19 Oct 2009

EGZAMINY PRZEDE MNĄ

Dawno tutaj nie zaglądałam, jednak obowiązki i konieczności mocno ograniczyły mój wolny czas. Pierwszy termin bardzo ważnego dla mnie egzaminu mam wyznaczony na 28 listopada 2008. Egzamin jest trójstopniowy i trwa 8 godzin. Terminu kolejnego, czwartego stopnia jeszcze nie znam. Nauki mam obecnie bardzo dużo, więc powrócę do Was, do mojego bloga i do kulinarnego pamiętnika gdy wszystko będę miała pomyślnie zaliczone.
POZDRAWIAM WAS WSZYSTKICH Z CAŁEGO SERCA

4 Aug 2009

ZAKURZONA LITERATURA

Moja dłuższa w blogowych pieleszach nieobecność nie oznacza, że rozleniwił mnie czas kapryśnego lata.Co TO, TO nie!!!Mąż uległ wreszcie moim namowom, choć ulegać zdarza mu się rzadko i udalismy się w podróż po okolicznych sklepach meblowych.Lecz to nie TEN rodzaj podróży był przedmiotem moich próśb i marudzeń. Wspomniany przedmiot to ni mniej ni wiecej tylko bezradność wobec narastających, z siłą przemian górotwórczych, zwałów książek, filmów, albumów i wszelkiego, rozmaitego wydawnictwa.Przez osiem lat ( słownie osiem ) pewna, niebywałej wytrzymałości kanapa służyła za oryginalny regał. Przy czym, stale postepujący ruch górotwórczy powodował rozpełzanie się wspomnianych zwałów poza ów oryginalny regał.Każde autorskie dzieło żyje przecież swoim własnym życiem, dopóki nie zaczyna żyć w nas.Nie ruszone naszą ręką, nie ożywione myślą może w ten desperacki sposób próbuje nas sobą zainteresować?Ale jak ja , natchniona do sięgnięcia po tą czy ową żywą naturę, mam to zrobić, stojąc bezradnie w progu drzwi do mojej rozpełzłej............biblioteki? Ale już mam!!! Specjalny, książkowy regał o czterometrowej długości i wysokości podsufitowej.W końcu na wystawie sklepowej poukładano na jego półkach 30 - kilogramowe worki z ...cementem , jako że niby wytrzymały ma być. Mam nadzieję, że nie ugnie swych nóg, jak jego starszy sąsiad ze ściany przeciwległej. Choć jeszcze stoi, biedaczysko, ale mocno powykrzywiany artretyzmem.
Jak ja uwielbiam takie momenty!!!Układanie gromadzonych prze lata książek na półkach. Oglądanie ich na nowo albo, ba, rozpakowywanie z radością i okrzykiem, A TO TEŻ kupiliśmy!!!???
I tak, z biegiem dni i układanych na półkach książek naszły mnie pewne refleksje, dotyczące polskiej literatury w Niemczech i jej tłumaczeń.Nie mamy się czym pochwalić, niestety.Najczęściej wznawianym tłumaczeniem jest jedynie "Quo vadis"
Sienkiewicza. Wydawane bardzo porządnie, w twardych okładkach i na dobrym papierze, rozprowadzane w sieciach discontowych typu ALDI czy PLUS!!! I to co najmniej jeden raz w roku za naprawdę niską cenę ok 3 Euro!!! Cena przeciętnego tomu, wydanego w podobny sposób i sprzedawanego w księgarniach to 20 - 30 Euro.Można kupić taniej wydawnictwo kieszonkowe ( tutaj cena ok 10 Euro )ale na takie trzeba poczekać ok. pół roku od debiutu rynkowego danej pozycji.Powieści wybitne ( w domyśle te dobrze sprzedające się ) często dopiero po kilku latach doczekują się swojego kieszonkowego, taniego wydania.
Kilka lat temu ukazały się bodaj dwie pozycje Ryszarda Kapuścińskiego - CESARZ i HEBAN i , co muszę koniecznie podkreslić, rozeszły się jak przysłowiowe, ciepłe bułeczki!! Mam kilkoro niemieckich znajomych, z którymi mogę o książkach, równiez polskich autorów, porozmawiać, a którzy pytają mnie zawsze, gdy wracam z Polski, co też takiego ciekawego sobie stamtąd przywiozłam i gdy wymieniam im nazwiska , wzruszają jedynie ramionami. Choć przytaczam autorów współczesnych, których w Niemczech się wydaje, Tokarczuk, Grochala,Krall, Marek Krajewski. W odpowiedzi widzę tylko znudzone miny.LEM!!! Tak, ten twórca jest tutaj doceniany, lecz tylko przez pokolenie wieku średniego. Ktoś tam, kiedys pochwalił mi się tomikiem wierszy Szymborskiej. I to tyle!! KONIEC!!! NIC WIĘCEJ!? Dlaczego? Próbowalam zadać pytanie. I usłyszalam, że polska mentalność, która jest tak bardzo czytelna we współczesnych, polskich powieściach, odbierana jest jak nudziarstwo. Brak ponadczasowości, uniwersalizmu a w zamian zaściankowość.Tak nasi polscy powieściopisarze są oceniani przez przeciętnego , niemieckiego czytelnika.
Wpadła mi kiedyś w ręce praca Marcela Reich-Ranickiego - tutaj
okrzykniętego : bezbożnym papierzem literatury!! Praca o literaturze polskiej w Niemczech i jej tutaj postrzeganiu pt "ERST LEBEN, DANN SPIELEN " co tłumaczę : " Najpierw żyć a później się bawić ", która ponoć ukazała sie w Polsce niedawno. Zapisalam sobie pewien niewielki cytat, ktory tutaj pozwolę sobie przetłumaczyć: " Stale zabiegam o zrozumienie polskiej literatury, stale reklamuję.Jednak jestem tego świadomy, że rezonans na tą literaturę w Niemczech zarówno w latach ubiegłych, jak i obecnie jest marny.Ma to różne podstawy.Najważniejszą są okoliczności historyczne i polityczne a dokładniej nietypowa przeszłość Polski. Podobnie jak przed stu, ba , nawet dwustu laty polscy pisarze poczuwają sie do obowiązku twórczych poszukiwań wg hasła " NAJPIERW ŻYĆ, PÓŹNIEJ SIĘ BAWIĆ""
I jest to kwintesencja tego, co można o polskim charakterze odzwierciedlanym literacko a postrzeganym niemieckimi oczyma powiedzieć.
Spotkałam się jednak i z określeniem o literaturze polskiej - że " jest lepsza niż jej tutaj reputacja " albo na ten przykład ostatnia recenzja, którą udało mi się przeczytać we FRANKFURTER RUNDSCHAU 20.03.2009 o książce Olgi Tokarczuk " BIEGUNI ", która ukazała się tutaj pod tytułem UNRAST ( co można przetłumaczyć jako " NIEPOKÓJ")- Ina Hartwig pisze - " Taka powieść nigdy nie zdobędzie niemieckiej nagrody " i dalej - " Szczęśliwi Polacy, skoro książki,takie, jak ta są nagradzane najważniejszymi polskimi,literackimi nagrodami".
Moją dzisiejsza puentą niech będzie kilka takich oto informacji:
Niemiec, Johannes Gutenberg w roku 1440 wynalazł metalową czcionnkę drukarską, która wywołala czytelniczy boom, pragnienie nauki i miłość do książki, trwającą nieprzerwanie do dziś. Niemcy zaś, z ich roczną produkcją ok 770 milionów książek ( przy 82 milionach mieszkańców ) zaliczani są do wiodącej, książkowej nacji świata.

3 Jul 2009

Opowiadanie pt.KULE BELE

Ten kolejny, upalny, lipcowy wieczór był dla Starszego Posterunkowego Czesia wyjątkowo spokojny.Siedział na ławeczce pobliskiego parkingu rozkoszując się cieniem młodej lipy z odchyloną w tył głowy służbową czapką. Zza rozpostartych okien komisariatu dobiegał miarowy, powolny stuk maszyny do pisania. To Młodszy Posterunkowy, szczawik jeden, ćwiczył się w obsłudze tego urządzenia. " Palce se musi wyrobić, no nie " pomyślał posterunkowy Czesio i wyciągnąwszy przed siebie nogi zatopił się w swoich przysypiających myślach.Szczęściem dzisiejszej służby był brak polecenia ze strony komendanta Suchego na kolejny patrol po okolicy.Przydział benzyny się kończył. Limit mandatów wystawionych w tym miesiącu znacznie przekroczył planowaną kwotę. Sierżant Bożenka uwielbiała polować w ich starym polonezie na nieprzystosowane pojazdy przyjeżdżające po towar do pobliskiej, prywatnej rzeźni. Posterunkowy Czesiu mógł więc sobie spokojnie służbę przetrwać pod lipą.Poloneza i tak nie trzeba było wyprowadzać z garażu.A kolejny przylot zagraniczny LOT zaplanował na 21.30
Pani Halinka zrobiła sobie właśnie przerwę na papierosa na ławeczce pod budynkiem głównym od strony płyty.Tam też było troche cienia. Roboty miała jak zwykle dużo. No bo to i catering przygotować, popielnice hali głównej opróżnić, przetrzeć zapalcowane drzwi wejściowe.
Raptem, gdzieś z daleka usłyszeć można było przybliżający się dość szybko, rozpaczliwie donośny, sygnał policyjnego radiowozu. Lecz najpierw, jedyną drogą dojazdową do Międzynarodowego Lotniska w Icach przemknął niczym strzała samochód osobowy kombi. Zatrzymał się z piskiem opon przed wysoką siatką ogrodzenia oddzielającego płytę lotniska od trawnika i parkingu. Jakiś młody mężczyzna wyskoczył gwałtownie zza kierownicy, dwoma susami przebiegł trawę, jeszcze szybciej pokonał ogrodzenie i tyle go widzieli policjanci z dojeżdżającego właśnie radiowozu.
Jeden z funkcjonariuszy otworzył energicznie drzwi samochodu,w jedenj ręce trzymając telefon a drugą sięgając do kabury, podbiegł najpierw do kombika, pozaglądał przez szyby a następnie podszedł do ogrodzenia........uciekiniera ani śladu. Drugi funkcjonariusz był już przy opuszczonym pojeździe i przygotowywał notes aby sprządzić notatkę........
" Ścigany samochód koloru zgnitej zieleni, marki Volkswagen Omega combi, prawdopodobnie skradziony, zamiast stacyjki sterczące dwa druty w dwu kolorach......"
Starszy Posterunkowy Czesiu z głową opuszczoną na służbowe piersi, podtrzymując równowagę korpusu założonymi pod pachy ramionami, słyszał tylko w półśnie piosenkę kosów, które tej wiosny założyły tu, na tej lipie, gniazdo i odchowały młode. Lubiał obserwować ptaki a dzisiaj ich śpiew dobiegał do niego coraz głośniej,głośniej, glosniej........
- Czeeeeesiek!!!! - wołała biegnąc i wycierając ręce w służbowy fartuch, Halinka.
- Czeeeeeeeeesieeeek!!!
- Cooooooooo? - ocknał się Starszy Posterunkowy .
- Złodziej ci przez płytę uuucieeekaaa!!!!
- Cooooooooooooo? - wrzasnął, tym razem już stojący na nogach, Czesiu
- Złodziej ci przez płytę ucieka!!! Tam już są jakies gliny ino że obce. Weź no wóz i jedź tam.
Starszy Posterunkowy udał się zdecydowanym krokiem do garażu, wyjątkowo sprytnie otworzył zamek starych wrót i usiłował zapalić radiowóz.Nic z tego.Ani drgnie.
- Młody! - zawołał przez okno posterunku - chodź no tu i pchnij! Ale prędko!
Co dwóch to nie jeden. Udało się i policyjne auto popyrkało sobie na płytę, a potem wzdłuż, nieco szybciej i szybciej, już zagrzane. Głowa Czesia w czapce nadal przesuniętej do tyłu co rusz obracała się to w lewo to w prawo, to w stronę krzaków to w stronę lasu....

Młodszy posterunkowy pozostał na posterunku, bo a nuż ktoś wyższy rangą zadzwoni, sprawdzi, co robią. Bo a nuż jakiś problem wyskoczy komuś ze wsi i trza zadziałać. Dyżur przy telefonie musi być a na dyżurze można się przecież , dla dobra sprawy, uczyć pisać na maszynie. To baaardzo przydatna umiejętność.
Nazajutrz w służbowym raporcie, który dostał do przeczytania Komendant Suchy, stało jasno i wyraźnie:
" Radiowóz policyjny, podległy tej samej Komendzie co lotniskowy komisariat, ścigał samochód marki Volkswagen Omega combi, koloru zgnitej zieleni, który nie zatrzymał się na wezwanie rutynowej kontroli drogowej. Samochód ten zmierzał drogą przez wieś Ice, która prowadziła do lotniska, o czym policjanci w radiowozie nie wiedzieli. Nie wiedzieli również, że na lotnisku jest komisariat policji, ani też nie otrzymali numeru telefonu na ten komisariat. Mężczyzny szczupłego, średniego wzrostu, włosy czarne, który prowadził uciekający samochód, mimo usilnych starań nie odnaleziono...."
Dzisiejszy dzień, kolejny dzień, utrudnionej upałami, pracowitej służby, snuł się leniwie. Pocieszeniem był lekki wiaterek , przywiewający od strony płyty zapach siana. Kilka dni temu komendant Suchy wydał przecież miejscowemu rolnikowi pozwolenie na wjazd na płytę lotniska z kosą i z grabiami i na rowerze.Ale na wjazd po siano, będzie musiał ów człowiek prosić o inne pozwolenie. Pozwolenie na pojazd czterokołowy, zaprzęgowy i konia oraz grabie.

