureckie spotkanie, na ktore wybrali sie kawalkada samochodow z NRW do Kurdystanu.Slub jednak szybko nie nastepowal, bo Niemcy zaostrzyli pewne przepisy i jej przyszly maz musial wykazac sie komunikatywna znajomoscia jezyka niemieckiego a i zalatwianie osobistych dokumentow do takiego weselnego przedsiewziecia jest zmudne i wlasciwie mogloby byc tematem kolejnej opowiesci. Sabiha wiec " zaklepala "sobie kandydata na meza i wrocila do Niemiec.Nadal bylo w niej cos beztroskiego, radosnego ale tez poczula sie chyba bardziej dojrzala.robila plany, rozgladala sie za mieszkaniem.A ja caly czas moglam sluchac jej autobusowych opowiesci.Np o tym, jak wygladaja rodzinne odwiedziny - zlatuja sie np samolotami! z calych Niemiec do jej mieszkania i spia na rozlozonych dywanach.Miekki dywan lub wykladzina to jakby podstawowe elementy ich mieszkan.No i meble w kuchni.Kuchnia musi miec meble i inne dobre sprzety do robienia posilkow.Ubrania chyba skladuja na kupce bo czesto widzialam na niej dobrze pognieciony plaszcz lub spodnice, co nigdy jej nie przejmowalo. Czasami , gdy nie padal deszcz a oczekiwanie na Bus nieco sie przedluzalo to lubila siadac na ziemi, gdzies w katku przystanku, albo pod domami, jej obszerne kiece rozposcieraly sie wokol , a gdy wstawala nigdy sie nie otrzepywala tylko podskakujac i smiejac sie podbiegala do autobusu.Uwielbiala perfumy.Zawsze mnie wypytywala czy znam takie czy znowu inne.Pokazywala popsikane kartoniki z zapachami, ktore gdzies ze sklepow poprzedniego dnia zabierala i snula marzenia o ich posiadaniu.Cierpiala na brak pieniadza,poniewaz mieszkala jeszcze z rodzicami i prawie cala wyplate musiala oddac im, sobie zatrzymujac tylko kieszonkowe.

Lokalne gazety podaly, ze pewnej wiosennej nocy jakis Kurd zostal w bestialski sposob zastrzelony w poblizu osiedla, na ktorym mieszkal. No coz, mieszka ich tutaj bardzo duzo nie moglam przeciez przypuszczac, ze to nieszczescie bedzie mialo wplyw na losy Sabihy.Ktoregos dnia, dziewczyna nie pojawila sie w pracy.Wszyscy myslelismy, ze jakies kolejne przeziembienie, jako ze nie byla zbyt dobrze odzywiona, stale since pod oczami, blada cera......Smutno mi bylo czasem, gdy jej ulubione miejsce w autobusie, gdzie zawsze sadowila sie wygodnie i czesto przysypiala zajmowal ktos inny.Ale pojawila sie. Bez tych wesolych iskierek w oczach, bez perlistego smiechu, choc ucieszona, ze mnie widzi, zeby moc sie chyba komus " innemu " wyzalic. Zastrzelony Kurd byl jej kuzynem.Mordercami grupa nielegalnie przybylych z Turcji.Wygladalo to na wykonanie jakiegos wyroku, jak sugerowala.Opowiedziala mi o swoim najstarszym bracie, ktory pracuje jako dziennikarz w Ankarze, opowiedziala o nekajacych jej rodzine i bliskich nocnych napasciach na bloki osiedla w ktorych tutaj mieszkaja, na wybijanie kamieniami szyb, straszenie dzieci, o tym ze policja nie bardzo moze im pomoc.Sabiha juz bardzo pragnela swojego zamazpojscia, postanowila, ze bedzie szukac mieszkania w samym centrum miasta, gdzie patroli policji jest wiecej.