PS. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.

2 Jul 2009

Permanentny brak czasu.

Tegoroczna, tropikalna pogoda w NRW nie usposabia ani buńczucznie ani melancholijnie. Zmuszam się do pracy nad swoim niemieckim. Plany mam rozległe w tym temacie, że ho, ho!!. Wgralam nowa wersję ( 10,0 ) Opery. Śmiga , az miło. Brak jej jedynie wersji niemieckiej , o polskiej nie wspominając. Ale cóż . Szlify w angielskim też się przydadzą. Dzisiaj muszę zaliczyć Urząd d/s Obcokrajowców. Europa Wschodnia jest nadal na tym samym piętrze, co pozostale państwa nieuprzemysłowione.Trzeba swoje odsiedzieć.Bo na tym piętrze najwięcej nierozumiejących, których urzędnicy dłużej niz innych obsługują. Mam nadzieję, że bedzie to moja ostatnia wizyta w tym miejscu. Jeszcze silniejszą nadzieje ma moj mąż, który jako dodatek zabezpieczajacy musiał mi zwykle towarzyszyć.Jako domniemane przeze mnie potwierdzenie, że ożenił sie ze mną dobrowolnie.

24 Jun 2009

NIESPOKOJNIE

Właściwie, to nic się nie dzieje. Rzekłbyś cisza.Jedynie dziennikarskie informacje nie tchną ani ksztyną optymizmu.Kryzys gospodarczy. Mordowanie współbratymców w Iranie.Groźby Koreańczyków.Ale gdyby tak nie włączać telewizorów, nie kupować gazet, komputery używać jedynie jako maszynki do pisania z zapamiętywaniem......Od ponad ośmiu lat podróżuję tą samą drogą do pracy i z powrotem. Znam twarze ludzi, którzy gdzieś tam sobie pracują towarzysząc mi przez dłuższą lub krótszą chwilę w tramwaju, czy w autobusie.Lecz jednak od niedawna coś jest nie tak. Ostatnio, gdy jadę wcześnie rano , dostrzegam na mijanych przystankach podpalone kosze na śmieci. Ich bezwładne kikuty , stopione, jak wosk świecy zwisają tu i ówdzie z przystankowych słupków.Czasem widzę kompletnie zdemolowany telefon publiczny. Czasem wytłuczone szyby przystanków.Gazety podają, że gdzieś , całkiem niedaleko, ktoś porysował parkujące wzdłuż jezdni samochody, powytłukiwał im lusterka.Ostatniej soboty wracałam do domu tramwajem, w którym dominowala w dziwny, jakiś zastraszający sposób grupa młodych mężczyzn.Śpiewali zgodnym chórem, coś, co przypominało zagrzewanie do walki.Mieli bardzo podobne , czarne ubrania, kurtki moro, jakieś na nich nie znane mi znaczki, buty przypominające wojskowe.Nie wspomagali się piwem. Ta dziwna postawa w nich była jakby samoistna.Nieco przygolone włosy, nieskazitelna czystość.Pozostali , tramwajowi goście jechali w kompletnej ciszy, bez ruchu. Jakaś para staruszków siedząca przede mną, patrząc na siebie porozumiewawczo szepnęła ze zgrozą " neonazis"..........
Mąż mnie później w domu uspokajał, że tak zachowują się grupy kibiców niektórych sportów? Uspokajał, ale wzrok miał utkwiony gdzieś w przestrzeni, jakiś taki ......inny.

16 Jun 2009

Opowiadanie pt. PIESKIE ŻYCIE

Lubiał przesiadywać wieczorami w hotelowym patio, które przy tegorocznych upałach stanowiło wyśmienite przedłużenie restauracji. Cień rozłożystej, nadmorskiej pinii dawał ukojenie ludziom spożywającym tutaj swoje posiłki lub delektujacym się lokalnymi, wybornymi winami.Powietrze nasycone uwolnionymi przez słońce olejkami eterycznymi łagodnie muskało jego zmysły.Zadzierał wtedy głowę przygladając się spod zmróżonych powiek, zielonej fryzurze drzewa.
Należała mu się taka nagroda po trudnej, trzydniowej pracy. Nie łatwo jest podejmować sędziowskie decyzje!Niełatwo dokonywać wyborow!....Choć tym razem ilość obiektów podległych ocenie nie była zbyt duża.
Dbał o szczegóły! Wygląd!! Wygląd zawsze był ważny.Ale najistotniejsze teraz - to nie rzucać się w oczy!! Pod żadnym pozorem!Jego marynarska bluza w kolorze ciepłego granatu, białe bermudy, buty... spokojna, niczym nie wzruszona, obojętna twarz nie mogły przyciągnąć uwagi nikogo spośród hotelowych gości.
Czasem przysiadali się do jego stolika inni sędziowie.Nie chciał tych spotkań, jednak nie zawsze udawało mu się przewidzieć o jakich porach pojawiają się ci inni. Najbardziej unikał głośnego, starszego Włocha, który swoją angielszczyzną, przetykaną co rusz niemieckimi rzeczownikami, wzbudzał niepotrzebne zainteresowanie. I te jego przechwałki!! Czasem rozmawiali o zawodowych podróżach, luksusowych suitach hotelowych, napotykanych gdzieś tam, na ktorymś kontynencie, ludziach ze swoimi "objektami", o ich reakcjach szczęścia czy zawiedzionych nadziei.
No i ten Malezyjczyk ze swoim kanciastym angielskim! Znacząca osoba w tamtym orientalnym świecie, choć do światowca jakże było mu daleko - zbyt głośno wypytywał się o osobiste korzyści, które mógłby odnieść sędziując w Europie, zdrowie mu nie dopisywło i w ten sposób szukał mozliwie dobrego, darmowego leczenia.
Sędzina z Izraela, mocno już leciwa osoba, nigdy się do nich nie dosiadała. Wolala zaszywać się gdzieś w zupełnym cieniu zajmując się jedynie rozmową z towarzyszącym jej mężem. Jednak sędziowie z Kanady, Portugali czy Austrii wybornie posługiwali się językiem angielskim. To ważne, gdy się nie chce zwracać na siebie uwagi. Dla niego samego ukrywanie irlandzkiego akcentu od dawna nie stanowiło problemu. Wiedział, że tak trzeba.
Jednak teraz, dzisiejszego wieczora, musiał dostrzec JĄ. Zaniepokoiło go to, choć nie unosił swoich przymknietych powiek. Spostrzegł ją już wcześniej, gdy pracował.
Robiła mu dużo zdjeć, schowana pośród publiczności. Jemu albo jego pracy?. Nie, to nie było ważne!. Wtedy pomyslał sobie, że to jakaś dziennikarka albo zwykła obserwatorka niecodziennych wydarzeń, choć na miejscową nie wyglądała.. Lecz teraz, dzisiejszego wieczora siedziala tutaj, obok niego, w patio tego wybornego hotelu.......Strach zrobił swoje. Tej nocy nie mógł spokojnie spać.
Nazajutrz zobaczył ją znowu. Tym razem w towarzystwie jakiegoś mężczyzny zajęła stolik tuż przy nim. Starając sie nie pokazać nie tylko zaniepokojenia ale i zrodzonego nocą strachu probował zniżonym glosem zwrócić na nią uwagę swoim towarzyszom. Włoch natychmiast zamilkł zezując kątem oka w jej stronę a Malezyjczyk wstał w gwałtownym półobrocie i zniżając swoje cialo w jakiejś agresywnej, azjatyckiej pozie,przesuwając z rumorem krzesło, spojrzal na nią wrogo.Tego nie mogła przecież nie zauważyć..........
Nie, lepiej nadal nic nie robić. Właściwie nikt nie wie kim ona jest...? Lepiej zgodnie z wytycznymi.Mafia bywa nieobliczalna a spokojne życie cenniejsze."Nie mam sobie nic do zarzucenia.Nagradzałem najlepszych. Skazywałem najgorszych. Cóż,czasem potrzebna jest pomoc w ferowaniu wyroków "- pomyslał i już uspokojonym wzrokiem zerknął na czarny blat swojego nowego, złoconego Rolexa. Wkrótce opuści patio i przejdzie w umówione miejsce.......
Grupa zadowolonych, rosyjskich hodowców psów rasowych,, w szeregu, jeden za drugim, w drogo wyglądającej choć skurzonej odzieży, w rozczłapanych butach, z psami na smyczach, śmiejąc sie, ciesząc z dobrze zakończonego interesu opuściła hotelowy parking, by później przyspieszywszy kroku udać się do swoich campingów. Nad ranem czekała ich długa podróż na kolejną, europejską wystawę. A tam....... nowe, hotelowe spotkania, kolejne trofea. Wszystko ma przecież wymierną wartość. Rosyjscy nowobogaccy łakną luksusowego , czworonożnego dodatku. Pozycję trzeba podkreślać również w taki sposób. Cena nie gra tutaj roli.Pies ma być utytułowany. Champion to splendor.
Szli wzdłuż wybrzeża.
Wieczorne słońce ciepłymi promieniami próbowało dotknąć ich pewne siebie oblicza.

6 Jun 2009

WYBORCZO



Gdy osiedliłam się w Niemczech , moja Ojczyzna , Polska, była dopiero w przedsionku przygotowawczym do wejścia do Unii Europejskiej. Martwiły mnie problemy gospodarcze i ogromne bezrobocie w Polsce. Sama, mimo ciekawego zawodu i bardzo dużego doświadczenia, miałam spore problemy ze znalezieniem pracy w Polsce.Firmy powstawaly i upadały, moje dzieci dorastały a mnie przerażał brak zawodowych perspektyw, brak planow, niknące marzenia. Cieszyłam się, że Polska zostala jednak do Unii przyjęta . Widziałam w tym fakcie ogromną szansę dla mojej Ojczyzny. Zaufałam mądrości polskich, teraz już prawdziwie demokratycznych polityków.Na miesiąc przed pierwszymi dla Polaków wyborami do europarlamentu dostałam na mój niemiecki adres, imienny list, podpisany przez Niemiecki Komitet Wyborczy z gratulacjami dla mnie, jako dla obywatela nowego unijnego państwa, z życzeniami sukcesów, z zaproszeniem do udziału w wyborach . Do listu dołączone zostały potrzebne mi informacje prawne, opisane były przystępnie sposoby głosowania. Podano mi wszelkie numery telefonow , pod którymi mogę zaczerpnąć informacji, adresy internetowe adekwatne do tematu. Jedną z przyjętych w Niemczech i bardzo rozpowszechnionych form oddawania głosów jest metoda listowa. Trzeba w odpowiednim, podanym w takowym liście czasie, przesłac zwrotnie i bezpłatnie, dołączoną karteczkę z prośbą ( bez uzasadniania )o uczestnictwo pisemne.Niemal natychmiast otrzymuje się odpowiedź z formularzem do głosowania i różową kopertą zwrotną. Te różowe przesyłki są przez niemiecką pocztę traktowane priorytetowo. Poinformowano mnie również, że gdybym chciała głosować na ktoregoś z kandydatów z Polski, to muszę zarejestrować sie w polskiej ambasadzie lub w wyznaczonym konsulacie.Cóż z tego, skoro mój najbliższy konsulat znajduje sie w Köln i dotarcie tam jest dla mnie wielogodzinną wyprawą. Sądziłam naiwnie, że i od mojej Ojczyzny dostanę jakieś broszurowe informacje. Nic z tego!! Jedynie niemiecki rząd wobec mnie, polskiego obywatela to uczynił!.Mój mąż, podobnie jak wszyscy Niemcy uprawnieni do głosowania, otrzymuje takie zaproszenia do wyborów wszelkiego innego typu.Uważam, ze jest to bardzo odpowiednie, osobiste podejście do wyborcy. Mobilizujące do działania, umożliwiające spełnianie patriotycznych obowiązków wtedy, gdy inne względy , np zawodowe, urlopowe lub zdrowotne, temu przeszkadzają. Tegoroczna, niemiecka kampania przedwyborcza, to obok prezentowania własnej pozycji i postulatów w spotach zarejestrowanych partii, przedstawianie szeregu audycji informujących o innych państwach unijnych, audycji całkowicie pozbawionych nawet najdrobniejszych negatywnych komentarzy. To omawianie w krótkich, treściwych programach tego, co dostaje od Unii zwykły jej mieszkaniec. To programy przypominajace historię powstania Unii.To prezentacja głosów sceptycznych wobec niektórych unijnych rozwiązań.Programy o obywatelach innych unijnych państw mieszkających na terenie Niemiec i o ich codziennych problemach. To program poświęcony Polakowi, osiadłemu w Mecklenburg-Vorpommern, kandydującemu do parlamentu z listy niemieckiej. Dzięki temu wszystkiemu, poczułam moją unijną przynależność.A czego mogłam nauczyć się ze strony Polski? Hmm...cóż, kolejne rządy nie wyrażają najmniejszego zainteresowania nie tylko problemami innych europejskich narodów ale zapominają o Polonii, a ten typ braku pamięci uważam za objaw co najmniej braku szacunku. Również do siebie samego!

29 May 2009

O KRAINIE NIE CAŁKIEM ODLEGŁEJ OPOWIEŚĆ


Dawno, bardzo dawno temu, kiedy bieżył powolnie czas, ten co Epoką Kamienną przez badaczy nazwany został,tam, gdzie naród współczesny Kroatami ( Chorwatami ) się ogłosił, mieszkał przedindoeuropejski lud - pralud JADER, JADRA albo JADERA jako się sam wołał w swym języku.To nazwanie przetrwa i w późniejszych epokach kulturowych.

W VIII wieku przed Chrystusem powstała na tych terenach pierwsza illryjska, żyjąca z morza społeczność a gdy nastał rok 384 przed Chrystusem grecki geograf Skulax Skarianderis opisał ową krainę i nazwał jako IDASSA - JADAR a jej mieszkańców JADASSI. Opisał na znak zbrojnego przez Grecję podboju.Nastał tedy dla spokojnego ludu Jader okrutny , pełen bitew i mordów czas.

Gdy inny, o wiele silniejszy i znamienitszy a zamorski naród, od stolicy swej Rzymianami zwany, zawładnął Grecją to i w połowie II w przed Chrystusem podbił tereny wzdłuż Morza Jadrańskiego ( cała dzisiejsza Chorwacja ) a Cesar swoje nowe zdobycze ILLYRICUM nazwał.Przybywał więc tutaj pracowity i genialny naród rzymski. Osiedlając się szanował lud miejscowy a że ten chętny był sie uczyć, to zgodne, wspólne życie przynosiło profity. W 48 roku przed Chrystusem tereny te otrzymały nazwę COLONIA JULIA JADER na cześć Julisza Cesara i jego zwycięsko zakończonej wojny domowej z Pompejuszem. Colonia Julia stala się całkowicie samodzielnym Munizipium, w którym osiedlać sie mogli jedynie zasłużeni, rzymscy żołnierze co jeszcze podniosło jej świetność. Miasto ZADAR, podobnie jak wiele innych , było rozbudowane i zarządzane na prawie rzymskim. Oznaczało to powstanie niezwykle składnych, regularnych, wygodnych, łatwych w nawadnianiu i utrzymaniu czystości a tym samym i zarządzaniu, miast. Takich samych , jakie Rzymianie budowali w całym swoim cesarstwie! Oznaczalo to w urbanistyce pięć ulic biegnących wzdłuż miasta i wiele prostych w liniach poprzecznych , co tworzyło regularną, prostokątną sieć.Miasto otrzymywało wyraźną geometryczną strukturę dzielnic wewnętrznych a we wschodniej, końcowej części miasta wybudowano główny plac FORUM wraz z Kapitolem i Świątynią. W porcie, za bramą warowną wybudowano Plac Handlowy - EMPORIUM a całe miasto otoczono murami obronnymi, mającymi wiele bastionów.Brama miejska była monumentalna i posiadała formę łuku triumfalnego z trzema wejściami.Wszystkie starorzymskie miasta wzbogacane były w doskonale funkcjonujące, publiczne wodociągi, prowadzace wodę często z bardzo odległych żródeł. W przypadku Zadaru było to jezioro VRANA oddalone od miasta o 40 km. Miasta mialy świetnie funkcjonującą kanalizację i ogrzewanie!!!! na gorące powietrze, publiczne łaźnie - TERMY, Colosseum, świetnie brukowane ulice, mozaiki, rzeźby.

Rzymianie budowali w swojej COLONIA JULIA piękne, kipiące świetnością miasta ale przede wszystkim zakładali plantacje drzew oliwnych , figowców, winorośli i wiśni. Gatunki te przetrwały tutaj nie zmienione i nie zmodyfikowane genetycznie do dziś. Produkowana w Zadarze, z tych właśnie starorzymskich wiśni, ponad trzydziestoprocentowa nalewka MARASCHKA słynie we wszystkich zakątkach świata a angielska królowa Victoria wysyłala po nią specjalne statki, by móc raczyć nią siebie i swoich gości do woli.

Fragment pozostalości FORUM ROMANUM:



Zachowana w nienaruszonym stanie, jedna z pięciu podłużnych ze starożytnego miasta ulic, biegnąca na onczas wzdłuż Kapitolu. Widoczne po lewej stronie fundamenty kościoła stanowiły część murów Świątyni:



Jedna z zachowanych kolumn z dziedzińca głownego Kapitolu. Wykorzystywano ją w czasach średniowiecznych, po upadku Cesarstwa Rzymskiego, jako miejsce egzekucji i tortur - pozostała w niej, dobrze przytwierdzona żelazna obręcz do przykuwania skazańców:



Może tam, hen w oddali jakiś Jadassiner płynie ku słońcu?............

28 May 2009

NOVA RIVA


Gdy przeglądam zdjęcia z mojego wiosennego urlopu, przypominam sobie małe wzruszenia ze swych osobistych odkryć i zachwytów, które towarzyszyły mi wówczas.NOVA RIVA - Nowa Riviera albo spacerowy bulwar wybudowany przez Austriaków mających w posiadaniu te tereny w XIX wieku, na nabrzeżu zatoki Morza Jadrańskiego, zatoki przynoszącej południowe wieści z Morza Śródziemnego. Wieści niesione silniejszym, niż w innych zatokach tego regionu, wiatrem.To najczęściej z tej strony przybywano tutaj drogą morską żeby handlować i żeby zdobywać ten bogaty zakątek.NOVA RIVA wybudowana została w miejsce pokaźnych rozmiarów obronnych murów strzegących miasta juz od czasów starożytnych Rzymian.Przy jednym z najpiękniejszych w XIX wieku nadmorskich bulwarów, Austriacy wybudowali pokaźnych rozmiarow hotel o nazwie Bristol, w którym, w pokoju 204, spędzał swój ostatni urlop, również w maju 1964 roku Alfred Hitchcock.Hotel ów, to budynek pierwszy z lewej strony:

A oglądane przez siebie zachody słońa określił jako najpiękniejsze na świecie, jakich nie mógł znaleźć nawet w Kalifornii, gdzie się osiedlił.

Spacerując od strony hotelu w kierunku zachodnim usłyszeć można tajemną muzykę wiatru i morza , przypominającą bicie kościelnych dzwonów, grę kościelnych organów. To właśnie ORGANAMI MORSKIMI nazwano specjalną konstrukcję nabrzeża dającą nieustanne koncerty, których przychodzą słuchać spragnieni szczególnej mistyki ludzie.Z muzyką pisaną morzem inteligentny konstruktor sprzężył swój elektronicznie i natężeniem słońca kształtowany obraz POZDROWIENIE SŁOŃCA.Obraz, który ożywa po zachodzie słońca a jego tańczące barwy ulegają rytmom grającego swe opowieści wiatru. Ludzie schodzą się wtedy ze wsząd, przywoływani magią tych dwóch żywiołów ciesząc się, pełni energii, jakby chcieli dać się porwać falującemu misterium:

21 May 2009

PRZYGODA Z ZADAREM


Tą północnodalmacką miejscowość odkryliśmy w ubiegłym roku przypadkowo i postanowilismy do niej powrócić i w 2009.Jej tajemniczy magnetyzm, przyciągający od 3000 lat osadników i zdobywców jeszcze nie jest przeze mnie w pełni poznany, więc sądzę, że czas na powroty nastąpi!!

Mimo sporej odległości ( ok 1400 km ) nasz cel urlopowy osiągnęlismy na czterech kółkach z różnych względów. W kwietniu i maju autostrady nie są przepełnione, więc jedzie się bez stresów.można podziwiać piękne Alpy, choć w tym roku oglądalismy je nieco niższe, od strony Passau.A po przekroczeniu granicy słoweńsko - chorwackiej dostrzec można pozostałości wiosek czy domów, wypalonych przez Serbów w ostatniej wojnie .W samym Zadarze również pozostały ślady tej okrutnej wojny, choćby w postaci dziur pozostawionych na murach przez kule ciężkiego kalibru broni.Chorwaci od kilku lat intensywnie budują nowe drogi szybkiego ruchu i tunele by poprzez stare przepiękne Góry DINARA łatwiej było sie przedostać. Po zdobyciu Gór Dynarskich utrudzonym już turystom ukazuje się kolejny, piękny, uspokajający widok:



Drugim powodem , dla którego wybralismy sie w tą wędrówke samochodem, były wyborne wina i pewne rodzaje mocniejszego alkoholu, którymi to zachwycano się od wieków.Ta urokliwa, o spokojnym, morskim klimacie kraina rodzi wyśmienite, o niespotykanym gdzie indziej w świecie, aromacie, zaszczepione przez Starożytnych Rzymian odmiany winogron np posip, pachnące morskim powietrzem zioła, owoce - wiśnie Maraska.........Słynie wyjątkowością smaku mleka - ser z wyspy Pag i mięsa owiec hodowanych na licznych bezludnych wyspach i aromatem suszonych na wietrze na wzór włoski, szynek prosut, które to specjały pragnęlismy i pokosztować i nabyć .....





Maj jest świetnym miesiącem na spokojny urlop w tej części Europy, choć turystów z różnych stron spotkać można tutaj wielu, w większości w wieku emerytalnym.Słychać tutaj język sloweński, niemiecki, rozmaite odmiany austriackiego, odgadywaniem pochodzenia których zajmował się z ochotą mój mąż.Spotkać można liczne grupy Włochów ( w tym przypadku sporo młodych, przyjeżdżających tutaj do dobrych i tanich szkół dla morskich płetwonurków ) A także Francuzów,Anglików, bogatych Kanadyjczyków i Amerykanów, którzy pozostawiają tutaj swoje drogie jachty na przezimowanie i przedsezonowy remont, by później rozkoszować się podróżami po Morzu Śródziemnym.

Nasz , położony nad jedną z zadarskich zatok hotel sprzyjał mojemu urlopowi przede wszystkim bliskością morza - ok 50 m, spokojną atmosferą po części jedynie zapełnionych pokoi i pięciokilometrową odległoscią od centrum 35 tys miasta, obfitością adriatyckich ryb, serwowanych niemal wprost z morza - Na zdjęciu kuter rybacki przekazujący hotelowej łodzi częśc złowionych skarbów tuż przed wejściem do hotelowej kuchni:



Wieczorami słuchałam wprawiajacych w tajemny trans organów morskich, szczególnie intensywnie grających przy silnym, południowym wietrze śródziemnomorskim:



I podziwialam obrazy malowane słońcem na nocne pozdrowienie:





O poznawanej przeze mnie historii tej części Europy:



o odkrywaniu uroków starych weneckich domostw:



o odnajdywaniu urokliwych drobiazgów, opowiem w następnym poście



Wasza Nina.

20 Apr 2009

THE TUDORS

Telewizja TVP rozpoczyna 24 kwietnia nadawanie serii filmowej o Tudorach. Ponoć już i inne polskie stacje ten film emitowały, jednak zapewne nie w całości, bowiem trzecia część dopiero w kwietniu weszła na ekrany amerykańskich telewizorów. Postanowiłam parę słów o nim napisać, jako że film spodobał mi się do tego stopnia, iż nabyłam niedawno dwie pierwsze jego sesje do prywatnych zbiorów.Do tego typu filmów wracam bowiem , jak do dobrych książek.

Zastanawia mnie jedynie tytuł, bo film poświęcony jest właściwie tylko jedynemu, najbardziej nielubianemu , angielskiemu władcy z Tudorów - HENRYKOWI VIII.

Pełna intryg, krwawych, często bratobójczych walk o tron, historia Wysp Brytyjskich jest nie tylko idealnym źródłem dla pisarzy - historyków ale i dla kinematografii.Anglicy słyną z ogromnej dbałości o historyczne szczegóły w filmach zarowno przy doborze elementów scenograficznych, jak i w przygotowywaniu zdjęć w plenerach, których autentyzm jest niepodważalny. Wyrażany w taki sposób szacunek do własnej historii, szekspirowski, aktorski duch, który żyje nadal w murach angielskich szkół teatralnych, czynią brytyjską kinematografię mistrzowską w tym gatunku.