I czym wlasciwie jest emigracja? Po raz kolejny zadaje sobie to pytanie.Ludzie szukajac lepszych warunkow zycia, pokonuja czesto tysiace kilometrow. Chca budowac swoja mala stabilizacje, cieszyc sie zyciem, odkrywac swoje nowe intymne swiaty ale zabieraja przeciez ze soba swoja kulture, charaktery, zaleznosci, obawy a nawet dawny strach.Dla wiekszosci zmienia sie tylko nieznacznie ich stan posiadania kilku rzeczy materialnych wiecej, moze paru doznan, moze jakies troche lepsze wyksztalcenie dane dzieciom.........

17 Nov 2008

Opowiadanie pt.PHEROMONFALLE - czyli walka z importem z Chin

To bylo chyba w lutym tego roku.Obiecalam sobie, ze tej niedzieli pospie dluzej, bo ostatnio zbyt wczesne wstawanie doprowadzalo mnie do ruiny a wzmagalo nadmiar nerwowosci.Okolo godziny szosmej rano czyli w niedzielny srodek nocy - widze we snie jakies tanczace rece z kastanietami rytmicznie stukajacymi w charakterystyczny takt.Ten wysniony rytm porwal mnie na rowne nogi bo okazal sie byc rytmem z jawy.poszlam ci ja za tym realnie juz niehiszpanskim odglosem i ujrzalam ......... mojego meza w obsuwajacej sie nieerotycznie pizamie , skaczacego w pozie pajaca po pokoju , klaszczacego co rusz nad swoja glowa . Ocho!! Chyba nareszcie poszedl on po rozum do tej glowy i rozpoczol ruchowa walke z podnoszacym sie poziomem wagi i cholesterolu!! Tylko dlaczego do cholery wlasnie wtedy, gdy ja, sterana zyciem kobieta oznajmiam wszem i wobec, ze CHCE SIE WYSPAC JAK CZLOWIEK DO " w samo poludnie " !!!

Malzonek ujrzawszy osobe swojej zony w drzwiach, zatrzymal sie na krotko i z imeptem godnym swojej osoby zaczol wykrzykiwac:

- No zobacz co tu sie porobilo!! Skad tu tyle TEGO lata?

Jego krzyk obudzil mnie na dobre i w szarzejacej rzeczywistosi niedzielnego poranka zaczelam dostrzegac w powietrzu fruwajace robaczki.Grupy robaczkow! Stada robaczkow!! Bezowo srebrzystych takich jakis mole przypominajacych.

-Ale takie ilosci moli na raz i o tej porze roku?- powiedzialam ze zdziwieniem

Po chwili zobaczylam, jak po suficie pelzaja z rownym do mezowskiego impetem od okna w kierunku zyrandola, w rownych rzadkach owadzie larwy, po czym na srodku sufitu, dokladnie nad naszym stolem zwijaja sie w koleczka i zastygaja.......

No i zrobilo sie po niedzieli. Zaczelam sprawdzac wszystkie katy, mezowskie zbiory, spizarenke kuchenna, szafy.Poszlam na strych i do piwnicy. Nic, ani sladu po molach, kokonach larwach i zniszczeniach przez nie wyrzadzonych.

No coz ......pocwiczylismy jeszcze wieczorem wspolnie pajacowa yoge bo sie robaczki lubily uaktywniac wieczorami przed telewizorem.Cwiczylismy i cwiczylismy tak sobie przez kilka tygodni nie majac pojecia, jak zapanowac nad zjawiskiem.

Po kilku tygodniach gazety napisaly po zbadaniu okolicznosci, ze oto jestesmy swiadkami inwazji przeroznych chinskich robali, ktore zaczynaja atakowac Europe, jak jakies mutanty.Zzeraja wszystko co popadnie, sa odporne na stosowane dotad w Europie srodki anty.