Nakręcony ze współczesnym spojżeniem na politykę i sposób kształtowania potęgi państwa poza jego granicami ( Anglia byla w tamtym czasie państwem słabym w Europie ).Przedstawienie machiny wpływów klanów rodowych, zależności od Watykanu i posunięć politycznych innych państw w owych czasach staje się porównywalne do dzisiejszych stosunków i motywów działania w wielu sferach rządzących.Oko uważnego telewidza znajdzie w tym " przedstawieniu " wiele paraleli do wspólczesnego świata polityki.

Modernistyczne odczytywanie historii , to także przedstawienie Henryka VIII, jako młodego, atrakcyjnego mężczyznę, bardzo dobrze wykształconego, despotycznego władcy, skrywającego jednocześnie swe słabości i uczucia.Brawurowo zagrana przez Irlandczyka JONATHANA RHYS MEYERS postać.Albo pełna zmysłowości i erotyzmu Anna Boleyn, w którą wcieliła się Natalie Dormer.Sławny Peter O`Toole w roli Papieża, czy inne gwiazdy - oto siła tego serialu.

Mnie samą dodatkowo zainteresowały pozytywne zależności historyczne Brytyjczyków i Niemców/ Henryk VIII sprowadza na swoj dwór niemieckiego luterana i czyni swoim doradcą\ no i sam fakt, że jestem miłośniczką Wielkiej Brytanii, że udało mi się pobyć trochę w miejscach , w których ich historia autentycznie sie toczyła i do których to miejsc mam zamiar jeszcze powrócić.

A oto kilka zdjęć:

Łoże jednego z możnych z epoki ( foto zrobiłam w Victoria and Albert Muzeum w Londynie )



Brama londyńskiej Tower, przez którą wwożono skazańców wprost z Tamizy ( można ją zobaczyć w filmie ):



A tutaj widok na Tower z przeciwległego brzegu Tamizy ( widać bramę i nabrzeże, służące do odtransportowywania więźniów:



PS

Na moim blogu kulinarnym umieściłam opowiadanko o pewnym angielskim specjale,choć z nieco późniejszej epoki, ale za to pochodzącym z historycznego Worcester.Zapraszam do lektury.

17 Apr 2009

SYSTEM

Jeżeliś się człowieku urodził, bądź szczęśliwy ciesząc się życiem samym w sobie.Jeśliś się urodził zwykłym czlowiekiem to pamiętaj o tym, że płacenie podatków i bezsilność wobec tego, co rząd Twojego Państwa robi z twoimi pieniędzmi będzie towarzyszyc ci do końca twoich dni.

Tylko nielicznych stać na życie w raju podatków nikłych !!!

Dyskusje na przerwach w dniach poświątecznych krążą TYLKO I WYŁĄCZNIE wokół oszczędzania.Jeszcze w roku ubiegłym wspominano o planowanych urlopach i poważniejszych zakupach.Być może czas poświąteczny albo i zbliżający się okres Konfirmacji lub Sakramentu Pierwszej Komunii Św.,obowiązkowych dla osób , z którymi pracuję stał się powodem nie tylko teoretycznych rozważań ale i radykalnych posunięć.Podatki w Niemczech są bardzo wysokie, choć system nie jest skomplikowany , niemniej jednak mysleć trzeba dobrze i oglądać każdą monetę, zanim się ją wyda. Jednym z nielicznych podatków , z których można tutaj zrezygnować jest PODATEK KOŚCIELNY.

Gdy zaczęłam rozumieć na czym polega system tego podatku w Niemczech ( zbliżony obowiązuje w Austrii i Szwajcarii ) uzmysłowiłam sobie, że podobne rozwiązanie mogłoby być korzystne dla Polski.Okazało się nieco później, iż takie propozycje padają z ust niektórych, polskich myślących głów, jednak szybko skazywane są na ścięcie ( całe szczęście, że nie te głowy ) Po pierwsze pewnie dlatego, że wielu zainteresowanych poważnie by na tym straciło a po drugie, cóż za ambaras i przeobrażenia daleko idące!

A czymże to, to zachodnie cudo myśli ekonomicznej jest?

Podatek kościelny na terenie Niemiec w obecnym wymiarze funkcjonuje od 1803 roku, zmodyfikowany i ugruntowany w latach siedemdziesiątych XIX w. przez Bismarcka.Pobiera się od osób zobowiązanych do płacenia podatku dochodowego dodatkowo, w zależności od Landu kwotę 8% lub 9%, co daje rocznie przychód ok 8 mld euro , który Państwo rozdziela wśród uznanych prawnie Kościołów.Kwota ta stanowi ok 60% przychodów Kościoła, pozostałe 40% to subwencje państwowe ( ok 20% ) a zapisy i dary osób fizycznych to pozostałe 20% .

Pieniądze te Kościół przeznacza na własne utrzymanie, WYNAGRODZENIE DUCHOWIEŃSTWA.Utrzymywanie kościelnych szkół, przedszkoli, organizacji wspomagających biednych , upośledzonych i chorych ( Caritas ).Duchowny jest urzędnikiem państwowym, ma takie same prawa i obowiazki jak osoba świecka o podobnym statusie. Oznacza to, że nie ma zbytnio czym szpanować ani obnosić się w luksusie.Wierni w kościołach nie rzucają na tackę, bo takowych nie ma. Są jedynie wystawione skrzynie na dobrowolne datki na OPISANY zazwyczaj cel i jeżeli ktoś chce , to może skarbonkę zasilić. Z wlasnej woli!!!Proboszcz danej parafii ma do dyspozycji położone w pobliżu, zazwyczaj skromne mieszkanie.Jeżeli chce mieszkać w innym lokum, to za własne pieniądze zaoszczędzone z otrzymywanego od Państwa wynagrodzenia.Przechodzi na emeryturę w wieku ustalonym przez prawo i wtedy najczęściej uzyskuje miejsce w domu emeryta- duchownego..Proboszcz mojej parafii , podobnie jak wiekszość nie ma żadnej gospodyni utrzymywanej przez parafian, więc na obiad przyjeżdża sobie na rowerku do klasztoru mieszczącego się na przeciw moich okien. Zawsze punktualnie o 12.00. Obowiazek podatkowy nabywa się wraz z chrztem ale płacą go osoby z chwilą rozpoczęcia pracy. Jeżeli ktoś pełnoletni uważa, że stał się ateistą, zmienił zapatrywania, lub po prostu nie chce płacić tych należności, to musi drogą sądową, uiszczając stosowną opłatę przeprowadzić odpowiedni dokumentacyjny proces uzasadniając swój wybór.Ostatnimi czasy coraz więcej osób rezygnuje z tego podatku, bowiem dla np. średnio zarabiającego małżeństwa jest to rocznie kwota, za którą można np pojechac sobie na ciekawe wczasy lub dokonać jakiegoś wartościowego zakupu. Żeby jednak swoim dzieciom nie utrudniać późniejszego życia bądź nie narzucać wyborów , dokonują tego po Konfirmacji lub po Pierwszej Komunii. Sądownie przeprowadzone wyrzeczenie powoduje skreślenie z listy wiernych a tym samym nie można ubiegać sie o kościelne sakramenty lub wszelką inną pomoc ze strony Kościoła.Przy niemieckim kościele działają rozmaite grupy np : rozwoju i opieki nad rodziną, poradnictwo dla kobiet, wspieranie samotnych i chorych, grupy turystyczne itd, itp .Działanie tych grup widać naprawdę ( Mozna np z globtroterami zwiedzić całe Niemcy niekoniecznie pielgrzymując do miejsc świętych)Tak więc, bez " rzutu na tackę" sporych datków za oplatę za mszę w intencji...,za udział w pochówku, zbiórek na odnowe lub budowę kościołów czy nowych szat księdza można się obejśc. Jeśli juz ktos bardzo chce wspierac kościól dodatkowo, to to robi bacząc jednak, żeby jego nazwisko widniało w odpowiednich papierach do odliczeń podatkowych lub innego splendoru.I to, czy wspieramy Kościół naszymi podatkami czy dodatkowo inną gotówką jest tylko naszą konkretną i niewymuszoną osobistą decyzją.Czy są glosy krytyczne? Na pewno są.Dyskutuje sie o wielu sprawach i zapowiedziane są pewne drobne zmiany. Jako dodatkową informację podam jeszcze, że w Austrii kwota podatku kościelnego dla Ewangelików wynosi 1,1 % a dla Kościoła rzymsko-katolickiego ok1,5%. W Szwajcarii rozpiętość jest zależna od Kantonu - od 3% do ok 5%.Czy podobny model jest rzeczywiście nieodpowiedni dla Polaków? Bardzo jestem ciekawa!.

Na początku lutego tego roku zrobiłam parę zdjęć kilku istotnych " kościelnych " miejsc w Essen ( bylo wtedy pochmurno, co nie dało dobrego naświetlenia, za co przepraszam )

Na zdjęciu poniżej jest jeden z najstarszych kosciołów w Essen z interesującym skarbcem , zawierajacym m inn, koronę koronacyjną cesarza Ottona III, W samym kosciele ogladac mozna rzeźby Vita Stwosza mieszkajacego tutaj jakis czas.W tle po prawej stronie widać kopułę ogromnej synagogi / muzeum a po lewej 2 wieże najwyższego w Niemczech ratusza:



a na zdjeciu drugim jest przyległy do kościola powyżej dom, w którym nocował Jan Paweł II w czasie swojej pielgrzymki po Niemczech:



Poniżej inny ze starych kościołów z ciekawą, współczesną bryłą architektoniczną, wykonaną z elementów szklanych w ubiegłym roku:



...w której odbija się budynek mojej ulubionej trzypiętrowej księgarni Meyersche:



Pozdrawiam serdecznie. Wasza Nina.

12 Apr 2009

Zajączek Hanni Hase wybrał się w podróz autobusem i usiadł z tyłu za pewną panią odzianą w futro z lisa i mówi do niej:

Czy ty jesteś tą Gęsią, którą ukradł Lis?

*************************

Hanni Hase przychodzi do apteki:

Masz olej - pyta Starego Aptekarza?

Tak, każdą ilość!

No to musisz być Szachem.

*************************

Pewnego dnia przychodzi Zajaczek do apteki i pyta:

Masz sok z marchwii?

Nie!

Na drugi dzień przychodzi zajaczek do tej samej apteki i pyta:

Masz sok z marchwii?

Nie!

Na trzeci dzień przychodzi zajączek ponownie i pyta:

Masz sok z marchwii?

NIE! - odpowiada nieco poirytowany Aptekarz i wreszcie wieczorem rzecze do żony:

Zakupię wreszcie ten sok z marchwii dla tego Zajączka, tak pyta i pyta..

Przychodzi Hanni Hase kolejny raz do apteki:

Masz sok z marchwii?

Tak! - wykrzykuje zadowolony Aptekarz.

A Zajączek na to - PFUJ!!!

************************

Hanni Hase przychodzi fo apteki i pyta:

Masz Marchewkę?

Nie!

Na drugi dzień Zajaczek ponownie pyta:

Masz marchewkę?

Nie! - odpowiada cierpliwie Aptekarz.

I tak przez kilka dni pyta się nasz Zajączek o marchewkę .

Kolejnego dnia widzi w oknie wystawy aptecznej szyld:

DZISIAJ MARCHEWEK BRAK

Na to wpada Zajaczek zdenerwowany do środka i wola:

To jednak miałeś te marchewki

*************************

Nasz kochany Hanni Hase przychodził przez kilka dni z rzędu do Piekarza pytając o chleb 10/cio kilowy.

NIE, NIE MAM! - odpowiadał za każdym razem Piekarz aż w końcu upiekł Zajączkowi taki chleb.

OKAY! - wykrzyknął zadowolony Zajączek.

A teraz proszę odkroić mi dwa gramy!

*************************

Aptekarz miał juz dość, że Hanni Hase tak go nieustannie dręczy i powiedział pewnego dnia do Zajaczka:

Teraz ja podaruję ci tą aptekę bo jestem już stary.

Zajączek niebiańsko ucieszony przejął biznes.

Na drugi dzień przychodzi Stary Aptekarz do Zajączka i pyta:

Masz Marchewkę?

Na co Zajączek:

Tak. ale masz na nią receptę?

************************



ŻYCZĘ WAM WSZYSTKIM WESOŁEGO ALLELUJA I SPOKOJNYCH, SŁONECZNYCH ŚWIĄT

11 Apr 2009

HANNI HASE i OSTERWITZE

Dzisiaj, niestety musze pracować i to dośc dlugo, ale postanowilam przynajmniej kilka śmiesznostek z niemieckiej tradycii snucia i układania wielkanocnych wierszyków i bajek potłumaczyć.

HANNI HASE - HENIUŚ ZAJĄC, to głowna postać, dumna ze swojej roli, posiadająca nawet swoje muzea i " miejsca pobytu.Jest jeszcze zazdrosna kura i parę innych postaci wiejskiego inwentarza.

Wielkanocny Zajączek jest symbolem wywodzącym się z chrześcijańskich żródeł południowowschodniej Europy.W Niemczech czczony szczególnie - ma swoje muzeum w Monachium i w przygotowaniu kolejne , w Oberwesel, niezbyt daleko ode mnie, sądzę więc, że uda mi sie go zwiedzić niebawem, bowiem podwoje swoje otwiera jesienią tego roku. Jest równiez na terenie Dolnej Sakasonii miejscowość o nazwie OSTEREISTEDT ( miasteczko Wielkanocnych Jaj ), gdzie organizowane są spotkania wielkanocne i dzieci z całego świata mogą na ten adres ( ulica Am Waldrand - Na Skraju Lasu ) pisać swoje życzenia i prośby do Hanni Hase.

OSTERWITZE:

Zajączek Hanni Hase siedzi sobie na brzegu lasu i piłuje pazurki.

Pobliską ścieżynką wędruje sobie Krowa:

Cześć Zajączku!

Cześć Krowo!

Co robisz tutaj taki samotny na skraju lasu?

Och....siedze sobie, rozglądam się wokoł, piłuję moje pazurki w ostry szpic, żeby móc podrapać lisa, kiedy przyjdzie.

Hmm...Krowa pokrecila tylko glową i poszla dalej swoja drogą.

Wkrótce pojawil się Jeleń:

Cześc Zajączku!

Cześc Jeleniu!

Co robisz tutaj taki samotny na skraju lasu?

Och...siedze sobie, rozglądam się wokol, piłuję pazurki w ostry szpic, żeby móc podrapać lisa, kiedy przyjdzie.

Jeleń pokiwał współczująco glową i poszedł dalej.

Wkrótce pojawił się lis:

Cześć Zajaczku!

Cześc Lisie!

Co robisz tutaj na skraju lasu?

Och ...siedzę tutaj, patrzę przed siebie, robie sobie manikiure i przy okazji mówię głupoty.

******************

Wraca Kura na swoja kurzą farmę ze strusim jajem pod skrzydłem, wchodzi na grzędę i woła do koleżanek:

Dziewczyny! Ja nie chcę biadolić, ale patrzcie tylko, CO robi konkurencja!!!

******************

Das Schokoladenei. Czekoladowe Jajko

Pewna Kura postanowila, że należy przerwać dominację Zająca Wielkanocnego i być co najmniej tak samo ważną i zacząć znosić Wielkanocne jaja z Czekolady.

Zaczęła więc zjadać tyle pralinek i czekoladek ile sie tylko da, zastępując nimi swoje dotychczasowe proso. Jednak czekolada nie miała dobrego wpływu na biedny, kurzy żołądek i Kura musiala znosić jedynie ogromne boleści brzucha.

Po wielu miesiacach, dokladnie przed Wielkanocą zniosla wreszcie jedno jajko w brązowej skorupce i to bylo wszystko..........

I kiedy spostrzegła wreszcie ile trudu i znoju i cierpień trzeba poświęcić, żeby jedno kolorowe jajko znieśc i mimo to nie byc zauważoną, postanowiła nadal pozostać zwykłą kurą a znoszenie czekoladowych jajeczek pozostawić Wielkanocnemu Hanni Hase.

*********************

Dalszy ciąg opowiadanek o Hanni Hase potlumaczę Wam jutro.

9 Apr 2009

KARFREITAG

KARFREITAG (Wielki Piątek w Polsce) ma swoja nazwę ze staroliterackoniemieckiego KARA, co oznaczało skargę, troskę,smutek.Dla katolików ma być to spokojny i dobry dzień, czego mi też życzyli w dniu wczorajszym koledzy w pracy. W kościołach katolickich jest to dzień milczących dzwonów i organów , ewangelicy zaś słuchają Oratoriów Paschalnych - Passions - Oratorium / Johannespassion, Matthäuspassion i Lukaspassion/

Na kartce mojego kalendrza znalazłam na Karfreitag taki oto wpis:

DAS GANZE LEBEN WIRD DEM GLÜCKLICHEN ZU KURZ.

DEM LEIDENDEN NIMMT EINE NACHT KEIN ENDE.

( Christian Friedrich Jacobs 1764-1847 )

Tłumaczę:

"Szczęśliwym jest całe życie zbyt krótkie.

Cierpiącym, noc nie ma końca."

Świętowanie Wielkiej Nocy ma w Niemczech bardzo ważne znaczenie dla wierzących i jest szczególnie celebrowane rodzinnie i zdecydowanie mniej komercyjne niż Boże Narodzenie. Wielki Piątek jest dniem wolnym od pracy choć nie zauważylam aby w NRW chodzono w Wielką Sobotę do kościołów ze święconką, no i w tym dniu wiele ludzi po prostu pracuje.Niezmiernie ważna jest natomiast Niedziela Wielkanocna i tradycyjne Poszukiwanie Wielkanocnych Jajek. Na tą , sięgającą czasów pogańskich zabawę dzieci czekają z niesłabnącą nadzieją, jako że przygoda bywa przednia jeżeli fantazja dorosłych członków rodziny jest wystarczająca a pogoda w niczym nie przeszkadza.Zabawa polega na tym, że dzieci szukają jajek ukrytych przez innych członków rodziny w ogrodzie, lesie lub domu. Obyczaj nakazuje, aby jaja były ukrywane w nocy, podczas dziecięcego snu. Tym poszukiwaniom towarzyszą rozmaite , wspólne gry, śpiewanie pieśni świątecznych, opowiadanie bajek i zabawnych historyjek.Dzieci ukladają same lub recytują wierszyki lub wice z nadzieją na prezenty.

Tłumaczenie rodziny słownej - OSTERN - może wiele wyjaśnić, jak uważa Prof.Dr. Jürgen Udolph - językoznawca Uniwersytetu w Göttingen w swojej książce " Ostern - Geschichte eines Wortes" ( Wielkanoc - historia jedengo słowa ) sięgając interesujaco również do historii starosłowiańskiej.

Staroniemieckie słowo OSTEN albo OSTERN lub staroangielskie EOSTRE albo EOASTRAE to anglosaskie nazwania teutońskiej Bogini MORGENRÖTE ( zorzy porannej )

Jaja - jako ofiarowanie były prawdopodobnie zakopywane , dawane w prezencie i jedzone ku czci OSTARUN ( althochdeutsch Ostern )

Niemieckie słowo OSTEN oznacza to samo, co łacińskie AUSTER ( południowy wiatr ), starosłowiańskie ZAUSTRA ( ranek ) i są rownież nazwaniami wspomnianej wyżej Zorzy Porannej. Podobne znaczenia mają słowa - greckie EOS i łacińskie AURORA. Ta słowna rodzina może wywodzić się od slowa AUSA ( pokropienie wodą ) - które oznaczało u pogan północnogermańskich pierwotną formę chrztu i nadania imienia nowonarodzonym - VATNI AUSA - ( pokropiony wodą ) i może mieć związek z późniejszymi zwyczajami chrześcijańskimi. Święto Chrztu w pierwszym stuleciu po Chrystusie swoją kulminację miało w Noc Wielkanocną z soboty na niedzielę!

Jako uzupełnienie tej opowiastki umieszczam na moim blogu kulinarnym kilka przepisów wielkanocnych, charakterystycznych dla tej części Niemiec i kilka moich niezawodnych. Do OSTERWIZE wrócę w dniu jutrzejszym.

6 Apr 2009

WIELKANOCNE WSPOMNIENIE


TATO! TO TWOJA ŁAWECZKA!
DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA KONDOLENCJE I CIEPŁE SŁOWA OTUCHY. Ostatnie miesiące były dla mnie bardzo trudne.Chyba udało mi się wyciszyć, uspokoić, choć, odkąd mojego Taty już nie ma, nic już nie jest takie samo.

Mój Tato bardzo lubił żarty, śmiech i wesołe chwile, które spędzalismy często w naszym ogrodzie przy grilowaniu.Lubił słuchać rozmaitych opowiastek i wspomnień a i sam układał bajki, które pamiętam nie tylko ja ale i jego wnuki.





A teraz ja opowiem Ci moje wspomnienie wielkanocne:

Miałam jakieś trzy lata a Ty byłeś powołany do wojska do odległej jednostki w Toruniu.Zima długa była i nieznośna podobnie jak tego roku.W początku lat sześćdziesiątych nie było innych możliwości kontaktowania się z przebywającą gdzieś w Polsce rodziną jak jedynie listownie i sprawiłeś nam z Mamą prawdziwą niespodziankę przyjeżdżając tuż przed Wielkanocą. Mieszkaliśmy wówczas w małym mieszkanku na piętrze, na które wchodziło się wąskimi, krętymi schodami.Mama musiała tam wnosić wiadra z węglem na opał i wodą do picia i mycia.Ale cóż... Tak musiało być. Pamiętam jak siedziałam wówczas w dziecięcej wanience z szarej blachy, ustawianej na środku wielkiej kuchni, kuchni, do której to wchodziło sie prosto z klatki schodowej.W piecu kuchennym paliło się przytulnie a ja pluskałam się z jakąś gumową laleczką gdy raptem drzwi się otworzyły i w progu stanąłeś Ty w straszliwie długim i grubym, zielonym płaszczu wojskowym.Nie zdjąłeś nawet czapki. Zapamiętalam Twój tajemniczy, szeroki uśmiech........Gdy tak stałeś , Mama, zaskoczona radośnie wyciągnęła mnie śpiesznie z wanienki, owinęła dużym, kremowym ręcznikiem z wielkimi czerwonymi różami i zaniosła do Ciebie na przywitanie a Ty bez słowa uchyliłeś kieszeń tego ogromniastego palta , żebym mogła znaleźć w niej niespodziankę. Naturalnej wielkości drewniane, kolorowane jajo! Jajo było błękitne. Miało namalowane okienko i drzwiczki, trawkę wokół i przyczepiony maleńki kominek.Moje małe rączki nie umiały albo nie wiedziały, że jajeczko można otworzyć. Ty to zrobiłeś a oczom moim ukazał się maleńki, delikatny, żółty kurczaczek, który był sobie w środku.

I to jest moje najwspanialsze wielkanocne wspomnienie.

Jajeczko z kominkiem długo pomieszkiwało wraz z innymi moimi zabawkami w drewnianej skrzyni. Z czasem zawieruszył się gdzieś kurczaczek. Może po prostu wyrósł na dojrzałą kurkę a ja tego nie zauważyłam.......

21 Feb 2009

MÓJ UKOCHANY TATO JUŻ NIE CIERPI

ODSZEDŁ 21.02.2009


Nie będzie mnie tutaj przez jakiś czas, wybaczcie.

19 Feb 2009

First

Prawdopodobnie znalazłam najodpowiedniejszą formę do pisania bloga. Będę się cieszyć, gdy ktoś z polskich bloggersów  mnie znajdzie, zainteresuje się i rozpocznie korespondencję.Mieszkam i pracuję w Niemczech od dziewięciu lat. Moje zajęcie zawodowe nie jest ani ciekawe ani nie daje dobrego dochodu i mimo, ze osiągnęłam już wiek dojrzały ciągle mam głowę pełna marzeń o usamodzielnieniu się na tyle, żeby móc wieść swobodny i szczęśliwy żywot.

16 Feb 2009

FATZKE - facet, błazen, fircyk

W mieście, w którym mieszkam, w Essen znajduje się główna siedziba popularnego w Niemczech Domu Towarowego KARSTADT.Założony przez Rudolfa Karstadt 14 maja 1881 roku,ze swoimi 122 filiami i 60.000 m² jest to największy w Niemczech a drugi co do wielkości w Europie Dom Towarowy. Szczyci się jakością prezentowanych wyrobów wszelkich typów, stałością cen, ciekawymi wyprzedażami , fachową i wyrozumiałą obsługą, taką co potrafi mądrze doradzić, pomagać w przymierzaniu odzieży a nawet zakładać buty na stopy klienta, jeżeli ten sobie tego życzy, pomagać dobierać wlaściwy sprzęt itd, itp.Mój małżonek posiada złotą kartę stałego klienta Domu Karstadt czyli jest traktowany jako VIP z czego jest naturalnie bardzo dumy. Zakupowy vip oczywiście. Każdy stały klient otrzymuje dodatkowe bonusy i rabaty, może gromadzić punkty dobrze premiowane albo zaciągać kredyty w ich elektronicznym banku a nawet znaleźć ciekawe oferty urlopowe.

Ale ja chciałabym z okazji zbliżającego się (23.02.2009) ROSENMONTAG, czyli Święta Końca Karnawału opisać pewne satyryczne zdarzenie, którego początek zawiązany jest z datą dzisiejszą, tzn. 16 lutego roku 2007.

Pewna moja znajoma, Pani Ressel, uwielbiała robić w Karstadzie zakupy namawiając do nich swego męża, gdy ten nieco się nudził po przejściu na emeryturę.A że Pan Ressel, jak to wiekszość mężów nie przepadał za taką formą spacerów, zasiadał sobie ku zadowoleniu małżonki, na ustawionych po całym sklepie kanapach przyglądając się ludziom albo drzemiąc. Moja znajoma biegała do woli po działach zadowolona nieograniczoną wolnoscią i tym, że nie musi martwić się co robi jej osamotniony mąż, czekający spokojnie na umówionej sofce.I jakież było jej zaskoczenie, gdy dnia 31 Sierpnia 2007 roku otrzymała pismo nastepującej treści,( przetłumaczone pracowicie przeze mnie na Wasz karnawałowy użytek)

Nagłowek:

KARSTADT - najlepsze zakupy w mieście

Warenhaus GmbH

Theodor-Althoff-Str.2

45133 ESSEN

TEl....................