Nasze udomowione mole obserwowalismy kilka miesiecy.Uwielbialy swieze powietrze w przeciwienstwie do europejskich ilekroc bowiem wietrzylismy mieszkanie, albo np latem siedzielismy przy stale otwartych oknach, to fruwaly sobie z zadowoleniem wokol nas. Poniewaz tych europejskich jest , jak slyszalam wiele rodzajow totez po usmiercaniu zbieralam te owady, ogladalam pod lupa i porownywalam ze zdjeciami i opisami w internecie.Te " chinskie " upolowane u nas w domu mialy w swoim wygladzie elementy kazdego mola z EU z osobna. No i nie wiedzialam czym wlasciwie sie zywia, bo zadnych szkod nie zauwazalismy.Jedynie denerwowaly swoim masowym fruwaniem nad glowami. W polowie lata pojawily sie w sklepach pulapki na mole - Pheromonfalle, ktore zawieszone wabia dojrzale osobniki meskie do swojego wnetrza i tam je unieszkodliwiaja na zawsze.Osamotnione i niezaplodnione samice przysiadaja czasem ze smutkiem tu i owdzie i gina w rozpaczy nie pozostawiajac juz w zakamarkach owocow molej milosci.

Nie pisalabym o tym wszystkim, bo chyba moja osobista walka z efektami swiatowej globalizacji odniosla dobry skutek gdyby nie wczorajszy telefon od sasiada Manfreda mieszkajacego na drugim koncu miasta:

-" Jeronie, dzioucha, jo jus w tych Nimcach widziol wszystko, nawet fioletowe biedronki ale tego co moja kobita dzisiok rano wyprowiala udowajac pajaca i lotajac choby gupio po wohnzimmrze za stadami Motow ( moli ) jesce nikaj.......Mos cos na to?

16 Nov 2008

RANKIEM

W ciepluteńkiej piżamce, w pantofelkach z futerka

snuje się po mieszkaniu zapomniana rozterka.

Kawę z pianką zaparzy, do sypialni wciąż zerka:

Śpią, nikt nie wspomni, westchnie sobie rozterka.


Kwiaty wodą nakarmi, kotu grzbiet muśnie z lekka,

z telefonem pogada z sentymentem rozterka.



Sztylecikiem z mosiądzu nowe listy otwiera

- to nie o mnie, powiada, okulary przeciera,

lampki w kątach zapala, poodkurza lusterka,

W pantofelkach cichutkich stara wierna rozterka.

12 Nov 2008

WIZYTA

Mój tegoroczny Mikolaj wcielił sie w postac mojej córki.

Wylądował samolotem obładowany pakunkami. A mówią, że jedynie rodzaj męski uosabia tą dobroduszną postać.Cieszylam sie jak male dziecko i mimo bardzo późnej pory oczy wcale mi się ze zmęczenia nie kleiły.Usidlona srebrzystymi paczuszkami na kanapie przy swiecach i lampce szampana musiałam grzecznie rozpakowywac prezenty.Oj napracował sie ten mój Mikołaj ich pakowaniem! Napracował! Każdy element był zapakowany osobno i przewiązany wstążeczką.Moja mikolajowa Córka co chwila podsuwala mi coś nowego i czekała niecierpliwie , aż dotrę do wnętrza kolejnej paczuszki , żeby komentowac zawartość przygladając sie bacznie moim reakcjom.Moje prezenty mogę teraz nosić, patrzec na nie, jeść lub czytać ( Boże ty mój - po angielsku! - Córka stwierdziła, że powinnam nareszcie zacząć się porządnie uczyć tego języka ) Czytadło jest wielce obszerne i ciężkie a jest niczym innym tylko angielską ksiazką kucharską na okres Bożego Narodzenia. Córka słusznie bowiem wymysliła, że to NAPRAWDĘ NAJLEPSZY SPOSÓB NA NAUKĘ OBCEGO JĘZYKA.Tak sie nam świetnie ułożyło, że właśnie przez te kilka córkowo-mikołajowych dni miałam Super Lange Wochenende- czyli calkowicie wolne od pracy dni, wynikające z mojego planu pracy.O urlopach okazjonalnych , nagłych można u nas niestety zapomnieć a obowiązują tylko te terminy urlopowe, które się ustalało w listopadzie roku poprzedniego.Mogłyśmy więc poplanowac sobie nasze spotkanie dowolnie, jak tylko było to mozliwe. Wiadomo, ze punktem pierwszym bylo ŁAŻENIE PO SKLEPACH czyli córkowo-mamine zakupy bez wściubiania niepotrzebnie męskiego nosa - ach co za frajda i odpoczynek!!! Ogladanie Weihnachtsmarkt - sama TA czynnosc wymaga dodatkowego, dokladnego opisu. Wspólne kolacje z Glühwein - czyli grzanym winem z przyprawami i z moim sernikiem wiedeńskim oczywiscie. Wycieczka do Düsseldorf na aktualną wystawę sztuki współczesnej w Kunst Palast.Pogoda nam sprzyjala i cieszyłysmy sie tym naszym świątecznym spotkaniem niebywale i smutno nam bylo sie rozstawać.

Tak mi sie zrobilo niespotykanie pusto w domu. Gdy wróciłam ostatniego dnia z lotniska, gdzie mój Mikołaj ulokował sie był na powrot w podniebnym zaprzęgu, zaczełam chodzić po mieszkaniu i patrzeć ze smutkiem na pościelone lóżko, w ktorym córka spała, na jej ręczniki wiszące samotnie w łazience, na filiżankę niedopitej herbaty pozostawionej na stole przed miejscem, na ktorym siedziala........

Czy tak się tęskni za Świętym Mikołajem ...............?

Już umawiamy się na następne spotkanie.

8 Nov 2008

GAWCZYCE

Ilekroć ciepłą porą roku wracam do swojego domu w Polsce udaję się na spacer i odpoczynek do miejsca, które nosi nazwę GAWCZYCE.Lubię siadać na wzgórku niewielkiego, łagodnego wzniesienia i patrzeć na rozpościerajacą się u moich stop dolinę, pokrytą szczelnie domostwami w środku i polami na obrzeżach.Lubię patrzeć na sennie snujące sie dymy, wsłuchiwać w ciszę tego miejsca.W Gawczycach ziemia pachnie inaczej niż w innych częściach okalających dolinę wzgórz, inaczej pachnie ziołowa trawa. Moje dzieci i psy zawsze zabierałam na wędrówki właśnie z tej strony wzgórz mimo, że sporo innych ciekawych miejsc wokół się znajduje.Gdy moje psy uciekały na swoje prywatne wlóczęgi i polowania to właśnie tam, w Gawczyce. Tam też najchętniej trzymała sie dzika zwierzyna, choć wydawałoby się, że lepszych zagajników, głębszych jarów i tajemnych miedz jest więcej po drugiej stronie dna. Tak! Szeroka płaska dolina, o ktorej piszę jest pozostałością po dużym jeziorze. Wiele źródel, z ktorych prawdopodobnie jezioro powstalo bije do dzisiaj . Tak to, gdziekolwiek się zachce można wybudować sobie studnię i gwarancją bedzie ciekawie smakująca woda, zapełniająca jej dreny w niebywale szybkim tempie. Bardzo słynnym jest źródło, którego woda uznawana jest za wartościową o nazwie U DZIADA. Skąd ta nazwa się wywodzi trudno mi powiedzieć jednoznacznie. Legenda głosi, że źródło wyplywające nieopodal starego szlaku wędrownego i jego ukryte położenie sprzyjało rozmaitym piechurom do szukania tu miejsca odpoczynku. Wielu miejscowych ludzi myslących przedsiębiorczo pozakładało wytwórnie napojów wszelakich bazując na wodzie z tego niewyczerpalnego źródła.Ale U DZIADA wypływa z przeciwnej strony moich Gawczyc. Onegdaj , gdy mieszkałam jeszcze w Polsce lubiłam czasem poszperać w starych zapiskach i powypytywać najstarszych członków mojej rodziny o pochodzenie okolicznych nazw. Ale o GAWCZYCACH nikt zbyt wiele powiedziec mi nie umiał. Jakieś stare zapiski świadczyły jedynie o tym, że tutaj właśnie powstała pierwsza osada , dająca początek mojej miejscowości, jako że inne, bardziej intensywne źródło wypływalo z gór wapiennych prosto do owego jeziora. Siegnełam też do pracy pt DZIEJE KULTURY POLSKIEJ autorstwa Aleksandra Brücknera, którą, jako swój elementarz czytam od lat wczesnych młodzieńczych często.Otóż wg Brücknera,jezykoznawcy, określenie to może mieć pochodzenie od innej nazwy GAWEŁ, co oznaczało nic innego tylko Gall ! Czyżby pierwszymi osadnikami w tym miejscu byli Gallowie?