SZANOWNA PANI RESSEL

W ostatnich sześciu miesiącach Pani Mąż spowodował niestety pewien niepokój w naszym Domu Towarowym.My nie możemy niestety tego dlużej tolerować i jesteśmy zmuszeni wobec Obojgu Państwa zastować zakaz wejścia na teren naszego Domu Towarowego.

Poniżej uzasadniamy naszą decyzję rekonstruując incydenty, które zebralismy według kolejności zdarzeń. Są to notatki służbowe naszych pracowników, opis zapisów taśm z kamer ochronnych i relacje świadków:

16 luty - Wziął 24 pudelka prezerwatyw z regału i rozdzielił bez namysłu po wózkach na zakupy naszych innych klientów.

2 marzec - Nastawił alarmy wszystkich budzików w dziale z zegarami tak, że wszystkie po kolei dzwoniły co 5 minut.

7 marzec - Oznaczył kroplami 100 procentowego soku pomidorowego drogę do damskiej toalety.

19 marzec - Oznakował szyldami " OSTROŻNIE - ŚWIEŻO UMYTE" - cały dział wyłożony wykladziną dywanową.

4 kwiecień - Zbudował namiot w dziale CAMPING i zapraszał innych klientów do środka polecając uprzednio zabrać z działu POKRYCIA ŁÓŻKOWE - poduszki i kołdry.

15 maj - Gdy jeden z naszych urzędników zapytał, czy może mu w czym pomóc, zaczął płakać i szlochać: " Czy mogą mnie wasi ludzie po prostu zostawić w spokoju?"

23 maj - Stanął przed jedną z kamer obserwacyjnych i używał jej jako lustra do dłubania w nosie.

4 czerwiec - Na Dziale Sportowym naciągał łuk do sportów zawodowych mierząc do pracowników i pytając czy można im zaaplikować domowe środki antydepresyjne.

10 lipiec - Skradał się wzdłuż wszystkich działów i śpiewał głośno melodię z filmu MISSION - IMPOSSIBLE.

3 sierpień - Schował się za stojak z odzieżą i gdy jakaś klientka przechodziła w pobliżu wołał - " Weź mnie! Weź mnie! "

6 sierpień - Podczas naszych komunikatów nadawanych przez głośniki rzucał się na podlogę i przyjmując pozycję embrionalną wołał histerycznie: "Oh, nie! Nigdy więcej takich głosów!"

I niestety, to nie ostatni przykład:

18 sierpień - Zamknął się w przymierzalni, odczekał jakiś czas a następnie głośno wołał:" Hej! Tutaj brakło papieru toaletowego"

Z WYRAZAMI SZACUNKU

(podpisano ) Główna Administracja Domu Towarowego KARSTADT, Zastępca Kierownika Servisu i Logistyki, Peter Wolf.

I to byłoby na tyle.

Do spotkania w pochodzie karnawałowym w Köln. Będę przebrana za jeden z maszkaronów o masce murzyńskich braci syjamskich, patrzcie uważnie.

Wasza Nina

14 Feb 2009

Dwa opowiadania pt.DUET

KOBIETA Z BILETEM WOLNEJ JAZDY - opowiadanie pierwsze

"Wspaniałe jest szczęście:

trwałe i silne,

delikatne i kruche,

promieniujące i drogocenne -

jak kryształki śniegu,

które w słońcu świecą"

"Ty moje szczęście, ty mój ptaszku ukochany, ćwierkający do mnie przez telefon. Przesyłam Tobie kartkę z taką krótką strofką o szczęściu. Jestem pewny tego, że jesteśmy i będziemy ze sobą szczęśliwi.Ich liebe Dich....."

Schowała kiedyś tą kartkę do ulubionej książki, którą przywiozła ze sobą z Polski jak największy skarb, niosący nadzieję na odmianę.

Jego monotonny choć ustabilizowany żywot przerwała nagła śmierć żony.Pozostała mu na wychowaniu jedyna, dojrzewająca córka.Czuł się bezradny, opuszczony, samotny ze swoimi codziennymi problemami, które do tej pory pozostawiał do rozwiązania żonie.Czasem w myślach wściekał się na nią:

Jak ona mogła go tak zostawić!?

Czemu nie dbała o siebie, nie chodziła do lekarzy?

Jak mogła dopuścić, żeby w jej łonie rozwinął się guz wielkosci główki niemowlęcia?Nie mógł pojąć, dlaczego tu, w Niemczech, w państwie o najlepszym systemie zdrowotnym na świecie ona tak bardzo bagatelizowała swoje zdrowie? Nienawidził ją za to, że jego, troskliwego i zapobiegliwego męża tak lekkomyślnie opuściła zostawiwszy mu z lekceważeniem, na głowie wszystkie życiowe problemy i nieustanną, drobiazgową pielęgnację grobu, za którą nie będzie przecież dodatkowo płacił specjalistycznej firmie.

Och, jakże czuł się samotny!

Pewnej bezsennej nocy snuł wspomnienia z dzieciństwa przypominając matczyne opowiadania o starej, ojczystej ziemi pozostawionej gdzieś w dzisiejszej Polsce............

- Tak, Polka! To będzie doskonały wybór - wykrzyknął spontanicznie, sam siebie zaskakując tą nagłą , emocjonalną, nocną reakcją.

Rankiem, nie myśląc już o tym, że raptem tydzień upłynął od pogrzebu, wyszukal numer telefonu do biura matrymonialnego, dysponującego ofertami z Polski i porozmawiał z pochodzącym z Polski znajomym z pracy, prosząc o pomoc.

Bardzo szybko przysłano mu trzy oferty ze zdjęciami z biura a kolega podał adres swojej rodziny w Polsce. Wielce go ucieszył taki obrót sprawy:

- Może Coś się znajdzie!! Tak, Polka - mruczał pod nosem.Taka będzie najlepsza - Polki są posłuszne i pracowite. Zanim nauczy się języka, o ile w ogóle, zanim się usamodzielni upłynie wiele lat......Będzie robić co ja chcę i jak chcę!Te myśli nie opuszczały go przez najbliższe dwa miesiące, pozostale do wyjazdu.

Urlop spędził intensywnie. Spotykał się ze wszystkimi kobietami, które podsuwano mu jako potencjalne kandydatki, aż w końcu ujrzał ją!Od razu zdecydował:

- Ta bedzie w sam raz.

Była ładna, skromna. Jeszcze młoda - pomyślał nawet o potomstwie, mimo że piećdziesiątkę skończył już jakiś czas temu. Robił wszystko co mógł, żeby tą kobietę do siebie skłonić gdy zauważal, że się wacha. Zostawił jej sporą sumę pieniędzy, wiedząc, że musi załatwić wiele spraw, zanim do niego przyjedzie. Dzwonił codziennie i sięgając do znanych , niemieckich poetow,codziennie wysyłał kartki wierszowane prosząc uprzednio kolegę z pracy o ich tlumaczenie.Liczył dni do ich pierwszego spotkania w Niemczech.

Przyjechała.

Natychmiast, jakby bał się, że mu ucieknie pozostawiając go sam na sam ze straconym czasem, złożył dokumenty do Urzędu Stanu Cywilnego. Na ślub czekali dwa miesiące. Zabierał ją na wycieczki, obrzucał prezentami, zaskakiwał śniadaniami do łóżka.....

Ślub wszystko w nim odmienił. Gdy tylko nie odpowiadała mu jej samowola w sprzątaniu, przestawianiu drobnych mebli czy przedmiotów, podnosił krzyk.Awanturował się, gdy natychmiast po powrocie z pracy nie zastawał nakrytego do posiłku stołu i gotowych do podania potraw lub na pranie zrobione w nieodpowiednim dniu.

Nie interesowała go wcale albo mile łechtała jej przerażona mina. Podniecał go jej strach. Nie pozwalał jej wychodzić z domu nie pozostawiając wejściowego klucza i telefonując do niej kilkakrotnie w ciągu dnia.Nie życzył sobie aby zbyt często wydzwaniała do rodziny w Polsce a krzykiem przerywał te rozmowy, które trwały dlużej niz pięć minut.Nie umiała do niego podejść właściwie, żeby poprosić o zakup jakichś drobiazgów do ubrania.

- Przerabiaj sobie na mniejsze to, co pozostało po mojej żonie albo noś te rzeczy, które na mnie są za małe - wykrzykiwał.

Codzienne zakupy robił sam.Nigdy też nie dawał jej pieniędzy.Nie pozwalał nosić jej torebki, ani tej, którą z sobą przywiozła ani też nie kupował jej innej uznając, że te elementy nie będą jej potrzebne. Po kilku miesiącach zorganizował jej pracę fizyczną przy obsłudze najgorszej maszyny, jaką posiadało przedsiębiorstwo, w którym zajmował wysoką pozycję i odtąd stale miał ją na oku. Nie zezwalał na zalożenie konta w banku a jedyną wartościową rzeczą, jaką mogła mieć przy sobie była karta abonamentowa na przejazdy. Uważał, że jest dla niej dobry. We wszystkie święta składał jej życzenia i czule całował. Czasem kupowal skromny bukiet kwiatów, który mogła podziwiać wstawiony w modny wazon na stole. Nie rozczulał się nad nią i nie zastanawiał, że chodzi smutna. Czasem zwracał się do niej

- Kochanie -

Kiedyś do Polski posłal jej przecież kartkę z fragmentem wiersza:

" Wunderbar ist das Glück:

Fest und stark, zart und zerbrechlich,

strahlend und Kostbar-

wie Eiskristalle,

die in der Sonne leüchten!"

Wszystko jest takie oczywiste.



DAMA Z KSIĄŻKĄ - opowiadanie drugie

Ruchomymi schodami jechali milcząc na ostatnie piętro księgarni.Gdy dotarli, przyspieszyła kroku i nie oglądając się na nikogo, pewna siebie podeszła do jednej z półek w dziale beletrystycznym. Odprowadzał ją ciepłym wzrokiem patrząc na jej dostojną postać . Widział, jak jej wzrok badawczo przesuwa sie po jednym z rzędow książek , zatrzymuje się uspokojony i zastyga na moment w zastanowieniu.Usmiechnęła się subtelnie i delikatnie pieszcząc palcami wysunęła jeden z woluminów, zniżyla głowę, jakby modląc się nad jego kartami.

Ach, jakże on ją kochał!

Byli małżeństwem od ponad dwudziestu lat a jego umysł nadal szalał z rozkoszy na samą myśl o tej pięknej kobiecie.Pełna sukcesów, choć całkowicie absorbująca adwokacka kariera pochłaniala jego czas i wdzięczny był tej zjawiskowej kobiecie, że zechciała być jego żoną. Wdzięczny, że zawsze, gdy późnymi wieczorami wracał do obszernego, wygodnego domu czekała na niego tak samo zachwycająca i elegancka jak w dniu , w którym ujrzał ją po raz pierwszy.Jego życie wypełnione było bez reszty spotkaniami z klientami, współpracownikami, uczestniczeniem w rozprawach sądowych czy zawodowych kolacjach przeciągających się często do późna.A ona zawsze na niego czekała otaczając się jedynie coraz intensywniej pęczniejącą biblioteką.Niewiele rozmawiali i nie wychodzili razem ani też nikogo nie gościli w swoim domu. Pozostawiał jej do dyspozycji sporą sumę pieniędzy nigdy nie rozliczając z wydatków. Pragnął, żeby o siebie dbała.Rankami pozostawiał ją spiącą a wieczorami spoglądał, jak wytwornie ubrana, z doskonałym makijażem i wypielęgnowanymi palcami, pozdrawiając go tylko z daleka oddaje się całkowicie, ekstatycznie kolejnej lekturze. Wydawało mu się, że jej odzienie lub nastrój wyrażany nieustannym milczeniem bądź tajemniczo iskrzącymi oczami i mocniej falującą piersią ma nie tyle związek z czytanymi książkami co z jej delikatną naturą i małomownością.

Zwykle ulegal jej prośbom i przywoził ją do największej i najlepiej w mieście zaopatrzonej księgarni.Wjeżdżał z nią na ostatnie piętro by zostawiać samą i obserwować jak wnika w ten świat nie żegnawszy się ni słowem, milcząca, piękna, ukochana.

Dziś patrzył na jej smukłą postać. Patrzył, jak długim, lekkim krokiem, w lakierowanych butach na delikatnych, podobnych jej nogom obcasach idzie bezszelestnie po miekkiej wykładzinie w kierunku pustej kanapy, na maleńki stoliczek odkłada wybraną książkę.Odkłada ostrożnie, jakby bojąc się urazić.