Żadne znane mi z lat licealnych atlasy historyczne nie podawały, żeby Gallowie osiedlali sie na tych terenach.

Moja pobudzona kiedyś tym odkryciem wyobraźnia zauważyła , że na płaskim, rozległym szczycie Gawczyc, w miejscu dużo dalej położonym od teoretycznej osady Gawła jest dziwny , odcinajacy sie układem od otoczenia kopiec, a może porośnięty mocno ostaniec. Zainteresowałam swoimi przypuszczeniami znajomego, który, jako właściciel zakładu ślusarskiego produkującego jakieś elementy stalowe dla górnictwa dysponował rozmaitymi urządzeniami i narzędziami, żeby spróbować pogrzebac w tym wzgórku. Ale najpierw udalismy sie do siedziby Archeologa odpowiedzialnego za ten teren, żeby przedstawić, co nas zainteresowało i uzyskać zgodę na poszukiwania. Taką nieoficjalną zgodę otrzymaliśmy, bo pani archeolog stwierdziła, że tuż po zakończeniu II Wojny komisje archeologiczne przechodziły kawalkadą przez TE tereny i niczego nie zauważyły. Czyli możemy sobie pogrzebać troszkę, ale pani archeolog i tak prywatnie sobie w to miejsce pojedzie, bo na naukową kontrolę Państwo nie ma środkow, jak zaznaczyła.

Podnieceni tym dziwnym przyzwoleniem przystąpiliśmy do penetracji naszego miejsca. Niestety nie bylo to takie proste, jakby sie początkowo wydawało. Jedyne do czego zdołaliśmy się dogrzebać to regularne prostokatne bryły skalne, ulożone w krąg jedna przy drugiej.

Zastanawiając się nad tą historią próbowałam się wcielic w kogoś, kto takie miejsce jak Gawczyce wybrał na osadę. Zbocze wapiennych gór, porośnięte zagajnikiem, łagodnie skłaniające się ku brzegowi jeziora obfitującego w ryby i wydry ( jedno z tubylczych nazwisk i legenda o tym świadczy ) przychylne jaskinie ( obecnie nieistniejące, wybrane przez zakład wydobywający kamień i gline ) intensywnie bijace zrodlo lub zrodla.Powyzej natomiast plaskowyz polożony niezwykle korzystnie ze względów obronnych chociażby, bo z mojego wzgórka był doskonały widok na trzy strony świata i można było bacznie obserwować odległe horyzonty, pochować księcia albo wznosić modły do Bogów............

PS

To tylko jedna z moich podroży z wyobraznią po mojej ziemi, z którą jestem połączona pępowiną, której nigdy się nie odcina, żeby dalej żyć.

I zwracam sie teraz do mojego Syna, który, mimo, że mnie nie komentuje , to wiem , że czyta o czym piszę, i proszę, żeby obudził wreszcie swój uśpiony, mądry, dziennikarski zmysł i spróbował iść moimi tropami. Zacznij od mojej historii!

1 Nov 2008

MOIM ZMARŁYM

Pamietam Wasze twarze

Wy, ktorzy odeszliscie

w ostatni, jedyny byt

Wasze oczy blyszcza

wciaz pelne milosci

Slysze drobinki slow

odglosy krokow

Widze jakis kadr z postacia

nagle przystajaca

z usmiechem

na pozegnanie

na droge

ktora ide przeciez i ja sama