Osuwa z ramion sięgający łydek płaszcz ukazując swoje piękne kształty podkreślone jedwabną, liliową suknią. Widział jak zasiada zakładając nogę na nogę lekkim, pelnym erotyzmu ruchem, jak przerzuca długie, lśniące perłowo włosy w tył zgrabnej głowy podkreślonej delikatnie migocącym w świetle złotem lańcuszka. Patrzył, na jej ręce dotykające lekko opuszkami powierzchnie stron lub przesuwające się po nich całą powierzchnią jakby przygotowując, oswajając kolejne kartki. Patrzył na jej piękne , niebieskie oczy iskrzące czytanymi wyrazami, jej zmysłowe, muśnięte rubinową pomadką usta to nabrzmiewające z wolna, to subtelnie drgające kącikami.

Tylko w takich momentach mógł ją taką widzieć. Tak bardzo ją kochał.

6 Feb 2009

Opowiadanie pt. O TROJANACH, BANANOWCU AMERYKAŃSKIM I O TYM, JAK Z CIOCIĄ KRYSIĄ ZOSTAŁYSMY TERRORYSTKAMI - opowiadanie na Karnawał

O zagrożeniach ze strony trojanów, robaków, wirusów i innych tym podobnych ludojadów wie każdy użytkownik sieci internetowych. Ja nie jestem specjalistą w tej dziedzinie i nie będę dawać rad, jak się ustrzec i uniknąć pewnej śmierci co najmniej myszy, procesora albo zapiskow. Zlodziejstwo powstalo razem z ludzkością, karane radykalnie cięciem przez niektóre nacje do dnia dzisiejszego. Podglądanie zaś nie jest karalne a szpiegowanie owszem, ale tylko w niektórych przypadkach. Przyznaję bez bicia, że sieci netowej używam po laicku, traktując li tylko, jako narzędzia zdobywania wiedzy i szybkiego kontaktu z ludźmi, których mi często , zwłaszcza tych przez duże " L" brakuje. Pisałam kiedyś o tym, że komunikatora GG używam już tylko pod pewnymi zawoalowaniami, żeby ustrzegać sie natrętów i szukających darmowych sx-kontaktów żonkosi.Ale od początku.

Mam ci ja sobie Ciocię Krysię, którą bardzo lubię, jednak kontakty mamy ograniczone odkąd zamieszkałam za zachodnią granicą i odkąd moja Ciocia szczęśliwie ( ku mojej zazdrości !!!! ) przeszła na bardzo wczesną emeryturę i postanowila zwiedzic trochę świata bawiąc tu i tam u swojej rozproszonej po tymże rodziny. Udało się nam spotkać tego roku w styczniu. Spotkanie ubarwione śmiechem, oglądaniem familijnych zdjęć bylo rownież pelne wspomnień kulinarnych, jako że Ciocia Krysia uwielbia rozkoszować się przygotowywaniem potraw, wkładając w to sporo serca. Na nasze spotkanie przygotowalam przez siebie upieczone, niemieckie ciasto bożonarodzeniowe Stolle a Ciocia swoje osobiste, amerykańskie odkrycie. Nie miałyśmy wówczas czasu, żeby wymienić sie przepisami więc spotkanie zakończyło sie umówieniem na wymianę mailową. Pożegnałysmy się szczęśliwe i wrócilyśmy do swojego normalnego życia.Przed trzema tygodniami spostrzegłam, że nie mogę mimo wielu prób wysłać jej mojego przepisu.Stale odpowiadała mi automatyczna maszynka,że skrzynka Cioci jest przepełniona. Wydało mi się to trochę dziwne, no ale tak przecież bywa z zaniedbaniami.Powiadomiłam ją o tym fakcie przez GG. I nic. Brak odpowiedzi. Aż tu ni stąd ni z owąd wskakuje mi po zalogowaniu się na komunikator jej stara informacja, dokładnie sprzed 3 tygodni z przepisem na amerykański bananowiec i ze zdziwieniem w dopisku, że niby co ja to wymyślam, jej skrzynka mailowa jest duża, ma .... GB i ma dobry komputer i że ona do mnie wypisuje na GG i stracila już cierpliwość.......

Gdy tylko odczytałam tę wiadomość, komunikator pokazał mi jeszcze dwie inne przesyłki - jeden od mojej córki z linkiem na zdjęcie, komuniakt z tą sama datą, co od cioci, czyli stary ) i jeszcze, jakby niedostarczony list , który sama do mojej córki wówczas wysyłałam z opisem mojego snu ( córka zbiera takie zapiski ) w którym była mowa o locie samolotem do Londynu przy Egipt! Tak! Przez Egipt!Na zdjęciu przesłanym przez corkę był dziwaczny scyzoryk o kilkudziesięciu ostrzach, ktore to zdjęcie znalazła była w necie ( czasem przesyłamy sobie rozmaite śmiesznostki dla poprawy humoru )

Zaskoczona całym tym GG - owym zamieszaniem opowiedzialam o wszystkim osobistej ochronie czyli mężowi.

- Ochrona antyterrorystyczna wyłapala wasze listy i po przeanalizowaniu wypluła z powrotem - odparl ze znawstwem, jak zwykle racjonalnie myślący , dobrze poinformowany małżonek.

Od wczoraj net działa mi , jak zamulony. Czyli co? Jestem na widelcu!!??

Tylko nie wiem co zaważyło - 4 banany albo może 1 szklanka rodzynek czy mała puszka ananasow w krążkach?

Oceńcie sami - przepis na bananowiec podaję na moim blogu - kuchennie, niestety nie sprawdzony! Ze strachu!!

I tu odezwa do stale czuwających krasnali bezpieczeństwa!

Może przez te 3 tygodnie, może a nawet na pewno próbowaliście co z tego "ciasta" wyjdzie!! No to bardzo was proszę napiszcie chociaż czy smakowalo! Ciocia Krysia sie ucieszy! Wasza Nina

2 Feb 2009

Y TEMPERAMENTO

ROBERTO FONSECA. Postać fascynująca.Charyzmatyczny pianista i kompozytor jazzowy.I to o moim jego muzyki poznawaniu chcę napisać.Może dlatego, że karnawał. Może dlatego, że jakos mi smutno na duszy i szukam sobie sposobu na entuzjazm.Rozgrzanie nerwów.Lekki rausz.

Jaka szkoda,że nie można ( albo nie wiem jak można ) pokazać Wam JAK gra na łamach tego bloga.Mogę zaproponowac jedynie odszukanie w youtube

Zetknęłam się z jego muzą w ubiegłym roku. Przypadkowo.W Essen rokrocznie odbywa się Festiwal Fortepianowy, ktorego organizatorzy starają sie zaprosić do trwjącego przez niemal cały rok koncertowania wybitnych pianistow i nie tylko klasyka jest prezentowana.W roku 2008 mogłam uczestniczyć w dwu wybitnych prezentacjach, Chick Corea i Roberto Fonseca Group.

Przeglądałam w necie ofertę programową i zobaczyłam obok, nic mi wówczas nie mówiącego nazwiska, miłą, usmiechniętą twarz ciemnoskórego młodego mężczyzny w malym, czarnym kapelusiku ze skóry. Ten portret przywołał moje wspomnienia z innego festiwalu Essen Oryginal z 2003 roku i koncert na wolnym powietrzu grupy Buena Vista Social Club. Dwudziestopięcioletni Roberto prezentował sie tak jak we fragmencie z YouTube pt: BVSC-La Musica Cubana -(JLP jazzfestival 1) i z tym samym, nieżyjacym już Ibrahimem Ferrer.

Zaglądnijcie proszę.

Pamiętając ich piekną, autentyczną grę, żywiołowość wiekszości wiekowych już muzków, publiczność podniecaną niecodziennie, podrywaną do tańca przez tego młodego czlowieka i jego fortepianowe perełki postanowilam, że muszę koniecznie posłuchać jego już samodzielnego koncertu.

I zostałam U W I E D Z I O N A. W Grillo Theater w Essen!Na promocji debiutanckiej płyty ZAMAZU. I to w obecności osobistego małżonka, który nic o owym uwiedzeniu pewnie nie wie.

Mała salka tego teatru szybko sie zapełniła. Na scenie staly zwykłe instrumenty muzyków. Czaiło się wyczekiwanie nieznanego.Światla pogasły.Jeszcze tylko paru spoźnionych reporterow śpiesznie zajmowało miejsca w pierwszym rzędzie. Muzycy weszli luźni, uśmiechnięci ale jednocześnie skupieni. Na końcu Roberto Fonseca przyodziany w ogniste oczy, uśmiech szczery, niebotycznie szeroki, pełen perlistych ,śnieżnobiałych zębów. Usiadł lekko, bezszelestnie przy swoim fortepianie, ułożyl ręce na klawiaturze......gestem tym uzyskując TO, czego pragnie każdy artysta - absolutną ciszę....... ..Zagrali

YouTube roberto fonseca y temperamento

Roberto Fonseca. Jego wirtuozeria, charyzma, emanacja niesamowitą energią, charakterystyczna gra z głową odchyloną silnie do tyłu, całym ciałem, czasem unosząc do klawiatury kolano prawej nogi, jakby chciał dodać jej brzmienia swojego ciała.

YouTube - Roberto Fonseca Zamazu Tour Bucharest 2008

Ten genialny muzyk urodzil się w Hawannie w ubogiej rodzinie w 1975 r.Starał się w dzieciństwie towarzyszyć muzykującej mamie, szybko zauważony zastąpił, zmarłego w 2003r słynnego Rubena Gonzales, pianistę Buena Vista Social Club. Gra ze starymi herosami cubana jazz - Omera Portuondo, Guajiro Mirabal, Cachaito Lopez i z amerykańskimi gwiazdami jazzu / Herbie Hancock, Wayne Shorter, Michael Brecker, Brian Blade /

W swojej tworczości czerpie pomysły z rdzennej, ludowej muzyki kubańskiej łącząc ją intrygująco z jazzem, Jungle, drum and bass, klasyką i soulem nigdy nie zapominając o swoich afro-kubańskich korzeniach.

A na koniec taki fragment dla Was, jeżeli zechcecie sobie posłuchać

You Tube- pt Roberto Fonseca, trwajacy 6 min 03 sek.

PS. W tym roku w Niemczech będzie koncertował w kilku miastach, choć jego tegoroczne plany są otwarte. M. in. Kassel 29 lipca, niestety, jego strona netowa nie podaje jeszcze w jakim miejscu.Może ktoś zaprosi go do Polski?

Pozostając w klimacie tej z temperamentem powstałej strony świata, na moim blogu - kuchennie, przedstawiłam przepis na drink z Tequilą pt CUDOWNA MARGERITA JAZZBUNT. Serdecznie zapraszam.

1 Feb 2009

ALBUM

Na małych powierzchniach prywatnych fotografii

świat nie jest taki zły

rozmawia ze mną prostymi zdaniami

spokojnie bawi się moją pamięcią

czasem pokazuje kwiaty kwitnące

od lat

takie same

inne znaczenie gestów

patrzy mi długo w oczy

nic nie ma do ukrycia...

28 Jan 2009

KARNAWAŁ

Na dzisiejszej przerwie rwetest był powszechny bo ktoś rzucił niechcący hasło KARNAWAŁ. Każdy pożądny mieszkaniec zachodniej części Niemiec bieże w nim udział. Mniej czy bardziej zaangażowany ale stara sie zaistnieć. W myśl obowiązującego tutaj porzekadła - " JEŻELI NIE BĘDZIE SIĘ GŁUPCEM PODCZAS KARNAWAŁU TO BĘDZIE SIE NIM PRZEZ RESZTĘ ROKU "

Dlategoteż każdy z moich kolegów, młody i starszy chcąc sprostać tej zasadzie wymyśla sobie jakieś zabawy ze znajomymi, odwiedza tzw. karnawałowe stodoły, żeby uczestniczyć w przedstawieniach przebierańców, śpiewać sprośne lub dowcipne piosenki, poprawiać sobie humor salwami bardzo glośnego śmiechu w czasie słuchania wiców wymyślanych z ogromną obfitością co roku.



Takie karnawałowe spotkania w " stodołach " są regularnie transmitowane przez tv WDR przez cały okres karnawału poczynając od Jedenastego, Jedenastego o Jedenastej Jedenaście ( o tajemniczości pochodzenia tej magicznej daty pisałam już w poście z 12.11.08 pt Elften, Elften um Elf), gdyż o tej godzinie, co roku na Starym Rynku pod Katedrą w Köln zbiera się pierwszy karnawałowy tłumek dowcipnisiów w rozmaitych przebraniach.Zarówno spotkania na Starym Rynku, w " stodołach " jak i organizowanie innych zabawnych obchodów i ostatecznie karnawałowego pochodu w Rosenmontag ( różany poniedziałek ) są przede wszystkim inicjatywą rzemieślniczych ferain - GILDE. Albo rodzin, które od wieków odgrywają te same postacie, ze względu na koszt całego jednego kostiumu - obecnie ok 5000 Euro.

Jak stara jest tradycja karnawału niemieckiego nikt nie był mi w stanie wyjaśnić, nawet moja ulubiona koleżanka Edith, ktorej mąż wywodzi sie z rodziny o ogromnych tradycjach i będąc rzemieślnikiem stoi jednocześnie na czele jednej z Gild.

Karneval, oznaczający z łac. pożegnanie z mięsem, przywędrował tutaj wraz ze zdobywcami ziem nadreńskich, starożytnymi Rzymianami. Niemcy nazywaja ten okres PIĄTĄ PORĄ ROKU - czego podkreślenie słyszę zawsze z ust moich znajomych. Określa się go tutaj również jako strząsanie kurzów przeszłości.



Zdjęcie starorzymskiej maski karnawałowej, ktore zrobiłam w Britisch Museum w Londynie

Historię karnawału w tej części Europy dzieli się na trzy etapy:

I - starożytny - Rzymianie odgrywali najczęściej sceny zamiany pana w niewolnika i niewolnika w pana.

II - średniowieczny - starcie z wielkim postem.

III - 1824 r. - współczesny / wtedy to ugruntowały swoją obecność trzy główne postacie kolońskiego karnawału - KSIĄŻĘ, CHŁOP I DZIEWICA /

Na początku II Wojny Świat. karnawaliści najczęściej wyśmiewali sie z Żydów. Później na kilka lat obchody karnawałowe zostały zawieszone by powrócić w 1949 do tego zwyczaju.

Współcześnie strząsa sie kurze przeszłości chodząc w przebraniu wieczorami i nocą po ulicach. Przy piwie bądź sznapsie doskonali się w knajpach stare przyśpiewki.Przebranie się i przywdzianie maski uprawniania do bezkarnego naśmiewania sie z innych a kwintesencją tych podśmiewajek jest KÖLSCHFEST - karnawał uliczny w Köln, ktory odbywa sie zawsze w ROSENMONTAG ( rożany poniedziałek ) przy udziale ok 1,5 mln osób, również gości - przebierańców z zagranicy.Wszyscy są mile widziani i pozdrawiają się słynnym karnawałowym HALAU.

Wszystkie Gildie po całorocznych przygotowaniach prezentują w charakterystycznych dla siebie ubiorach swoje humorystyczne podejście do aktualnych kwestii spolecznych i politycznych. Bardzo starym zwyczajem są stroje w charakterystycznym kolorze Preusischblau, zwanym też Königsblau / czyli pruski błękit lub królewski błękit /

Co roku wielogodzinny pochod wieńczy parada z " królewską " karocą, na której zasiada Król Karnawału wybierany corocznie.

Wszystkie Karnevalzügen ( pociągi ) rozdają, wyrzucając w kierunku stojącego wzdłuż paradnej drogi tłumu ogromne ilości słodyczy, kwiatów, czasem drobnych owoców lub zabaweczek.

W dzień po Rosenmontag organizowane są mniejsze paradu w dzielnicach i małych miejscowościach zaś koniec karnawału to udawana ceremonia pogrzebowa, będąca tradycją od ok 500 lat czyli nocne przedstawienie palenia kukły, zwana NOC ISKIER.

Od ośmiu lat, czyli od czasu, gdy zamieszkalam tutaj , w porze karnawału spotykały mnie rózne karnawałowe niespodzianki. A to np w jakims miejskim tramwaju, automat ogłaszajacy zwyczajowo nazwy przystankow zaczynał mówic śmiesznym głosem albo opowiadał wice lub spiewał, a to motorniczy coś zabawnego nawoływał, a to ktoś w pracy przebierał się za jakąs postać i wędrował po firmie rozdając słodycze.

O moich miłych karnawałowych obserwacjach moglabym opowiadać dużo. Na dzisiaj jednak chyba wystarczy a jako dodatkowy element tego opowiadania będzie zaproszenie Was wszystkich do karnawałowego stołu na mój blok kulinarny, do ktorego link mieści się po prawej stronie. Umieściłam tam przepisy na karnawałowe pączki z Köln, Niebo i Ziemię, Koloński Kawior czy wspaniały Tort Wiśniowy. Serdecznie zapraszam.



źródło www.epochtimes.de

Zdjęcie przedstawia szwarcwaldzkie pączki "Stefania" o tej samej recepturze co kolońskie i trzy figury, charakterystyczne dla karnawału w tej części Niemiec, zwanego FASTNACHT.

21 Jan 2009

Opowiadanie pt.MYSZEŃKA - Niby Bajka

Piotr, jak w każdy dzień powszedni, podążał zamaszystym krokiem przez puste jak zwykle ulice. Nie miał zbyt daleko do domu ale lubiał przyglądać się ludzkim twarzom, błękitniejącym raz słabiej raz mocniej od świateł komputerowych monitorów zza okien mieszkań. Na ulicach od dawna nie można było spotkać zbyt wielu mieszkańcow tego ogromnego miasta ale ludzie przestali zasłaniać swoje okna.Przecież wiekszość z nich nie posiadała dużych ilości mebli, bibelotów a nawet kwiatów w donicach.Nie warto było nawet zastanawiać się, jak kto sobie żyje.Bowiem wszystkich ludzi, dużych i małych, mniej czy bardziej znaczących dorosłych i dzieci interesował tylko jeden pozornie wspólny świat wirtualny.

Globalny przemysł zajmował się tylko produkcją komputerów i innych elektronicznie sterowanych urządzeń komuniakcyjnych. Pozostałe, mało użyteczne drobiazgi wyrabiał słabnący przemysł lokalny. Budownictwo mieszkaniowe niemal ustało bo i dzieci rodziło się coraz mniej.Ostatnimi laty trzeba bylo jedynie zatroszczyć się o wiekszą ilość azylów dla zwierząt domowych, których ludzie masowo się wyzbywali. O ileż ciekawszy i milszy był kontakt z internetowym wyobrażeniem zwierzęcia niż z jego rzeczywistą, często kłopotliwą, alergiczną nawet dla zmysłów obecnością.Zniknęły kwiaciarnie i szklarnie, bo nikt nie chciał przecież tracić czasu na pielęgnację roślin i tak chronicznie chorych od domowego, przesyconego szkodliwymi jonami powietrza.

Ludzie nie czuli się w żaden sposób wyizolowani bo kontaktowali sie ze sobą drogą elektroniczną. Czasem nie znali nawzajem swoich twarzy, swoich głosów ale to nie stanowiło przeszkody.A jakież było wygodne!

Piotr, podobnie jak inni, interesował się tylko nowinkami elektrotechnicznymi i uważał, że jest to normalne w dzisiejszym świecie. Z dziećmi wlaściwie też nikt już problemów nie miał bo i rodziło się ich coraz mniej, a te, które przychodziły na świat wychowywały się jakoś tak same, przed komputerami, przy pomocy internetowych bajań i elektronicznych obrazów. Ludzkość nareszcie wypracowała sobie swój własny, bezproblemowy, święty spokój. Wielu nawet nie musialo wychodzić z domów, bo ich miejsce pracy znajdowało sie we wnętrzu wlasnych, ukochanych komputerów.

Piotr jak zawsze, wchodząc do domu pozdrowił głośno żonę.

- Na obiad masz dzisiaj Gorący Kubek o nowym, serowym smaku - prawie jak founde - odkrzyknęła nie odrywając oczu od monitora, dumna ze swego odkrycia kobieta.

Gdy Piotr wychodził z toalety poczuł dziwny, nieprzyjemny odór.Przez chwilę nie mógł przypomnieć sobie, skąd go znał?..........

- Tu śmierdzi myszami! - zawołał z oburzeniem.

Zaskoczona niespodziewanym krzykiem żona Piotra wyłączyła swój laptop:

- Skądże tutaj nagle myszy?! Przecież wszystko już od dawna jest wysterylizowane i zabezpieczone przed pojawianiem sie jakichkolwiek zwierząt!!

Zapach jednak był.

Piotr postanowił natychmiast podzielić się swoim " znaleziskiem" na odpowiednim forum internetowym i zapominając o galopującym głodzie włączył swoje cacko. I nic. Cisza! Maszyna ani drgnęła.

- Co jest? - pytał sam siebie i zainteresował się sprzętem żony.

- A niech to szlag ! Ten też nie działa, mimo że żona przed chwilą coś w necie sobie czytala?!!

Zaskoczony sprawdził nerwowo modem i wszystkie złącza, zasilanie sieci całego domu. Teoretycznie wszystko było w porządku. Chwycił za słuchawkę telefonu stacjonarnego - brak sygnału.

- Handy!! - gdzie jest handy.

Gdy tak przeszukiwał wszystkie kieszenie i zakamarki, jak nagły zgrzyt hamulców podziałał na niego histeryczny pisk żony,

- Piiiiiotr!!!

- Zobacz, co znalazłam - już spokojniej dopowiedziała, gdy przybiegł. Na jej wyciągnietej dłoni leżał telefon komorkowy. Miał pogryziony wyświetlacz i wszystkie przyciski.

Nie działał też telewizor, nie funkcjonowalo radio.

Zdezorientowany, wściekły usiadł przed swoim komputerem próbujac jeszcze raz go uruchomić. Ale urzadzenie, uśmiercone jakimś niewyobrażalnym sposobem ani drgnęło.

Osłabły z bezsilności skrył twarz w swoich dłoniach próbując skupic myśli.

Jakiś szmer obudził go z odrętwienia.............

Na biurku, na owalnej nodze monitora przycupnęła małeńka, brunatna myszka. Przednimi łapkami przytrzymywała kawałek kolorowego kabelka i raz po raz go pogryzała.Przglądała się Piotrowi swoimi wyłupiastymi oczkami przekrecając co rusz ryjek, jakby sie ironicznie usmiechała.

- Czego chcesz ode mnie przebrzydły zwierzaku!!! - wrzasnął Piotr i podbiegł do okna gwałtownie odsuwając krzesło.

Ujrzał, jak z okolicznych domow wybiegają ludzie tu i owdzie tworzący grupki. Ulica od niepamiętnych czasów coraz bardziej sie zaludniała. Po gestach poznawał, że wszyscy rozmawiali najwyraźniej czymś przerażeni .

- Co się dzieje u licha? - mruknął do siebie pod nosem i wybiegł z domu.

Okazało się, że nie tylko on nie miał dostępu do wszystkich mediów ale tylko on czuł w swoim domu zapach myszy. Bezradny tłum zdawał się pytać jednym głosem - Co teraz będzie? Jedynym komunikatorem stała się na powrót żywa, ludzka mowa.

Nie wiadomo kiedy i skąd wyłonił się nagle policyjny, nawołujący z głośników radiowóz:

- PROSIMY O ZACHOWANIE SPOKOJU.OBECNIE JEDYNĄ FORMĄ KOMUNIKACJI SĄ POLICYJNE GŁOŚNIKI.W MIEŚCIE SĄ USZKODZONE WSZELKIE KABLE I ŁĄCZA.POLICJA UWAŻA,ŻE KTOŚ KIERUJE TYM SABOTAŻEM, BO ILEKROĆ AWARIE SĄ USUWANE TO NATYCHMIAST POWSTAJĄ NOWE W INNYCH MIEJSCACH.PROSIMY O ZACHOWANIE SPOKOJU I POMOC W UJĘCIU SPRAWCÓW.OBECNIE JEDYNĄ FORMĄ KOMUNIKACJI SĄ POLICYJNE GŁOŚNIKI..........

Tłum zastygł z przerażenia.Nikt nie odważył się nawet wypowiedzieć słowa.Tylko..............

- Kto ośmielił się pogwizdywać tak wesolo? - pomyślał Piotr podnosząc wzrok ku górze, skąd dochodziła owa melodyjka.

- Coś mi przemknęło między nogami - wyszeptał z przerażeniem sąsiad.

- A mnie coś otarło się o kolana - rzekł następny.

- I ja poczułem zwierzęcą sierść pod dłonią - wołano tu i ówdzie.

Ludzie, rozglądając się z niepokojem stanęli ciasno na środku ulicy.

Powoli, gdzieś z tyłów domów, zza krzewów, spośród gałęzi drzew zaczęły nieśmiało wyglądać zwierzęce głowy. Najpierw, odważniejsze jak zawsze psy stawały przy ludziach spoglądając łagodnie i wesoło merdając ogonami, koty pomiałkując, przyjaźnie ocierały się o nogi najbliżej stojących albo badawczo dotykały miękkimi łapkami.Chomiki i świnki morskie baraszkowały na trawnikach. Skądś wypełzały oswojone kiedyś w domowych terrariach węże i inne reptilia. Papużki Nimfy siadały na ramionach zaskoczonych, szukając łebkami ciepła ludzkiej skóry.

Piotr sięgając po coś do kieszeni poczuł pod palcami miękki, gorący brzuszek i łagodne bicie maleńkiego, mysiego serduszka.

Nazajutrz miasto ożyło.Parki i skwery zapełniły się na powrót ludźmi oraz spacerującymi obok nich pupilami. Wszyscy pozdrawiali się, wesoło i ochoczo z sobą rozmawiali nie wspominając ani słowem o wczorajszej awarii. Świat wirtualny nie miał przecież aż tak wielkiego znaczenia.